poniedziałek, 30 czerwca 2014

DZIEŃ #8

Witajcie :)

Dzisiaj nie będę się rozpisywać, podsumuję ósmy dzień Wyzwania z Ewą Chodakowską, no i dodam krótką notkę z opisem dnia:

Sport: 
SKALPEL WYZWANIE - 40 minut
rozciąganie i akrobatyka - 30 minut

Jedzenie:
śniadanie: jajecznica z białek i wafel ryżowy z białym serem i rzodkiewką

obiad: warzywa na patelni i
 paluszki rybne
kolacja: ryż z truskawkami

Ocena:
5

Dzisiaj musiałam siedzieć w domu z siostrą, ponieważ jej przedszkole jest w wakacje zamknięte. Uczyłam ją angielskiego i budowałyśmy domek dla lalki z klocków Lego. Poza tym poprawiłam 4 i 5 rozdział mojej książki. Zabrałam się za 2 część Harry'ego Pottera, czytam to już chyba z dwudziesty raz, ale od kilku lat nie czytałam, więc sobie odświeżam. Ta seria jest światowym bestsellerem, więc warto podpatrzeć, co się w niej wyróżnia, żeby potem wsadzić to do swojej książki xD Pierwsza zasada, której się nauczyłam, brzmi: "KILL THE ADVERBS, KILL THEM ALL", sama autorka mówiła o tym w wywiadzie. Napisałam po angielsku, bo dla mnie tak brzmi lepiej. Adverbs, czyli przysłówki, to słowa kończące się na -e oraz -o, np. dobrze, szybko, lekko, ładnie. Po dłuższych oględzinach stwierdzam: "ŚMIERĆ PRZYSŁÓWKOM!". Zabijam je wszędzie, gdzie tylko się da. I wiecie co? Tekst czyta się o wiele płynniej :)

Na koniec zdjęcia jedzenia z dziś:
pychotka!

To porcja dla mnie. Moja siostra zjadła 2x więcej paluszków i 6x mniej warzyw :D
No i dobrze, więcej dla mnie. Ubóstwiam te warzywa <3

Zapomniałam, że mam zrobić zdjęcie, i zaczęłam już jeść xD Wybaczcie :)

Czat na żywo na YouTube

Witajcie :)

Jutro o 12:00 razem z moją siostrą robimy czat na żywo na YouTube. To jest ta niespodzianka z okazji 2.000.000 wyświetleń :) Zapraszam was wszystkich, wystarczy że jutro klikniecie w ten link: https://www.youtube.com/watch?v=x1sU6ccGspk i możecie oglądać. Będziemy odpowiadać na wszystkie wasze pytania, także przygotujcie sobie listę. W tym poście to tyle, wieczorem będzie drugi post.

niedziela, 29 czerwca 2014

DZIEŃ #7 + Biznes się kręci

Witajcie :)

Zacznę od podsumowania 7 dnia Wyzwania, który wypadł BARDZO dobrze i jestem z siebie dumna :D Nie zjadłam ANI JEDNEGO ciastka!!! Podsumowanko:

Sport: 
to samo, co wczoraj: chodzenie i sprzedawanie ciastek przez kilka godzin

Jedzenie:
śniadanie: twarożek, pomidory, kromka ze schabem ze śliwką, który piekła babcia i kawałek oscypka

II śniadanie: kawałek arbuza
obiad: pierogi z jagodami, sztuk 6
kolacja: indyk nadziewany serem feta i suszonymi pomidorami, ziemniak, mizeria (to co wczoraj, ale dzisiaj zrobiłam zdjęcie)

Ocena:
+5


Teraz zdjęcia tego jedzenia, a poniżej druga część posta:

