Wczoraj znów byłam w Warszawie, aby zakończyć proces wizowy. Autobus jak zwykle w środku nocy, tym razem o 1:10, aby o 6 być na miejscu. Jechałam razem z mamą, ale w trakcie jazdy zaczęła się strasznie źle czuć. Powiedziałam jej, że mogę jechać sama, więc zadzwoniła do taty, żeby po nią przyjechał. I w ten sposób zostałam sama (nie żeby mi to przeszkadzało xD). Dzięki temu załatwiłam więcej spraw i nie musiałam w kółko jęczeć:"Mamo, idź szybciej", "Mamo, chodźmy już", "Mamo, kiedy idziemy?".
Po przyjeździe weszłam w podziemia dworca centralnego i zostawiłam cały bagaż w skrytce na klucz, ponieważ do ambasady nie wolno nic wnosić. Żadnych telefonów, żarcia, picia, itp. Torebek i plecaków też nie można mieć. Także zostawiłam wszystko oprócz portfela, dokumentów i mapy Warszawy. Zasiadłam w McDonaldzie i przestudiowałam mapę. Stwierdzam, że szkoła jest przereklamowana, ponieważ w ciągu tego jednego dnia, kiedy byłam zdana na siebie, nauczyłam się więcej niż przez parę tygodni szkoły. Powtórzyłam zamianę skali aby obliczyć, jak daleko mam do ambasady. Wyszło pomiędzy 2 a 3 km, więc postanowiłam iść na nogach. Zostało mi jeszcze dużo czasu, rozmowę z konsulem miałam umówioną na 8:30, więc złożyłam wizyty w kilku kioskach i poczytałam sobie gazety :D
wejście do ambasady |
Najpierw trzeba przejść przez kontrolę jak na lotnisku i pokazać paszport. Okazuje się, że jednak można mieć telefon, tylko trzeba go wyłączyć i im oddać na przechowanie. Torebki i teczki też ludzie mieli, ale nieduże. Później czeka się w takim dużym zadaszonym tunelu i wchodzi na hasło "Pięć kolejnych osób poproszę!" Jak już wejdziecie, to pokazujecie potwierdzenie umówienia się na rozmowę, paszport i DS-019 oraz dokument SEVIS. Trzeba zabrać ze sobą też parę innych rzeczy, ale mnie akurat o żadną z nich nie prosili. Na paszporcie i tych dokumentach przyklejają wam naklejki z kodem kreskowym i kierują do kolejnego okienka na niższym piętrze.
Tam dostajemy jeszcze jakiś papier oraz plik z informacjami o naszych prawach w USA i udajemy się do kolejnego okienka. Przykładamy palce do skanera, żeby pobrali odciski, odbieramy numerek i czekamy z nim na rozmowę z konsulem. Tam odpowiadamy na kilka banalnych pytań np. na ile, po co i gdzie jedziesz, jaką masz host rodzinę i w której będziesz klasie. Trwa to naprawdę krótko, potem konsul mówi, że paszport z wizą przyjdzie do was pocztą za 3-4 dni i to tyle. W sumie spędziłam w ambasadzie pół godziny. Wszyscy byli mili i pomocni, także nie ma się czego bać. Ogólnie cały proces wizowy okazał się całkiem prosty i nie było z tym dużo roboty. Najlepsze były pytania we wniosku online, np. czy brałam kiedyś udział w handlu narządami albo czy jestem członkiem organizacji terrorystycznej xD Uśmiałam się przy tym strasznie, aż mnie brzuch bolał :D
Po wizycie w ambasadzie poszłam do Złotych Tarasów a potem na spotkanie z panią Moniką - polską koordynatorką w biurze Foster. Pojechałam jeszcze na wystawę Bodies Revealed, poszłam do banku zapytać o konto w USA, zrobiłam zakupy ciuchowe i nabyłam Frappucino ciastkowo-czekoladowe w Starbucksie :) Pewnie nie zrobiłabym nic z tego, gdybym była z mamą (no może z wyjątkiem zakupów), więc polubiłam samotne wyjazdy. Wystarczy mapa oraz bilet dobowy na wszystkie środki transportu, no i oczywiście forsa xD Ale o tym wszystkim w innych postach, żeby was nie zanudzić!
Czyli masz już pewną wizę ? ;)
OdpowiedzUsuńtak
UsuńPodziwiam, ja bym chyba sama nie dała rady! Pewnie przez stres w ambasadzie i wgl... :P
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej! :)