wtorek, 29 kwietnia 2014

Międzynarodowy Dzień Tańca - moja historia z tańcem

Witajcie!
Dzisiaj obchodzimy Międzynarodowy Dzień Tańca, więc po prostu nie mogłam nie napisać notki na ten temat :)

Jak wspominałam w poprzednich postach, taniec to moje hobby. Moja przygoda z tym sportem zaczęła się w czwartej klasie podstawówki. Kiedy byłam na zawodach akrobatycznych, na rozpoczęciu zatańczył zespół "Kornele" z Rzeszowa, a ich występ tak mi się spodobał, że postanowiłam zapisać się na tańce. Od piątej klasy chodziłam na zajęcia do tego właśnie zespołu, jednak po roku wypisałam się. Grupa była bardzo duża, więc nie było indywidualnego podejścia do każdej osoby, przez co nie osiągałam takich efektów, jakbym chciała. Występ, który mnie wcześniej zainteresował na zawodach był o wiele lepszy niż to, co my tańczyliśmy. W każdym razie zrezygnowałam z tańca i zostałam przy akrobatyce.

Kolejny zwrot nastąpił dwa lata temu, kiedy to na wakacjach odkryłam serial "Taniec - marzenie mojej mamy" (ang. "Dance Moms"). Jest to reality show, które pokazuje życie kilku dziewczynek, które tańczą w jednej z najlepszych szkół tanecznych w USA - Abby Lee Dance Company. Są naprawdę niesamowite! Każdy odcinek pokazuje tydzień z ich życia. Nie chodzi tu o życie prywatne np. co jedzą na śniadanie itp., ale o część dnia, którą spędzają w szkole tańca. Przez pięć dni uczą się nowego układu, a w weekend jadą na konkurs. I tak za każdym razem.

Dodatkowo duża część programu poświęcona jest ich mamom, które non stop się kłócą z nauczycielką i mają do niej pretensje. To ta mniej atrakcyjna strona serialu, przynajmniej dla mnie, ale w sumie już się przyzwyczaiłam do tego całego "momma drama".

Pamiętam, że w jeden dzień obejrzałam cały pierwszy sezon na TVN Player :D Niestety kolejnych sezonów w Polsce nie wyemitowali, więc zaczęłam oglądać po angielsku. Strasznie mnie to wciągnęło i do dzisiaj w każdą środę zaraz po przyjściu ze szkoły oglądam Dance Moms.

I właśnie wtedy, gdy obejrzałam pierwszy odcinek, zainteresowanie tańcem wróciło. Uświadomiłam sobie, że poprzednim razem wypisałam się z tańców dlatego, że to po prosty nie był mój styl. Tam tańczyłam show dance, a po obejrzeniu dance moms stwierdziłam, że bardziej pasuje mi jazz i lyrical. Próbowałam znaleźć w Rzeszowie jakieś zajęcia z tych styli ale nigdzie nic nie było, więc zaczęłam tańczyć w domu. Trenowałam akrobatykę przez 8 lat, co bardzo mi pomogło. Uczyłam się z Youtube, znalazłam takie kanały jak FitForaFeast i KBMtalent, co bardzo mi pomogło. Podpatrywałam sporo rzeczy z Dance Moms i w ten sposób się uczyłam.

Teraz tańczę w domu kilka razy w tygodniu. Założyłam własny kanał na youtube, żeby pomagać ludziom takim jak ja, którzy chcieliby tańczyć lub ćwiczyć akrobatykę, ale z jakichś przyczyn nie mogą chodzić na zajęcia. Mam już prawie 2.000.000 wyświetleń, więc chyba idzie mi całkiem nieźle xD Dostaję mnóstwo komentarzy z podziękowaniami, a kiedy ktoś pisze, że dzięki mnie w końcu się czegoś nauczył, to od razu poprawia mi się humor :)

Oto efekty mojej domowej nauki tańca:



sobota, 26 kwietnia 2014

Zmiany

Witajcie!
Jak pewnie sami zauważyliście, wygląd mojego bloga zmienił się po raz kolejny :D Stwierdziłam, że muszę coś zmienić, aby całość była bardziej czytelna i wierzę, że efekty wam się spodobały. Mi bardzo :) Wiem, że ostatnim czasie często eksperymentowałam z szablonami, ale mam nadzieję, że się za bardzo na mnie nie gniewacie z tego powodu :)

Ale wygląd bloga to nie jedyna zmiana! Przeglądałam, szukałam, klikałam, podpatrzałam i zastanawiałam się przez cały ranek, aż w końcu znalazłam! Stworzyłam nowiutkie menu, w którym znajdziecie różne zakładki. Planowałam to od dawna, aż w końcu mi się udało. Co nowego utworzyłam?

Po pierwsze, dodałam stronę "O mnie". Jest to nieco zmieniona i zaktualizowana wersja posta, w którym się wam przedstawiłam. Zajrzyjcie tam w wolnej chwili :)

Druga zakładka to "Youtube". Gdy na nią klikniecie, zostaniecie automatycznie przekierowani na mój kanał w tej witrynie. 
Może was zainteresuje!

Dalej utworzyłam Pomysłownię. W tym miejscu możecie pisać do mnie i prezentować swoje pomysły, uwagi i sugestie dotyczące bloga oraz co tam jeszcze chcecie. Czekam na wasze zdanie, na 100% wezmę je pod uwagę :)

Ostatnia zmiana, i chyba najważniejsza. To NIE BĘDZIE blog o mojej wymianie do USA. 
Hahahaha, żartuję! Dalej będę pisać o wszystkim, coś się wiąże z wymianą. Gdy tylko dowiem się czegoś nowego, natychmiast dam wam znać, nie martwcie się. Natomiast stwierdziłam, że będę publikować również inne posty, które nie będą już związane z wyjazdem do Stanów. 