śniadanie

obiad

kolacja
Sprzedaż ciastek poszła mi dzisiaj o wiele lepiej, niż sobie wyobrażałam. Sprzedałam wszystkie 41 ciastek, nie zjadłam ani jednego ;) Ludziom smakowały, jedna pani dała mi nawet swojego maila, żebym jej wysłała przepis, więc chyba wyszły dobre. Sprzedawałam je razem z siostrą, podchodziłyśmy z pełnym koszykiem do ludzi i mówiłyśmy, że sprzedajemy ciastka, a oni kupowali. Oczywiście nie było to aż tak proste, sprzedaż to bardzo trudna sztuka, przekonuję się o tym od 4 lat, ale też bardzo opłacalna. Można się na tym dość dobrze wzbogacić. Mój tato jest właśnie sprzedawcą (i nie tylko, bo zajmuje się także energią odnawialną, czyli kolektory słoneczne, kotły i takie tam...), mieszka teraz w Stalowej Woli, a w ten weekend nie przyjechał do domu, bo miał imprezę integracyjną w pracy, więc zadzwonił do mnie i pogadaliśmy sobie o technikach sprzedaży xD (jeśli to kogoś obchodzi, to chętnie napiszę o tych technikach post, czytałam genialną książkę na ten temat).

Po powrocie do domu z pustym koszykiem w oczekiwaniu na kolację przeliczyłam pieniądze. Mój przychód wyniósł 265 zł z dwóch dni, ale dzisiaj sprzedałyśmy dwa razy więcej, co potwierdziło moją obserwację z zeszłego roku. Odjęłam od tego 50 zł kosztów (składniki potrzebne do upieczenia ciastek), więc dochód wyniósł 215 zł! I'm rich! Pa pa, zwierzątka z koralików, od teraz przerzucam się na sprzedaż żarcia - ludzie w XXI wieku kochają żarcie!

Wieczorem zajęłam się wprowadzaniem poprawek do mojej książki (którą możecie przeczytać tu: klik). Poprawiłam 3 pierwsze rozdziały, czyli zostało mi jeszcze 23 xD Mam zamiar uporać się z tym w tym tygodniu. Noc filmowa z przyjaciółką, którą miałyśmy robić jutro, niestety nie wypali, ponieważ muszę siedzieć z siostrą w domu, dlatego że w lipcu zamknęli jej przedszkole :( Ale za to we wtorek idę do kina na Transformers, a noc filmową zrobimy chyba w weekend. To już tyle na dzisiaj, padam z nóg i idę spać. Do jutra :)

DZIEŃ #6 + Sprzedaję ciastka na jarmarku

Witajcie :)

Nie dodałam wczoraj postu, ponieważ przez to sprzedawanie ciastek byłam wykończona. O dziesiątej rano poszłam z siostrą do parku, gdzie odbywała się impreza (wystawa zwierząt + coś w stylu jarmarku, mnóstwo straganów itp.) i zaczęłyśmy sprzedawać. Po sprzedaniu kilkunastu ciastek Maja była zmęczona, więc wróciłyśmy do domu i zjadłyśmy mnóstwo owoców, bo to było jedyne, czego nam się chciało, zwłaszcza arbuza z lodówki. Poczytałam jej Percy'ego Jacksona, normalnie czytam jej to na dobranoc, ale teraz była strasznie zmęczona, więc się położyła na kanapie ,a ja jej poczytałam. Po godzinie wróciłyśmy i sprzedawałyśmy prawie do trzeciej, a potem jeszcze koło czwartej poszłam już sama, Maja poszła z mamą oglądać wszystkie stragany i zwierzęta. Bez niej nic nie udało mi się sprzedać! Wróciła do mnie jeszcze potem, i mimo że było już mało ludzi, to sprzedałyśmy 5 ciastek! Ludzie kupowali, jak im mówiłyśmy, że zbieramy na trampolinę xD Jak byłam sama, to nie mogłam tego powiedzieć, bo by mi nie uwierzyli. Po powrocie do domu upiekłam jeszcze 40 ciastek, które sprzedam dzisiaj (a przynajmniej mam taką nadzieję).

