Jak dojechaliśmy do domu, okazało się, że w międzyczasie przyjechał kurier i przywiózł mojego laptopa. Skacząc z radości pobiegłam do mojego pokoju i go rozpakowałam. Pierwsze co zrobiłam, to poskypowałam z rodzicami przez prawie 2 godziny, mama dała mi przepis na naleśniki i mam zamiar zrobić je jutro na śniadanie, mam nadzieję, że nie spalę domu :D Dzisiaj na śniadanie zrobiłam sobie jajecznicę na cebuli i host mama wybałuszyła oczy, co też ja wyrabiam xD Oni tu nie znają jajecznicy, więc to było dla nich coś nowego, ale muszę wam powiedzieć, że tutejsze jajka i cebula mają o wiele mniej smaku niż te w Polsce. Amerykanie nie mają także pojęcia o białym serze, a ich żółty ser smakuje jak plastik. Także naleśniki pewnie zjemy z nutellą i z dżemem, spróbuję też z masłem orzechowym, którego hości mają chyba z 10 wielkich słoików w szafie z jedzeniem. Większość "słoików" tutaj jest plastikowa, bardzo rzadko widuję szklane.
Potem pojechaliśmy na Fire Fest do pobliskiego miasta, które nazywa się Buda :D Myślałam, że to będzie jakiś wielki festiwal itp. itd. a tu okazało się, że mieli tylko kilka straganów, pompowane zjeżdżalnie dla dzieci i strefę z jedzeniem i sceną, do której za wejście trzeba było zapłacić 20$, więc tam nie szliśmy. Ogólnie to był jakiś festiwal strażacki, strażacy mieli tam zawody w noszeniu kukieł na konstrukcję symulującą klatkę schodową i z powrotem, bieganiu po schodach itd. Była zaledwie garstka ludzi, może ze względu na upał jak na pustyni, i przez większość czasu staliśmy w miejscu, więc jedynie gadałam z host tatą. Z host mamą nie gadam za dużo, ona nie jest jakoś specjalnie rozmowna, ale jest miła.
Przy straganie ze szklanymi zwierzątkami ręcznie robionymi i rosyjskimi babuszkami zaczęłam gadać ze sprzedawcą i jak zwykle zeszło na rozmowę o wymianie. Powiedziałam mu, że jak byłam w tym roku nad morzem, to widziałam stoisko z takimi samymi zwierzątkami ze szkła, jakie on sprzedawał. Powiedział mi, że był w Polsce kilka razy i że to piękny kraj, i przyznałam mu rację. Mówił, że bardzo chciałby pojechać w góry, które są cudowne. Później pogadaliśmy o Krakowie :D Znał trochę rosyjskiego, powiedział mi jak jest "jeż" po rosyjsku, a ja mu powiedziałam po polsku. Zaoferował mi nawet zniżkę na zwierzątka, ale i tak nic nie kupiłam, bo mi to niepotrzebne do niczego.
Wieczorem pojechaliśmy do restauracji w Austin - "Texas Roadhouse. To było bardzo ciekawe doświadczenie xD Po pierwsze, na każdym stoliku stało wiaderko z orzeszkami ziemnymi i można było jeść, ile tylko się chciało. Co więcej, skorupki od orzechów należało wyrzucać na podłogę! Przynieśli nam także 2 koszyki bułeczek prosto z pieca i masło cynamonowe do tego! O jeju, zakochałam się w tych bułkach! Przy wejściu do restauracji można było zobaczyć, jak je wypiekają, widziałam jak piekli chyba z 500 bułeczek jednocześnie, co było całkiem normalne, ponieważ w restauracji była chmara ludzi i hałas jak w McDonaldzie. Nie zamawiałam nic, bo nie byłam zbyt głodna, do tego najadłam się orzeszkami i tymi bułkami oraz takimi kulkami wielkości piłki do ping-ponga, które pod chrupiącą powłoką miały ser żółty z warzywami i buły mega ostre. Je także dostaliśmy za darmo. Na dodatek hości i Mirabelle dali mi spróbować swoich dań, więc z restauracji wyszłam z pełnym brzuchem. Host mama zamówiła słodkie ziemniaki i jakieś warzywa, Sam miał makaron w serze żółtym i z mielonymi jabłkami, host tato sałatkę grecką a Mirabelle jakieś mięso, tłuczone ziemniaki z sosem i tego słodkiego ziemniaka. Ziemniak był bardzo dobry, pomarańczowy w środku i przekrojony na pół, a na górze były rozpuszczone i pieczone pianki marshmallows, takie do grillowania.
Ktoś z was mnie pytał, kto płaci w restauracji za jedzenie. No więc zazwyczaj płacą hości, ale dzisiaj na przykład kazali mi i Mirabelle płacić za siebie, więc już sama nie wiem. Zapytam ich jeszcze dzisiaj albo jutro. To znaczy ja i tak nic nie zamówiłam, więc nie płaciłam, ale Mirabelle tak, z czym na dodatek miała problem, bo nie rozumiała paragonu, który się tutaj wypełnia, wpisując napiwek i dając swój podpis, więc Lynne musiała jej pomóc. Wiem, że według zasad wymiany hości mają mi zapewnić 3 posiłki dziennie.
A propos restauracji, to tutaj trzeba dać kelnerowi napiwek i musi to być co najmniej 10% kwoty, jaką się wydało na jedzenie, nie wiem nawet czy nie 15%. Dowiedziałam się o tym od host taty kiedy gadaliśmy w restauracji, przegadaliśmy w sumie cały pobyt tam :D Fajnie się z nim gada, on bardzo lubi opowiadać mi o USA. Jak mu powiedziałam, że w Polsce nie wynosi się do domu jedzenia, którego się nie dojadło w restauracji, co jest normalne w USA, to był bardzo zdziwiony xD
A teraz to, na co wszyscy najbardziej czekali, czyli... zdjęcia!
Highsteppers - szkolny zespół taneczny, w którym tańczy Kaeleigh. Nie ma tu wszystkich tancerek, w sumie jest ich ok. 50 |
To również ten zespół. |
Ja i host siostra na meczu futbolu. |
Ja i Sam - kazał mi zrobić zdjęcie swoim iPadem :) |
Dzisiaj na festiwalu :) Mirabelle, Kaeleigh i ja. |
Z Olą w samolocie do Amsterdamu. |
Samolotowe jedzonko z pierwszego lotu. W drugim dostałam 10 razy więcej :D |