Więc o czym będę pisać? O wszystkim, co mi przyjdzie na myśl. O mojej codzienności. W końcu gdy już wyjadę do USA to właśnie takie posty przyjdzie mi tworzyć, dlatego zacznę już dziś, czemu nie! 
Gdy przeczytam jakąś odjazdową książkę, napiszę recenzję. Gdy w moim życiu zdarzy się coś niespodziewanego, opiszę to natychmiast. Gdy zdobędę fajny przepis, podzielę się nim z wami. Gdy coś osiągnę, napiszę o tym. Gdy znajdę na innym blogu ciekawy pomysł na posta, sama stworzę podobny. Proste!

Aby ułatwić wam odszukiwanie postów z różnych kategorii, zamierzam uruchomić etykiety. Każdy wpis oznaczę odpowiednimi tagami (np. wymiana USA, książki, gotowanie, szkoła, itp.). Nazwy tych etykiet będą wyświetlone w pasku bocznym mojego bloga i jeśli interesują was jedynie posty w jednej z kategorii, wystarczy kliknąć odpowiednią etykietę i voilà! Wyświetlą wam się jedynie notki z tej dziedziny, a nieinteresująca reszta zniknie.

To już koniec zmian, mam nadzieję że wam się spodobały. Zapraszam do Pomysłowni, dajcie znać, co sądzicie :)




czwartek, 24 kwietnia 2014

Światowy Dzień Książki + TAG książkowy

Witajcie!
23 kwietnia, czyli wczoraj (kiedy napisałam ten post, a on zapisał się jako szablon i się nie opublikował!), obchodziliśmy Światowy Dzień Książki. To znaczy, kto obchodził, ten obchodził, ale ja - osoba niezaprzeczalnie uzależniona od książek, nie mogłam przepuścić takiej okazji! Bez wyrzutów sumienia mogłam olać wszystko i czytać do woli! Odrabianie lekcji zostawiłam sobie na rano, jedyne co musiałam zrobić to dokończyć czytanie Makbeta na przemian ze streszczeniem szczegółowym, aby cokolwiek zrozumieć :D Dzisiaj miałam z tego sprawdzian i mam 5/9 punktów czyli dostanę 1 albo 2, jeśli nauczyciel nie zmieni sposobu oceniania (a mam nadzieję, że zmieni, bo inaczej większość klasy będzie poprawiać pały). Pożyjemy, zobaczymy.

Postanowiłam, że od teraz będę częściej wykorzystywać święta nietypowe jako tematy postów. Dzięki temu mam o czym pisać, a w każdej notce postaram się jakoś nawiązać do tematu wymiany i Stanów Zjednoczonych. Dzisiaj polecę wam kilka dobrych książek, które są z tym związane.

1. "Wałkowanie Ameryki" - Marek Wałkuski.
„W Ameryce można znaleźć wszystko - rzeczy absurdalne, dziwaczne, a nawet idiotyczne. Jednak sama Ameryka nie jest krajem absurdalnym, dziwacznym ani idiotycznym. To dobrze zorganizowane społeczeństwo, kraj ludzi praktycznych i racjonalnych. Amerykanie kierują się ideałami i są tolerancyjni. Ich naczelną dewizą jest „żyj i daj żyć innym". W USA presja społeczna na dostosowanie się do normy jest niewielka, a rola państwa ograniczona. Dlatego Ameryka jest rajem dla ekscentryków, ekstremistów i odszczepieńców." - tak rozpoczyna się wstęp do książki. 

Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia, zostaje oddelegowany do Waszyngtonu. Po kilku latach pobytu w USA spisuje w książce swoje doświadczenia związane z amerykańską kulturą. Czytelnik dowiaduje się o wszystkim, od wizerunku typowego Johna Smitha przez chodzenie do sklepu w piżamie i kapciach do muzyki country. Opisane są też kwestie takie jak zakup mieszkania, prawo jazdy, problemy rasowe itp. Najbardziej spodobał mi się rozdział o Polakach z Chicago i Nowego Jorku, którzy porozumiewają się ze sobą w tzw. Ponglish, czyli połączeniem języka polskiego z angielskim. Zdania: "przyspidował na hajłeju bo nie było trafiku", "postawił córce plejhałsa na bakjardzie" po prostu mnie rozwaliły xD Polecam tą książkę wszystkim, którzy chcą się dowiedzieć wszystkiego o życiu Amerykanów. Będziecie pozytywnie zaskoczeni :)

2. TIME FOR KIDS Almanac
Jak sama nazwa wskazuje, jest to almanach, czyli magazyn (w tym przypadku o wyglądzie książki), wydawany co roku. Osobiście posiadam wydanie 2011 i 2012 i na pewno nie kupię kolejnych, ponieważ co roku wszystko się w nich powtarza i wydawanie kasy na następne egzemplarze nie miałoby sensu. 

Upolowałam tą książkę kilka lat temu w Empiku i udało mi się przekonać tatę do zakupu tylko i wyłącznie dlatego, że była po angielsku xD I całe szczęście, że to zrobiłam, bo to właśnie dzięki Almanachowi zainteresowałam się Stanami, bez niego pewnie nie jechałabym nawet na wymianę!