W piątek przyjechała do nas babcia, a wczoraj jeszcze ciocia z dziećmi, ponieważ mama zaprosiła ją na wystawę zwierząt, żeby dzieci miały frajdę. I to są chyba dwie najmilsze osoby w mojej rodzinie :) Dzięki nim mój dzień był mega udany, babcia zrobiła najlepszy obiad świata (jak to babcia) i zjedliśmy go wszyscy wspólnie, jak za dawnych dobrych czasów, kiedy u babci mieszkało jeszcze całe rodzeństwo mamy. Jedynym przedstawicielem płci męskiej w naszym gronie był synek cioci, siedmiomiesięczny Hugo, najcudowniejszy bobas świata i chyba jedyny bobas, który mnie nie wkurza. Nie przypominam sobie, żebym choć raz usłyszała jego krzyk. W ciszy pełza po dywanie lub siedzi na czyichś rękach, w ogóle nie płacze ani nie jęczy. Jakby go nie było. A jak go nosiłam na rękach, to się tak słodko do mnie uśmiechał :)
nasze ciacha, z boku leży mój telefon dla porównania

W trzech ostatnich latach też sprzedawałam na tej imprezie, tylko że nie ciastka, ale własnoręcznie robione zwierzątka z koralików (tu możecie zobaczyć zdjęcia). Zarabiałam ok. 150 zł w dwa dni. Pamiętam, że pierwszego dnia sprzedałam 2 zwierzątka, a drugiego kilkanaście. Po prostu w niedzielę przychodzi więcej ludzi. Mam nadzieję, że dzisiaj będzie tak samo. O 9:45 już muszę tam być, ponieważ chwilę później z kościoła wyleje się masa ludzi i wszyscy pójdą do parku na imprezę. Tyle potencjalnych klientów! Zobaczymy, jak mi dzisiaj pójdzie i wieczorem wam wszystko opiszę. Jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie w komentarzach, na wszystkie odpowiem w wieczornym poście.

A oto podsumowanie szóstego dnia Wyzwania:

Sport: 
chodzenie i sprzedawanie ciastek przez dobre pół dnia

Jedzenie:
śniadanie: twarożek, pomidory, kromka z masłem, kawałek oscypka
II śniadanie: kawałek arbuza, brzoskwinie
obiad: indyk nadziewany serem feta i suszonymi pomidorami, ziemniak, mizeria  oraz pierogi z jagodami. 
Między tymi daniami było kilka godzin przerwy, jednak z powodu ciągłego biegania w tą i z powrotem na jarmark, za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć, co zjadłam najpierw. Pierogi zjadłam o trzeciej (tego jestem pewna, bo mam zdjęcie), a indyka chyba bardziej w okolicach kolacji, ale równie dobrze mogłam zjeść go wcześniej. Po prostu nie wiem! Katastrofa!
wszystko, co zjadłam później: 2,5 ciastka, kawałek arbuza, brzoskwinia, koktajl jagodowo-truskawkowy; to chyba tyle, ale nie jestem pewna - czyli jest źle, wręcz karygodnie

Ocena:
3+

Trója za to, że nie jestem do końca pewna, co zjadłam po obiedzie. Nie zjadłam normalnej kolacji, tylko dziubdziałam po trochu różnych rzeczy, co jest bardzo złe, bo człowiek nie jest w stanie kontrolować ilości zjedzonych rzeczy. Poza tym zjadłam aż 2,5 ciastka, choć nie powinnam jeść w ogóle. No ale była u mnie i ciocia, i babcia, i każdy zjadł ciastka, które się nie sprzedały (było ich z 10), a jak wszyscy jedzą, no to weź nie jedz! Nie da się!!! No, da się, ale jest to trudne. W każdym razie dzisiaj obiecuję nie zjeść ani jednego, nie ważne, ile mi zostanie. Lepiej wyrzucić niż tyć, nie mówiąc już o tym, że słodycze mają prawie zero wartości odżywczych (prawie, bo czekolada ma np. magnez, ale istnieje milion lepszych źródeł magnezu).

