Witajcie :)
Dzisiaj w szkole miałam aż 3 quizy! W Ameryce nie ma zasad w stylu "3 sprawdziany w tygodniu", "1 sprawdzian dziennie" itp. Możemy mieć quiz czy też test na każdej lekcji, a nauczyciele mogą zadać nam tyle zadania, ile im się żywnie podoba. Co nie znaczy, że tak robią :) Zazwyczaj na odrobienie zadania mamy kilka dni, czasem ponad tydzień, więc bez problemu możemy sobie rozplanować pracę.
Pierwszy quiz miałam z algebry, powtarzaliśmy poprzedni quiz, który podobno poszedł źle, ale jestem pewna, że mi akurat poszedł dobrze. Dzisiejszy też udało mi się rozwiązać, nie zrobiłam tylko jednego działania. Drugi quiz był z psychologii i był bardzo trudny, nie wiem, co z niego dostanę, ale raczej nie A. Samo słownictwo sprawiało mi trudność, bo było bardzo szczegółowe i specyficzne, do tego nauczenie się na pamięć wszystkich szkół psychologii i ludzi z nimi powiązanych - coś strasznego! Na szczęście pytania były A B C D E, więc coś na bank mam dobrze xD Trzeci quiz był z Theatre Arts, nasz nauczyciel codziennie w tym tygodniu każe nam pisać quiz z tego samego materiału, który na szczęście jest do opanowania w pół minuty. Mamy wiedzieć np. jakie są trzy niezbędne elementy teartu (aktor, publiczność i miejsce do występowania) i kilka innych banałów :) Po quizie robiliśmy ćwiczenia na scenie a następnie oglądaliśmy filmiki z youtube na ted.com (polecam). Na angielskim dostaliśmy kolejne słówka do opanowania, tym razem zaczynające się na literę B, mamy w domu znaleźć definicje, a w piątek będzie z tego quiz. Omawialiśmy też stworzenie świata według Indian (kobieta na grzbiecie żółwia, czy coś w tym stylu), w książce mieliśmy tekst i śledziliśmy go wzrokiem, a lektor z komputera czytał nam opowiadanie :)
Po szkole pojechałam z host mamą i siostrami do Walmartu, kupiłyśmy jedzenie, a Mirabelle kupiła sobie bluzki do chodzenia po domu. Opowiedziałam im historię o jedzeniu z McDonalda, kiedy to pojechałam z tatą w góry i w ramach eksperymentu zostawiliśmy jedzenie ze "Złotych Łuków" w lesie na jedną noc (chickenbox, o ile dobrze pamiętam). Po upływie tego czasu wróciliśmy w to samo miejsce, a zaobserwowane zjawisko odmieniło moje życie xD Otóż pudełka z jedzeniem były nadgryzione, ale jedzenie pozostało nietknięte, nawet mrówki po nim nie chodziły ani muchy nie siedziały, a leżał tam między innymi otwarty sos słodko-kwaśny! Skoro zwierzęta, które muszą polować i niekiedy głodować, nie chciały tego jeść, a nadgryzły pudełka (pudełka!!!), to wątpię, żeby to "jedzenie" miało cokolwiek wspólnego z czymś, co powinniśmy wkładać do żołądka.
Po powrocie z Walmartu, gdy otworzyliśmy garaż, wyszedł z niego gigantyczny czarny robal grubości palca i długości dłoni, z długimi pomarańczowymi nogami w ogromnej ilości i czerwonymi czułkami. Nienawidzę robali! Na sam jego widok chciało mi się rzygać. Host mama mówiła mi, jak się nazywał, ale już zapomniałam. Wolę nie szukać go w Google Grafice, bo mogę trafić na gorsze robactwo, lub, co gorsza, jeszcze mi się ów stwór przyśni. Cieszcie się, że mieszkać w Kraju Wolnym Od Robali, bo tutaj mają mnóstwo dziwacznych gatunków. Nie patrząc na to obrzydlistwo weszłam do domu, jakimś cudem zjadłam obiad, a potem odrobiłam lekcje.
Później Kaeleigh zaczęła piec ciasteczka na mecz futbolu. Zrobiła je na sposób "instant", charakterystyczny dla kraju za Wielką Kałużą. To znaczy: wyjęła z reklamówki trzy opakowania pianki ciastkowej, przypominające tabliczki czekolady wielkości zeszytu A5 grubego na 1,5cm, którą kupiła w Walmarcie. Ta beżowa pianka z kawałkami czekolady była już pokrojona w kostkę, wystarczyło tylko rozdzielić ją nożem, ułożyć tak powstałe kostki na blasze i włożyć do piekarnika. Spróbowałam tych ciastek i nie mają nic wspólnego z domowymi wypiekami, więc nie rozumiem, jaki był sens piecznia. Nie łatwiej po prostu kupić gotowe ciastka? Tak... Amerykanie... czasami nie mogę ich rozgryźć... xD Potem pogadałam z host mamą o zmianie mojego planu lekcji (dalej go nie zmienili! grrr...), teraz piszę bloga (odkrywcze xD), a jak skończę, mam zamiar poczytać książkę i pójść spać o dziesiątej, w przeciwnym razie jutro w szkole będę półmartwa. A jak tam u was w polskiej szkole? Macie już coś zadane? My mamy zadania domowe od pierwszego dnia :D
Zadania zadaniami. Gorzej, że jeden test już napisany, a drugi jutro. :D
OdpowiedzUsuńŚwietny post, jak zwykle!
Extra blog <3
OdpowiedzUsuńmatma, geo i nauczyć się na historię (historia przedmiot uzupełniający, grr nie po to szłam na mat-geo-inf żeby się historii teraz uczyć :/). Trzymaj się Marysiu. :)
OdpowiedzUsuńTy masz zadania od pierwszego dnia my mamy już od pierwszego dnia mamy zapowiedź sprawdzianu :P
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to witoj człowiekos, stwierdzam, że druga klasa to masakra już mam dość. Informacje : zmieniła nam się nauczycielka od łaciiiny (przedmiotu zła),ale nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać bo wydaje się strasznie surowa i zapowiedział mam już że będziemy pisać sprawdziany poza tym jest z uniwersytetu; nie zmieniła się pani super nauczycielka od biologii (ja zasypiam na jej lekcjach które teraz są codziennie więc powodzenia dla mnie) oraz matma też ta sama; książki od biologi i chemii z zeszytami ważą łącznie 2.5 kg, to jest ich misterny plan aby nam kręgosłupy zniszczyć; dalej jesteś w dzienniku tylko na miejscu 43 :P ; mam nadzieję że jeszcze kojarzysz moją nauczycielkę od angielskiego...tak, to super bo teraz uczy całą klasę.
To chyba wszystko, w tym tygodniu ja rezerwuje Skypaja jeśli się da :P A tak poza tym pozdrawiam i idę coś robić bo inaczej zasnę na siedzą co i nic nie zrobię :)
powodzenia, rezerwacja przyjęta!
UsuńNam też już pierwszego dnia pozadawali i lekturę już mam :P
OdpowiedzUsuń+ 3 kartkówki i sprawdzian ...
No cóż widać, że szkoła już się zaczęła :D
biolchem 2 klasa lo od 1 dnia napierdzielamy zadania... jest super
OdpowiedzUsuń