Z tytułu wynika, że jest to książka dla dzieci (10-12-latków). Zgadzam się całkowicie, ale tylko w przypadku mieszkańców USA, którzy w starszym wieku znają już wiele spraw omawianych w magazynie z życia codziennego i ze szkoły. Natomiast obcokrajowcy dzięki tej książce mogą się wiele dowiedzieć. W Almanachu znajdziecie mnóstwo informacji z różnych dziedzin życia i chyba łatwiej wymienić to, czego tam nie ma niż to, co jest. Działów jest 30, są one poświęcone między innymi zwierzętom, sztuce, zdrowiu, literaturze, architekturze, historii, geografii, wynalazkom, astronomii, filmom, telewizji, gwiazdom, odżywianiu, środowisku, matematyce, językom, USA, pogodzie, itd. Taki zbiór informacji o wszystkim. Sięgałam do tej książki wielokrotnie, co baaaardzo wzbogaciło moje słownictwo. Najczęściej przeglądałam rozdział poświęcony wszystkim stanom w Stanach, nauczyłam się ich na pamięć włącznie ze stolicami i największymi miastami każdego z nich. 

Tej książki nie znajdziecie w bibliotece, jestem tego pewna. Mimo wszystko NAPRAWDĘ warto kupić sobie choć jedno wydanie. Gdzieś w internecie widziałam nawet udostępnione kilkanaście stron, więc jeśli chcecie to poszukajcie i zobaczcie, czy was to zainteresuje. Polecam!

To tyle, jeśli chodzi o książki o Ameryce. Te dwie należą do moich ulubionych, wiele innych z łatwością znajdziecie w internecie. Przejdę teraz do "nieamerykańskiej" części mojego bloga :) Z ankiety po lewej stronie wnioskuję, że jest duża grupa osób, które nie są znudzone nowinkami z mojego życia. Drodzy przedstawiciele tej oto grupy, czytajcie dalej! Pozostałych również do tego zachęcam :)

Jako mól książkowy z okazji Dnia Książki lubię robić "roczne książkowe podsumowanie". Liczę, ile książek przeczytałam w ciągu ostatnich 12 miesięcy i które z nich były najlepsze. Tym razem postanowiłam zrobić to na blogu.

Przeczytane książki: 75 (nie liczę lektur szkolnych)
Lista przeczytanych książek w kolejności od najlepszej do najgorszej, uporządkowana pod względem tego, jak bardzo mi się spodobała dana książka, czy chciałabym do niej wrócić, jaki styl pisania miał autor, razem z oceną w skali 10-1:
  1. Seria Gone: zniknęli - 10
    Zwiadowcy - 10
    Percy Jackson (obie serie + wszystkie dodatki) - 10
  2. Trylogia czasu - 9
    Trylogia czarnego maga - 9
    Kroniki rodu Kane -9
  3. Cykl Dziedzictwo - 8
    Seria Molly Moon - 8
    Seria Ulysses Moore - 7
    Dary anioła - 8
  4. W pierścieniu ognia - 7
  5. Poza czasem - 7
  6. Opowieści z Narnii - 7
  7. Zjedz tę żabę - 7
  8. Dryfujący dom - 5
Jeśli nie macie nic do czytania, polecam tytuły z tej listy. Wybierzecie coś z pierwszych dwóch miejsc, te książki na pewno wam się spodobają. A jeśli naprawdę wam się nudzi to zapraszam na mojego drugiego bloga, na którym piszę książkę: wyspax.blogspot.com :D Kto wie, może wam się spodoba :)

Na blogu polka-w-usa.blogspot.com znalazłam fajny TAG książkowy i zdecydowałam, że zrobię go również u siebie. W końcu nie codziennie obchodzi się Światowy Dzień Książki!

True! (może z wyłączeniem 4 i 6)
O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
O każdej! Jestem rannym ptaszkiem, więc często budzę się o 5:30 i czytam przed szkołą. W szkole też czytam (czasami uda mi się nawet 100 stron), po południu zawsze czytam po kilka rozdziałów. Przed snem czytam tylko czasami, ponieważ zazwyczaj ok. 9:30 padam z nóg, ale przy ciekawej książce z pierwszego i drugiego miejsca z mojej listy potrafię ślęczeć nad tomem do północy.
Gdzie czytasz?
W zimie przy kaloryferze - przykrywam się wtedy kocem, w lecie na łóżku, na podłodze, na kanapie. Nie przepadam za czytaniem przy biurku xD
W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Każdej, tylko nie normalnej (patrz obrazek po prawej)
Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Fantastykę młodzieżową. Jeśli choć jeden z bohaterów nie ma nadprzyrodzonych mocy, nie jest czarodziejem lub nie podróżuje w czasie, książka na bank nie będzie w moim "top 10". Wątpię, abym w ogóle zaczęła ją czytać.
Jaką książkę ostatnio kupiłaś/dostałaś?
Kupiłam: "Uczennica Maga" - Trudi Canavan, dostałam: "Dlaczego uczniowie piątkowi pracują dla trójkowych a czwórkowi zostają urzędnikami" - Robert Kiyosaki. Żadnej jeszcze nie przeczytałam.
Tak się czułam, gdy skończyłam Trylogię Czarnego Maga i Gone.
Typowy kac książkowy.

Co czytałaś ostatnio?
"Trylogię Czarnego Maga" - Trudi Canavan. Zakochałam się w tej historii do tego stopnia, że po skończeniu czytania miałam kaca książkowego przez tydzień, a jedyne, o czym wtedy myślałam to: "I co ja mam teraz zrobić ze swoim życiem?!"
Co czytasz obecnie ?
"Klątwę Tygrysa" - Colleen Houck
Jaką postać z tej książki lubisz najbardziej?
Jak na razie żadną. Trochę męcząca ta książka, ale może uda mi się ją skończyć.
Używasz zakładek czy zaginasz rogi?
Zakładek. Kolekcjonuję je, ale mój zbór jest dość skromny.
E- book czy audiobook?
E-book. Przy audiobookach się rozpraszam i gubię wątek co pół minuty.

I <3 Pippi
Jaka jest twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Pippi Pończoszanka! KOCHAM tą książkę i czytam ją teraz siostrze na dobranoc.
Książka, która tak bardzo Ci się nie podobała, że ją odłożyłeś/aś:
Dużo ich było. Jeśli coś mnie nie wciągnie do 1/3 książki lub czytanie tego męczy mnie, odkładam to bez zastanowienia. Ostatnio miałam tak z "Tunelami".