Na koniec zdjęcia tego, co zjadłam:

prawie zawsze w weekendy jemy takie śniadanie, to już taka tradycja :)

babciowe pierogi z jagodami

koktajl jagodowo-truskawkowy

piątek, 27 czerwca 2014

DZIEŃ #5 + Nareszcie wakacje!

Podsumowanie piątego dnia Wyzwania, który nie był tak dobry jak poprzednie:

Sport: 
rower (do szkoły i z powrotem) - 40 minut

Jedzenie:
śniadanie: omlet z dżemem truskawkowym od babci
przekąska: 3 brzoskwinie UFO i 3 zwykłe, kawałek oscypka z żurawiną, trochę jagód, ciastko
obiad: pstrąg i sałata w śmietanie (zapomniałam zrobić zdjęcie xD)
kolacja: 1/2 jogurtu greckiego z jagodami i otrębami

Ocena:
4+

Sportu mało, ale przyjechała do mnie babcia i nie miałam zbyt dużo czasu. Do tego piekłam ciastka, ponieważ będę je sprzedawać jutro i pojutrze na imprezie w mojej miejscowości. Dlatego właśnie zjadłam jedno z nich - musiałam sprawdzić, czy nadaje się do jedzenia i czy nie sprzedam ludziom syfu :) Jutro też nie będę mieć czasu na sport, bo cały dzień będę chodzić z koszykiem i sprzedawać. 

To zdjęcia jedzenia z dzisiaj, druga część posta jak zwykle pod nimi:
śniadanie (wystarczy złożyć na pół i można wcinać)

skromna, ale przepyszna kolacja

jedno ciacho skonsumowałam, reszta czeka na nabywców
Nareszcie nadeszły wakacje! W tym roku krótsze, ale to nic, w końcu wyjazd do USA jest warty nawet braku wakacji. Dzisiaj był mój ostatni dzień w polskiej szkole, a przynajmniej mam taką nadzieję. Świadectwo z paskiem, średnia 5.0 <3 
Moja fryzura z zakończenia roku szkolnego.
Uwielbiam robić fryzury, mogłabym być fryzjerką :)
Pożegnałam się z koleżankami i obiecałam, że postaram się zrobić kilka dni przed wylotem imprezę pożegnalną. W weekend czeka mnie sprzedawanie ciastek (opiszę to w innym poście), w poniedziałek jadę do przyjaciółki na noc filmową Harry'ego Pottera, a potem zabieram się za... 

KRĘCENIE VLOGÓW!!!

Tak, dobrze napisałam :) Zdecydowałam się na vlogi, ponieważ dzięki nim mogę odpowiedzieć na więcej waszych pytań w krótszym czasie, co jest dla mnie ważne, ponieważ mam w wakacje tyle rzeczy do zrobienia, że od rana do wieczora będę pracować. Na szczęście dobrowolnie, więc nie będę się męczyć. Same przyjemności!

A to moja wakacyjna TO DO LIST:

  • nakręcić 5 sezon "Zwariowanych" (chyba ostatni)
  • nakręcić vlogi
  • nakręcić filmiki o zdrowym stylu życia w ramach "Zwariowanych"
  • zredagować moją książkę, aby była gotowa do wydania
  • przygotować się do wylotu do USA
  • codziennie trening akrobatyki i tańca
  • wyjazd nad morze do Jastarni
  • przeczytać tyle książek, ile tylko się da!!!
Na koniec dodaję motywujący obrazek, na który natknęłam się gdzieś w internecie:

Chemiczne dodatki (czyt. trucizny) do żywności, na które trzeba uważać

Witajcie!

Dzisiaj znów o zdrowym odżywianiu. Współcześnie żywność jest nafaszerowana chemią do tego stopnia, że czegokolwiek byście w sklepie do ręki nie wzięli, 70% składników będzie ta sama w każdym produkcie (no, w wielu). Do produktów spożywczych dodaje się mnóstwo substancji, które mają nadać jedzeniu odpowiedni smak, zapach, kolor, kształt, a na dodatek pobudzić apetyt konsumenta i uzależnić go od danego produktu, aby kupił go ponownie. Zjedz kromkę świeżutkiego jeszcze ciepłego chleba z masłem, a na bank będziesz w stanie zjeść 10 kolejnych. Oto najpopularniejsi wrogowie ludzkości w XXI wieku występujący prawie we wszystkim, co stoi na sklepowych półkach:

MLEKO W PROSZKU
O mleku już pisałam - nie jest zdrowe. Odwapnia kości, pogorsza trawienie i negatywnie wpływa na nasze zdrowie: "pij mleko, będziesz kaleką". A mleko W PROSZKU?! To już w ogóle trucizna! 

Jest odpowiedzialne za:
  • problemy ze stawami na starość (ostatnio dotyka to coraz młodszych osób)
  • olbrzymi wzrost alergii (kilkadziesiąt lat temu nasze babcie nigdy o alergiach nie słyszały!)
  • migreny
  • osteoporozę
Najgorsze jest to, że ta trucizna jest teraz dodawana do WSZYSTKIEGO. Wiem z doświadczenia. Kiedy idę do sklepu i chcę kupić jogurt naturalny, zawsze sprawdzam jego skład. I w większości sklepów nie znajduję ani jednego bez dodatku mleka w proszku!!! Znalazłam jeden w Auchan, poza tym nie widziałam chyba żadnego. O serkach smakowych, jogurtach pitnych i innych wynalazkach nie będę nawet wspominać, ponieważ w ogóle ich nie kupuję. To dopiero chemia!

Mleko w proszku gości także w masowych ilościach w wędlinach, płatkach śniadaniowych, WSZYSTKICH przetworach mlecznych, w lodach (dlaczego, dlaczego, dlaczego?), w słodyczach.

A dlaczego tak jest? Proste - ponieważ normalne, naturalne mleko się psuje. Producent nie lubi, jak coś mu się psuje, więc woli dodać mleko w proszku. Dzięki temu jego produkt ma o wiele dłuższą datę ważności. A konsumenci? Oj tam, oj tam... liczy się zysk!

SYROP GLUKOZOWO-FRUKTOZOWY
Oto tani zastępnik cukru, obecnie występujący we wszystkim, co jest słodkie (i nie tylko, w keczupie i w szynce też jest). Idź teraz do kuchni i weź 10 słodkich produktów, np. jogurty, płatki, kisiele, słodycze, soki i co tam jeszcze masz. A teraz sprawdź na etykiecie, ile z tych rzeczy nie ma syropu glukozowo-fruktozowego. Jedna? Dwie? W większości przypadków ZERO. Naprawdę trudno znaleźć coś, co nie zawiera tego syropu (ewentualnie syropu glukozowego albo syropy fruktozowego - to jest takie samo zło). A dlaczego on jest niezdrowy?

Ponieważ jest sztuczny, czyli da ci tyle samo zdrowia co gdybyś zjadł plastik, kredkę albo watę. Tańszy od cukru, płynny i się nie psuje - same zalety dla producenta, same wady dla konsumenta.

Naukowcy udowodnili, że syrop glukozowo-fruktozowy jest odpowiedzialny za epidemię otyłości w USA i w Europie.