Książka, o której nie mogłaś przestać myśleć przez długi czas:
Gone. Ta książka pozostawiła część siebie w moim sercu na zawsze. Po prostu miała w sobie to coś, czego nie da się opisać. Będę ją pamiętać przez długie lata i wrócę do niej jeszcze nie raz. Podobnie miałam z Trylogią Czarnego Maga i Eragonem, ale już w mniejszym stopniu.
Najładniejszą okładkę w Twoim zbiorze ma...
"Niezwykła księga hipnotyzmu Molly Moon"
Na podstawie jakiej książki wg. Ciebie powinno się nakręcić film?
Każdej i żadnej. Nie wiem. Film nigdy nie odda historii tak jak książka, ale z drugiej strony lubię oglądać ekranizacje (i wytykać reżyserowi niezgodność z tekstem. Buahahaha!). Ciężko mi powiedzieć.
Czy pilnie czytałaś wszystkie lektury?
Nie. Te krótsze kończyłam, choć zazwyczaj bez zrozumienia, ale tych dłuższych już nie. "Krzyżaków" znam jedynie poprzez streszczenie.
Twoje ulubione lektury nie tylko z podstawówki, ale też ze szkoły średniej i studiów:
"Dzieci z Bullerbyn", które przeczytałam jeszcze zanim były lekturą oraz "W pustyni i w puszczy". Cała reszta była do bani.
Wypożyczasz książki z biblioteki? Jak często?
Tak, czasami kilka razy w tygodniu (np. na wakacjach), a czasami raz na kilka miesięcy. To zależy od tego, czy mam w domu własne książki, które chciałabym przeczytać.
Jaką jedną książkę zabrał/a/byś na bezludną wyspę?
Poradnik o tym, jak przetrwać w dziczy :D
Książka, której nie masz, a z całych sił chcesz mieć:
Trylogia Złodzieje i Ulysses Moore.


To by było na tyle, do zobaczenia w następnym poście :) Podam jeszcze link do kalendarza świąt nietypowych, napiszcie mi w jakie dni mogłabym dodać nowe wpisy:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kalendarz

czwartek, 17 kwietnia 2014

Wyprawa do Warszawy #3 - SAT, ACT, wiza, Harvard

Witajcie w 3 części posta o studiach w USA :)

Zacznę od opisu ostatniej prezentacji, prowadzonej przez Ligitę Stawarz, w języku angielskim. Tematem były egzaminy SAT i ACT, na czym polegają, czym się różnią. No więc jeśli udajecie się na studia w Ameryce, musicie zdać jeden z nich, tak samo jak musicie zdać polską maturę, aby studiować w Polsce. Podam link do strony EducationUSA, gdzie znajdziecie precyzyjne opisy i informacje o tych testach: http://educationusa.pl/36/egzaminy-i-testy/. Tam macie wszystko podane, więc nie widzę sensu w przepisywaniu tego :)

To była ostatnia prezentacja, więc po jej zakończeniu zeszłam z powrotem na parter, tam gdzie stali przedstawiciele uniwersytetów w USA i różnych organizacji. Najpierw poszłam do gościa reprezentującego uniwersytet w San Jose w Californii, który miał chyba azjatyckie korzenie. Fajnie się gada po angielsku z kimś, kto nie jest Polakiem :) O dziwo zrozumiałam każde słowo, tak samo jak na wykładach! Oglądanie seriali po angielsku się opłaca :D Powiedziałam mu, że chciałabym studiować w USA i że jadę na wymianę, ale najprawdopodobniej nie dostanę High School Diploma (świadectwo ukończenia ostatniej klasy, w większości szkół nie chcą go dawać wymieńcom, nie wiem dlaczego). Zapytałam się, czy to jest wymagane i dowiedziałam się, że nie, bo można zamiast tego zdać test GED i będzie on tak samo traktowany. Oni po prostu muszą mieć dowód, że opanowałam wiedzę ze szkoły. Także jest jakaś szansa, że nie będę musiała wracać do Polski!

Później poszłam do przedstawicielki EducationUSA i zapytałam się, jak wygląda sprawa z wizą. Więc na początku trzeba się dostać na uniwersytet a dopiero potem ubiegać się o wizę. Dostaje się ją na cały okres studiów. Podobno są 2 typy wizy: na jednej gdy ukończymy studia to musimy wrócić do Polski na 2 lata, a dopiero potem możemy wrócić do Stanów, ale już na innej wizie. A jeśli mamy ten drugi rodzaj wizy, to możemy zostać w USA chyba jeszcze przez rok, ale nie jestem pewna. Mimo wszystko jeśli dostaniemy ofertę pracy w USA to nie musimy wracać na żadnej z tych wiz, bo pracodawca jest naszym "sponsorem" i dzięki temu dostajemy zieloną kartę.

Na końcu poszłam do tego gościa, który skończył Harvard. Sama chciałabym tam studiować, więc chciałam się dowiedzieć jak najwięcej. Okazało się, że nie jest to niemożliwe, jak się większości osób (w tym mi) wydaje. Podobno wcale nie trzeba mieć nie wiadomo jak wysokich ocen i perfekcyjnych wyników testów. To jest to, o czym pisałam na początku: trzeba się WYRÓŻNIAĆ. Mieć sukcesy w sporcie, mieć dużo zainteresowań, robić coś poza szkołą. Oceny i testy to tylko jeden z czynników branych pod uwagę.

Dowiedziałam się też, że studia w USA wyglądają trochę jak Hogwart xD Np. na Harvardzie mają taką wielką salę jadalną jak ta z Harry'ego Pottera, a może nawet większą. W dodatku jest tam 12 domów (chyba tak się to nazywało) i po ukończeniu pierwszego roku studiów odbywa się losowanie i każdy student dostaje się do któregoś w nich. Każdy dom ma swoje barwy, logo itd. Jest też gigantyczna biblioteka!

To tyle, jeśli chodzi o targi. Wyszłyśmy z biblioteki ze sporym plikiem ulotek, gazetek i kartek z informacjami, zebranych na różnych stoiskach. Wróciłyśmy autobusem na dworzec centralny i poszłyśmy do Złotych Tarasów. Zaliczyłyśmy kolejny punkt z naszej listy jedząc "obiad" w Burger Kingu. Nie wiem, czy już o tym pisałam, ale jestem osobą, która ma non stop szczęście :D Przed wejściem do Złotych Tarasów stała jakaś dziewczyna z ulotkami i wzięłam od niej jedną. Okazało się, że to były kupony do Burger Kinga! Wzięłam jeden, drugi dałam Adzie i za 10 zł najadłyśmy się aż za bardzo. Potem obeszłyśmy wszystkie sklepy, kupiłam sobie bluzkę i szorty w Terranovie. Po drodze znalazłam 5gr, a za chwilę 2gr! Nie wiem, jak ja to robię, ale często mi się to zdarza :D

Na "kolację" miałyśmy iść do pijalni czekolady, ale jakoś nam się odechciało więc kupiłam sobie jogurt mrożony. Był pyszny, na pewno kupię go jeszcze kiedyś <3
moja kolacja xD - Granola Mix, polecam
W jakiejś restauracji zobaczyłam ciasto marchewkowe, a że ostatnio natykam się na nie bardzo często i w dodatku lubię marchewki, to postanowiłam sobie je kupić. Dobrze zrobiłam, bo to było jedno z najlepszych ciast, jakie jadłam w życiu! Niestety nie zrobiłam zdjęcia, ale znalazłam podobne w Googalch:
Lubię piec, więc postanowiłam sobie, że znajdę przepis w internecie i sama takie upiekę. Jak mi wyjdzie, to podzielę się z wami przepisem, bo ciasto naprawdę jest przepyszne! I wbrew pozorom wcale nie czuć w nim marchewki, a raczej cynamon, który uwielbiam :)

To by było na tyle, odezwę się jak tylko dotrą do mnie jakieś wieści od ISE. Do napisania!


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Wyprawa do Warszawy #2 - aplikacja, list motywacyjny, stypendia, TOEFL

Witajcie,
dzisiaj część druga posta o studiowaniu w USA :) Plan całych targów umieściłam we wczorajszym poście, więc możecie do niego zajrzeć w każdym momencie. Teraz opowiem wam o pozostałych prezentacjach i o reszcie mojego zakręconego dnia.

Drugi wykład poprowadził Christopher Medalis, dyrektor EducationUSA. Mówił o tym, jak napisać dobrą aplikację, list motywacyjny i listy rekomendacyjne.
Chris Medalis
Pierwsza rzecz, którą musimy napisać aplikując na studia w Stanach to list motywacyjny. Mamy w nim opisać siebie i przekonać uczelnię, dlaczego to właśnie my powinniśmy zostać wybrani. Podobno na jedno miejsce jest ok. 10 osób, więc to bardzo ważne. Poza tym w USA nie patrzy się tak bardzo na oceny. Nie mówię, że one się nie liczą, bo jest całkiem odwrotnie, ale tutaj dobre stopnie to nie wszystko. Do każdego ucznia podchodzi się indywidualnie, przegląda się jego aplikację dokładnie i bierze się pod uwagę całokształt, a nie wpisuje dane do komputera, który liczy punkty, jak to często bywa w Polsce. Liczy się zaangażowanie w życie poza szkołą. Są to wszelkiego rodzaju sporty, zajęcia dodatkowe, prace charytatywne itp. Lepiej jest mieć trochę gorsze oceny a za to pomagać w szpitalu czy mieć sukcesy w sporcie. W waszym liście musicie pokazać, że nie jesteście przeciętni, że się wyróżniacie, że robicie coś więcej. Amerykanie bardzo to cenią.

Druga rzecz to listy rekomendacyjne od osób postronnych, najczęściej o ich napisanie prosi się nauczycieli. Do aplikacji załącza się zazwyczaj 2 albo 3 listy. Ich autor musi opisać w nich was nie tylko jako uczniów, ale również jako osoby. Zazwyczaj nauczyciele w USA piszą, że dana osoba jest top 5% student, top 10% student, czy coś w tym stylu. Polacy mają duże problemy z tymi listami, ponieważ nasi nauczyciele po prostu nie umieją ich pisać.

Ważne jest to, że uczeń nie powinien czytać tych listów. Najlepiej zrzec się prawa do czytania, wtedy komisja oceniająca widzi nas w lepszym świetle. Jeśli tego nie zrobimy, mogą to uznać za podejrzane i zastanawiać się, dlaczego chcieliśmy je przeczytać. Może baliśmy się, że nauczyciel napisał coś, co nie jest nam na rękę? Najlepiej po prostu zaznaczyć, że zrzekamy się prawa do przeczytania listu i po kłopocie.