"Środek ten początkowo otrzymywany ze skrobi ziemniaczanej, obecnie niemal zupełnie wytwarzany jest z kukurydzy, która bardzo często pochodzi z upraw modyfikowanych genetycznie. "Stolicą" syropu – szerzej znanego jako HFSC (High Fructose Corn Syrup) – nie przez przypadek są Stany Zjednoczone. To właśnie tam, ze względu na wysokie cła na import tradycyjnego cukru, zaczęto myśleć nad zastąpieniem drogiej w produkcji i kłopotliwej w dystrybucji sacharozy. W takich warunkach w połowie lat 60. narodził się jej tańszy zamiennik, powstały w wyniku rozkładu skrobi kukurydzianej do pojedynczych cukrów prostych pod wpływem enzymów lub kwasów. Gotowy roztwór (55% fruktozy, 42% glukozy i 3% wyższych sacharydów) okazał się być strzałem w dziesiątkę dla wielkich korporacji, a prostą drogą do fali otyłości dla całej reszty nieświadomych konsumentów."
tak wygląda ten syrop - płynny, więc łatwiejszy w użyciu niż cukier

polecam też ten artykuł: klik

Syrop glukozowo-fruktozowy pobudza apetyt. Powoduje, że jemy więcej bezwartościowej paszy, od której tylko tyjemy, chorujemy i czujemy się jak rozgotowany makaron. Czytajcie etykiety i wybierajcie produkty ze zwykłym cukrem - on jest o wiele mniej szkodliwy. Uważajcie także na napis "bez cukru". Prawdopodobnie producent użył syropu glukozowo-fruktozowego.

w przyprawach polepszających smak
znajdziemy glutaminian
GLUTAMINIAN
Sodu, potasu, wapnia... nie ważne, wszystkie działają tak samo. Uzależniają. Serio, glutaminian jest narkotykiem - zakłóca pracę mózgu i uzależnia nas od jedzenia, w którym występuje. Producenci dodają go do WSZYSTKIEGO, ponieważ glutaminian wzmacnia smak (no i uzależnia, więc kupimy więcej ich produktów). Dodatek tej substancji nada smak wszystkiemu, nawet tekturze. To dlatego tyle rzeczy kupionych w sklepie wydaje nam się "pyszne". Gdybyście je porównali, okazałoby się że każda z nich ma podobny smak. To się często zdarza w restauracjach typu "nałóż co chcesz i zważ" - nie można się zdecydować, co by tu nałożyć, ponieważ wszystko jest pyszne i wszystko smakuje podobnie. Skutek - nakłada się wszystkiego po trochu: jeden pieróg, mały ziemniak, troszkę makaronu, gulasz, kawałek kotleta, placek ziemniaczany, kopytka, sos... Kiedyś często jadłam w takiej restauracji, kiedy od razu po szkole szłam na angielski i nie opłacało mi się wracać do domu. Gdzieś zjeść musiałam, a to i tak było lepsze niż fast food. Byłam nawet przekonana, że jadłam ZDROWO. O ludzie, ale się myliłam!
do tego tektura i obiad gotowy!
Co powoduje glutaminian:
  • uzależnia od jedzenia i nadaje smak bezwartościowym śmieciom
  • ułatwia rozwój komórkom nowotworowym i prowadzi do przerzutów
  • niszczy mózg, po jego zjedzeniu przez kilka godzin ciężko nam się skupić na nauce lub na czymkolwiek
  • często wywołuje biegunkę
  • jest szkodliwy dla oczu
Oto co wyszło na testach na zwierzętach:
"Doświadczenia ze zwierzętami pokazują trwałe uszkodzenia mózgu
Polepszacz smaku glutaminian podano w ramach doświadczeń szczurom serwując im zupy w proszku czy chipsy ziemniaczane. Trwałe uszkodzenia mózgu ujawniły się u wszystkich zwierząt a u ciężarnych szczurów embriony nie były w stanie wytworzyć sprawnie funkcjonującego systemu nerwowego. Takie noworodki nie byłyby w stanie przeżyć w przyrodzie na wolności. Przy poważnych uszkodzeniach mózgu np.: udarze mózgu do uszkodzenia dochodzi nie tylko poprzez brak tlenu ale przede wszystkim poprzez wydzielający się ze zniszczonych komórek glutaminian." 
Skoro to się stało zwierzętom, to dlaczego z ludźmi miałoby być inaczej?