Trzecia prezentacja była o finansowaniu studiów w USA. Jest to problem zarówno dla obcokrajowców jak i dla Amerykanów. Dofinansowanie najlepiej uzyskać z uczelni, na którą aplikujemy. Wniosek razem z sytuacją materialną w rodzinie wysyła się na uczelnię chyba razem z aplikacją, ale nie jestem pewna, lepiej sobie to sprawdźcie w internecie. W każdym razie uczelnie biorą to pod uwagę, więc biedniejsi uczniowie mogą się czasem nie dostać tam gdzie by chcieli, bo uczelnia odrzuci ich ze względu na brak możliwości płacenia za studia lub przyzna im za niskie stypendium i wciąż nie będą w stanie płacić czesnego.
pani Maria Brzostek, Konsultat Generalny USA, trzecia prezentacja
Jest też grupa uniwersytetów, która nazywa się Need-blind admission. Jest to sposób przyjmowania studentów bez patrzenia na ich sytuację materialną. Najpierw wybiera się najlepszych kandydatów, a następnie prosi się ich o wysłanie dokumentów potwierdzających dochody w rodzinie i bieżące wydatki. Jeśli się okaże, że dana osoba nie jest w stanie pokryć kosztu studiów, dostaje ona stypendium. Uczelnia może płacić tylko część czesnego lub też opłacać nam 100% wydatków, włącznie z kosztami utrzymania. Więcej informacji znajdziecie w Wikipedii pod tym linkiem: http://en.wikipedia.org/wiki/Need-blind_admission.
lista uniwersytetów need-blind
Czwarta prezentacja została przygotowana przez panią Joannę Wrzesińską z Educational Testing Service (ETS) Global w Warszawie i dotyczyła testu TOEFL. Ten test jest wymagany od wszystkich obcokrajowców aplikujących na amerykańskie uczelnie, pozieważ ocienia on nasz poziom znajomości angielskiego. Został przygotowany przez grono naukowców, którzy zbadali, jakie umiejętności językowe są najpotrzebniejsze na studiach. Sprawdza on naszą umiejętność posługiwania się językiem w praktyce, dlatego nie znajdziemy w nim zadań gramatycznych ani przekształceń zdań. Możemy za to usłyszeć fragment wykładu i zrobić z niego notatki albo przeprowadzić rozmowę w bibliotece. Podobno 90% osób zdających ten test osiąga wynik pozwalający dostać się na studia.
prezentacja pani Joanny o TOEFLu

szczegółowy opis egzaminu TOEFL
Znowu się rozpisałam, a tyle jeszcze zostało... No nic, podzielę ten post na 3 części, ostatnią (mam nadzieję) postaram się dodać jutro :D Została jeszcze prezentacja o SAT i ACT, którą opiszę bardzo dokładnie, gdyż dużo się tam dowiedziałam, oraz opis reszty mojego dnia. Do napisania :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Wyprawa do Warszawy #1 - Amerykańskie Targi Edukacyjne 2014

Witajcie :)
Dzisiejszy post będzie o moim przedwczorajszym wyjeździe na Amerykańskie Targi Edukacyjne (tu macie link ze szczegółami: http://educationusa.pl/22/amerykanskie-targi-2014/40/v16/). Dowiedziałam się o nich już ponad miesiąc temu dzięki grupie wymieńców na facebooku. Na początku w ogóle nie brałam pod uwagę możliwości wyjazdu, z dwóch przyczyn. Po pierwsze, jestem z Rzeszowa, więc perspektywa tłuczenia się autokarem przez 6 godzin po polskich drogach niezbyt do mnie przemawia. Po drugie, uznałam że do studiów została mi jeszcze masa czasu, więc nie miałam motywacji. Ale kiedy przyjaciółka zaproponowała mi wspólny wyjazd, po prostu nie mogłam odmówić :D Ado, z tego miejsca dziękuję ci za wyciągnięcie mnie na te "warsztaty". Dzięki tobie w ogóle jadę na wymianę, a jeśli się okaże, że dostanę się na Harvard za twoją zasługą, to nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Albo wiem. Postawię ci gorącą czekoladę xD Na razie mogę jedynie powiedzieć: (RAFAELLO)

Planowałam wyjazd na Targi od marca, odliczałam nawet dni. Razem z Adą zrobiłyśmy listę miejsc, które musimy "zwiedzić". Uprzedzam was, że odstaję od kryteriów normalności pod wieloma względami (co pewnie zauważycie jeszcze nie raz :D) więc prezentowała się ona nieco inaczej, niż sobie wyobrażacie:

  1. Starbucks (gdyż nie ma go w Rzeszowie)
  2. Bubble Tea (kocham <3 Ale oczywiście tego w Rzeszowie też nie ma!)
  3. Burger King (nigdy tam nie byłam, czas nadrobić zaległości. Oto kolejna rzecz, której nie ma w Rzeszowie)
  4. Makaroniki (mam na myśli te francuskie ciasteczka, które z resztą kilkakrotnie próbowałam zrobić sama, ale nie potrafię upiec takich ślicznych, jak te oryginalne. Jeszcze nie xD A tak btw, to ich też się nie da dostać w Rzeszowie)
  5. Pijalnia czekolady Wedel (zgadnijcie co: tego też nie ma w Rzeszowie -,-)

Wnioski: 1. w stolicy województwa podkarpackiego brak nowoczesnych lokali gastronomicznych; 2. moje plany odchudzania wciąż są tylko planami xD Ale wróćmy do tematu. Fakt, że niedługo znajdę się w stolicy zupełnie sama dotarł do mnie dopiero dzień przed wyjazdem. Poszłam wcześnie spać, bo musiałam się obudzić o 2:00 w nocy. Godzinę później miałam autobus, w którym trochę pospałam, ale niezbyt dużo. Sporą część drogi przegadałam z Adą, dlatego podróż minęła mi bardzo szybko. Dojechałyśmy na dworzec centralny o 8:00, do Targów zostało półtorej godziny.

Najpierw postanowiłyśmy pójść do Starbucksa na kawę. W domu sprawdziłam na mapach Google, gdzie to się mniej więcej znajduje, ale po przyjeździe okazało się, że orientowałam się raczej mniej niż więcej. Po okrążeniu całych podziemi pod skrzyżowaniem i wyjściu na każdy możliwy sposób zdecydowałyśmy się sprawdzić w internecie adres lokalu. Całe szczęście, że na dworcu było wi-fi. Udało nam się dotrzeć do Starbucksa i kupiłyśmy sobie Frappucino - ja karmelowe, a Ada czekoladowe. Nie był to dobry pomysł (choć pod względem smaku byłam jak najbardziej usatysfakcjonowana), ponieważ na dworze było zaledwie kilka stopni, a nasze napoje składały się głównie z lodu. Brrr... Mi się nic nie stało, bo przez całą zimę ćwiczyłam w domu akrobatykę przy otwartym oknie kilka razy w tygodniu (i i tak było mi gorąco xD), ale Adę rozbolało gardło i pod koniec naszego wyjazdu ledwo mówiła :(
moje karmelowe Frappucino <3
Później poszłyśmy na przystanek i marzłyśmy w oczekiwaniu na autobus, który spóźnił się chyba z 10 minut. Gdy do niego wsiadłam to myślałam, że mi ręce odpadną, zwłaszcza że przez cały czas trzymałam w nich lodowate Frappucino. Ale przynajmniej pojechałyśmy w dobrą stronę, a to już duża część sukcesu. Teraz trzeba było tylko wysiąść na dobrym przystanku. Udało się! Co prawda po wyjściu z autobusu była 9:27 a ja byłam przekonana, że Biblioteka Uniwersytecka znajduje się na drugim końcu ulicy xD Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że budynek stoi kilka metrów za mną, a ja się nie zorientowałam :D
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego
W końcu weszłyśmy do środka. Przedstawiciele różnych uniwersytetów z USA mieli tam swoje stanowiska i odpowiadali na wszystkie pytania. Nie wiedziałam o co mogłabym zapytać, więc od razu poszłyśmy na trzecie piętro na salę wykładową. Przechodząc przez bibliotekę byłam zachwycona jej rozmiarami i ilością książek oraz czasopism wszelkiego rodzaju. Mogłabym siedzieć tam i czytać przez cały dzień. Doszłyśmy na górę i zajęłyśmy miejsca na sali w oczekiwaniu na pierwszą prezentację.
plan targów (ja byłam tylko na części dla licealistów)
Jako pierwsi wypowiadali się studenci, którzy wyjechali do USA na studia i wrócili już do Polski. Jeden z nich skończył Harvard, a co do pozostałej dwójki, to niestety wyleciało mi z głowy xD Opowiadali o realiach studiowania w Ameryce, życiu na kampusie, pokazywali różne zdjęcia i ogólnie było dużo śmiechu. Przekonałam się, że studiowanie w Stanach JEST możliwe i niekoniecznie musi być drogie. Po prezentacji zeszli na parter, tam gdzie byli przedstawiciele uniwersytetów, ambasady i organizacji Education USA i byli tam aż do końca targów, więc można było z nimi pogadać, ale o tym później :)
Na samym końcu siedzi profesor z USA, który prowadził drugi wykład, pozostała trójka to byli studenci.
Część drugą posta napiszę w ciągu najbliższych kilku dni, bo sporo mi tego wyszło :) Sama nie lubię czytać długich notek, więc was również nie będę do tego zmuszać. Do zobaczenia, a raczej napisania!

niedziela, 6 kwietnia 2014

Wygrana w konkursie!!!

Witajcie,
w ostatnim poście pytałam was, czy chcielibyście czytać notki o moim życiu w Polsce, niekoniecznie związane z wymianą. Odpisaliście, że tak, więc dodaję właśnie taką notkę.

Dzisiaj od rana skaczę ze szczęścia, gdyż właśnie dostałam wiadomość, że wygrałam konkurs. Yay! Wszyscy w domu jeszcze śpią, ale jak tylko wstaną, powitam ich dość głośno xD Na razie ograniczę się do wylania mojego szczęścia na blogu :)

Najpierw rozjaśnię wam trochę sytuację. Jak wiecie, uwielbiam pisać, jestem w trakcie pisania mojej własnej książki (jakby ktoś chciał poczytać, zapraszam tutaj: wyspax.blogspot.com). Nawet mój nauczyciel od polskiego stwierdził, że mam talent, więc moje pisarstwo chyba jednak do czegoś się nadaje :D Postanowiłam to wykorzystać i zaczęłam brać udział w różnych konkursach internetowych dla pisarzy: na www.kotek.pl i www.lubimyczytac.pl. Na Kotku wzięłam udział w 2 konkursach: w jednym można było wygrać książkę pt. "Urodzona o północy", w drugim "Poza czasem". W tym pierwszym mi się nie powiodło, z resztą nie dziwię się, bo to była moja pierwsza praca, w dodatku dość kiepska. Za to w kolejnym konkursie odniosłam sukces i książka "Poza czasem" stoi już w mojej biblioteczce :) Przeczytałam ją kilka tygodni temu i polecam wszystkim, którzy po prostu lubią wciągnąć się w fajną historię i nie szukają głębszego przesłania. A jeśli chcielibyście zobaczyć moją pracę z tego konkursu, napiszcie w komentarzach. Nie wiem, czy komuś chce się to czytać, więc wolę zapytać, żeby was nie zanudzać :D

W każdym razie, kilka dni temu postanowiłam spróbować swoich sił w konkursie na tej drugiej stronie internetowej. Napisałam pracę na dwa konkursy. W pierwszym do wygrania jest książka "Tajemnice Ali" (prequel Pretty Little Liars), wyniki będą ogłoszone po 8 kwietnia. Drugi konkurs skończył się przedwczoraj i właśnie dostałam wiadomość o wygranej! Szczerze mówiąc, nie liczyłam zbytnio na nagrodę, bo prac było naprawdę wiele, a autorzy większości z nich byli ode mnie starsi o połowę mojego życia i więcej, podczas gdy na stronie kotek.pl są tylko nastolatki. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, gdy otrzymałam wiadomość o wygranej! Bananowy uśmiech siedzi na mojej twarzy do teraz C: To jeden z najlepszych dni w moim życiu!!!