McDonald's i glutaminian mogłyby być synonimami. Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego żarcie z Maca smakuje tak samo, cokolwiek byście nie zamówili? Idźmy dalej: Czy zastanawialiście się, jaki to w ogóle smak? Ciężko powiedzieć; trochę słony, trochę słodki, taki... odpowiedni. Nijaki. Ale dobry. I uzależniający.
GLUTAMINIANOWY

polecam ten artykuł, jest genialny: klik


źródła - głównie moja wiedza, ale też:

czwartek, 26 czerwca 2014

DZIEŃ #4

Witajcie :)

Wyzwanie idzie mi super, oto podsumowanie w z dzisiaj:

Sport: 
SKALPEL WYZWANIE - 40 minut
akrobatyka, taniec i balet - 120 minut
Jedzenie:
śniadanie: sałatka, ta sama co wczoraj (więc nie daję zdjęcia)
obiad: placek pikantny, ten co wczoraj
przekąska: 2 brzoskwinie UFO (śmieszna nazwa xD) i garść orzechów laskowych
kolacja: kotlet schabowy, sałata ze śmietaną, ziemniak

Ocena:
5

Dzisiejszy dzień był super, miałam masę roboty od rana do wieczora, mimo że nie byłam w szkole. Rano skończyłam pisać ostatni rozdział mojej książki (!!!, ale o tym osobny post), potem zrobiłam trening i nauczyłam się przejścia z siadu, które chciałam zrobić od dawna, ale to jest bardzo trudne i zawsze się przewracałam. Filmik przejścia z dziś znajdziecie poniżej. Następnie przejrzałam dwa ostatnie rozdziały mojej książki, bo wcześniej byłam tym już zmęczona, i poprawiłam błędy. Teraz pozostaje tylko poprawić wszystkie rozdziały od samego początku i biorę się za wydawanie :) Ada, masz mi zrobić najlepszą okładkę świata! Na koniec zrobiłam SKALPEL WYZWANIE i wzięłam się za bloga.

Przejście z siadu:


Zdjęcia tego, co dzisiaj jadłam:
1/4 tej pizzo-tarty, przekrój jest we wczorajszym poście
wczesna kolacja o 17:30 (dla reszty rodziny obiad)


środa, 25 czerwca 2014

DZIEŃ #3

Dzisiaj krótki post podsumowujący 3 dzień Wyzwania z Ewą Chodakowską:

Sport: 
SKALPEL WYZWANIE - 40 minut
rower - 80 minut

Jedzenie:
śniadanie: sałatka z jajek, tuńczyka, sera i czegoś tam jeszcze (moja mama ją robiła, więc nie wiem dokładnie, co w niej było)
przekąski: 2 kanapki z białym serem, ogórkiem, sałatą i pomidorem, marchewka, 3 nektarynki
obiad: sałatka z ogórkiem, orzechami w miodzie oraz musztardzie francuskiej, serem żółtym, pomidorem i oliwkami

kolacja: placek pikantny Adrianny Biedrzyńskiej (taka pizzo-tarta)

Ocena:
-5


Nie było mnie w domu przez większość dnia, ponieważ rano odwiedziłam moje gimnazjum a potem od razu pojechałam do kina na "Gwiazd naszych wina". Moim środkiem transportu jak zwykle był rower :) Przez to nie jadłam obiadu, a jedynie kilka przekąsek. 

Jeśli chodzi o film, to był bardzo fajny. Osobiście wolę komedie bez głębokiego przesłania, na których można się pośmiać i następnego dnia nie pamiętać fabuły, np. Duże Dzieci - kocham ten film xD Ale ten też był fajny i miejscami śmieszny. Prawie cała sala płakała pod koniec. Ja znów nie byłam większością i nie wzruszyłam się, ale filmy nie ruszają mnie za bardzo. Pamiętam, że raz popłakałam się na "Hachiko", zakończenie było takie smutne... no ale w tym filmie był zwierzak :D Płakałam także kiedy skończyłam czytać "Trylogię czarnego maga" i "GONE" - kto czytał, ten rozumie. Pozostałym polecam te książki na wakacje, jeśli lubicie fantastykę młodzieżową to na bank będziecie zachwyceni!