W tym konkursie można było wygrać książkę "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę". W sumie to nie wiem, o czym to jest, ale temat zadania konkursowego mi się spodobał, więc napisałam pracę. A brzmiał on tak: "Kiedy ktoś jest szczęśliwy, unosi się dwa metry nad ziemią, nie opuszcza go uśmiech, chce mu się wstawać rano z łóżka. Zdaniem autorki książki szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę. A Waszym? Co robią szczęśliwi ludzie? Czytanie uznajemy za pewnik ;)."
Moja nagroda, która właśnie do mnie idzie :)

Poniżej wstawiam moją pracę, jednak wiedzcie, że jest to wersja rozszerzona (3491 znaków xD), którą musiałam skrócić do podanego przez organizatora limitu 1500 znaków. Moim zdaniem ta wersja prezentuje się lepiej, poza tym nigdzie nie zapisałam tej krótszej, a nie mam ochoty przekopywać całej dyskusji na forum konkursowym w jej poszukiwaniu. Dlatego wstawiam dłuższą:

Co robią szczęśliwi ludzie? Wydawałoby się, że leżą plackiem na jachcie popijając drogie drinki, obsługiwani przez lokajów, kucharzy, pokojówki. Fundują sobie drogie rozrywki, nic nie muszą robić, wiecznie się relaksują. Złota karta załatwia wszystkie pojawiające się problemy. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna, a zarazem zaskakująca. Otóż ludzie szczęśliwi robią dokładnie to samo, co ci nieszczęśliwi! Zszokowani? Przeanalizujmy to. 

Otóż i jedni, i drudzy wstają rano, idą do pracy, robią zakupy, spędzają czas z rodziną, a w wolnych chwilach oddają się przyjemnościom, takim jak czytanie książki w cichym, przytulnym kącie z filiżanką aromatycznej kawy. Od czasu do czasu wyskoczą do kina czy na zakupy. W takim razie co czyni jednych szczęśliwymi, a innych wiedzie ku depresji? Co sprawia, że wykonując te same czynności część osób czuje się świetnie i żyje pełnią życia a pozostali wręcz przeciwnie? Tu znów was zaskoczę. My sami! A konkretniej nasze nastawienie do świata. Każdy z nas jest wolny i ma prawo decydować o swoim życiu. To my decydujemy o własnym szczęściu i nikt inny. Jeśli chcemy mieć wspaniałe życie, nie możemy narzekać na obecne i czekać, aż los podsunie nam zwycięski kupon totolotka. Taki scenariusz nie spełni się nigdy. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i nie zaczynać od jutra, a od dziś. Zmienić swoje nastawienie.

Jak się do tego zabrać? Porównajmy całkiem przeciętny dzień z życia Pana Szczęśliwca i Pana Pechowca. Obaj budzą się o świcie, tu różnicy nie ma. Szczęśliwiec myśli: "Wspaniale, kolejny piękny dzień! Jaki cudny wschód słońca! Pora na śniadanie.", za to Pan Pechowiec wzdycha: "Ale jestem niewyspany. Znowu do pracy. Masakra. Chyba nastawię drzemkę." po czym pada na łóżko jak trup i za pięć minut powtarza w myślach identyczną wiązankę. Ta sama czynność, a jakże odmienne podejście do sytuacji!

Następnie obaj panowie udają się do pracy. Podczas gdy Szczęśliwiec wita się z każdym jak z dawno niewidzianym przyjacielem, kipi entuzjazmem i z chęcią wykonuje pracę, którą uwielbia, Pechowiec siedzi markotnie przy biurku i odlicza godziny do wyjścia z zakładu, rozmyślając o swojej niskiej pensji, okropnym szefie, nudnej pracy. Nie jest świadomy, że sam ją sobie wybrał oraz że w każdej chwili może to zmienić. Wiecznie ubolewa nad sobą zamiast robić coś, co lubi i w czym jest dobry, jak Pan Szczęśliwiec.

Gdy ten ostatni wraca do domu, gotuje obiad, pomaga żonie, bawi się z dziećmi. Wieczorami znajduje godzinkę dla siebie, którą poświęca książkom, filmom, niekiedy pójdzie na rower lub pobiega. Zaprosi znajomych i wspólnie obejrzą mecz. Za to pechowiec położy się zmęczony na kanapie, przeczyta gazetę, ponarzeka na politykę. Zamiast zrobić coś dla siebie, będzie ubolewał, że nie ma na nic czasu. Poogląda telewizję, spędzi z rodziną parę minut. Ledwo się obejrzy, a już minie północ. Pozostaje tylko czekać na urlop.

Te dwie postawy pokazują nam, co tak naprawdę czyni nas szczęśliwymi ludźmi. Jak kierujemy naszym życiem, sprawiając że jest ono takie a nie inne. Oczywiście, nie mamy wpływu na wszystko, ale gdy Pan Pechowiec będzie zamartwiał się tym faktem, Szczęśliwiec przyjmie go do wiadomości i zaakceptuje jako część wspaniałej rzeczywistości, w której żyje. Ludzie szczęśliwi są optymistami, potrafią zaplanować swoje cele, znajdują czas na najważniejsze sprawy i wiedzą, że każdy jest kowalem własnego losu. I co najważniejsze, potrafią czerpać radość z każdej, nawet najmniejszej rzeczy. To ich recepta na szczęście.

Jak wam się podoba? Chcielibyście zobaczyć moją pracę z poprzedniego konkursu?