Na koniec jak zwykle zdjęcia jedzenia z dzisiaj:
śniadanko :)

standardowa szkolna kanapka, obok leży druga

kocham sałatki <3

zjadłam 3 takie kawałki

wtorek, 24 czerwca 2014

DZIEŃ #2 + film o facebooku

Witajcie :)

Drugi dzień Wyzwania poszedł mi o niebo lepiej niż pierwszy, oby tak dalej! Oto moje podsumowanie dnia:

Sport: 
SKALPEL WYZWANIE - 40 minut
rozciąganie/akrobatyka - 45 minut
rower (do i ze szkoły) - 45 minut

Jedzenie:
śniadanie: jajecznica z 2 jajek + kanapka z waflem ryżowym, serem białym, pomidorem i sałatą
przekąska: marchewka
obiad: ryż + ziemniaki + sałata z pomidorem
przekąska II: garść orzechów włoskich
kolacja: sałatka z winogronami, orzechami w miodzie oraz musztardzie francuskiej, serem żółtym i pomidorem

Ocena:
5

Ogólnie poszło mi bardzo dobrze i nie mam się do czego przyczepić :) Mogłabym jedynie pójść wczoraj wcześniej spać, ale postaram się, żeby dzisiaj było lepiej.

Zrobiłam zdjęcie "przed", ważę 59,7 kg. Poniżej dodaję właśnie to zdjęcie oraz fotki tego, co dzisiaj jadłam. Drugą część posta znajdziecie na dole.
Wybaczcie mi łyżki w lampach, ale ćwiczyłam akrobatykę
 i musiałam te lampy jakoś podnieść, żeby nie przywalić w nie stopą xD


śniadanko (sorki za jakość, zdjęcie z tabletu)

obiad
kolacja
Przejdźmy do drugiej części posta. Dzisiaj wyjątkowo odwiedziłam szkołę :D głównie w celu dostarczenia wniosku o stypendium, ale postanowiłam pójść też na kilka lekcji. Wzięłam ze sobą tylko i wyłącznie długopis xD Ale nawet on mi się nie przydał, bo na matmie mieliśmy zastępstwo z nauczycielem od polskiego, który kocha filmy i jest najlepszym nauczycielem świata. Traktuje uczniów jak ludzi, nie to co pozostali, którzy tylko czekają aby ci pokazać, że nie umiesz i jesteś do niczego. 

No więc pan od polskiego włączył nam film pt. "The Social Network", który opowiadał historię założenia Facebooka. Pokazywał rozwój tej strony od samego początku, od powstania pomysłu i nowych modyfikacji aż do procesów sądowych. Był mega ciekawy i inspirujący, zwłaszcza że interesuję się biznesem, więc historia najmłodszego miliardera na świecie przypadła mi do gustu :) Polecam każdemu, nie będziecie się nudzić, bo to nie jest dokument, tylko film biograficzny/obyczajowy, na dodatek bardzo dobrze zrobiony. Tu macie link do jego strony na filmwebie, obejrzyjcie sobie zwiastun:

Na resztę lekcji nie poszłam, bo mi się nie chciało. I tak już nikt nie sprawdza obecności. Jutro odwiedzam moje stare gimnazjum z koleżankami, a potem idę do kina na "Gwiazd naszych wina", ale to już ze szkoły (z panem od polskiego, maniakiem kina xD).

poniedziałek, 23 czerwca 2014

DZIEŃ #1 - 30 aktywnych dni z Ewą Chodakowską

Witajcie :)

Jeśli ktoś z was śledzi Ewę Chodakowską na fb to pewnie wie, za to pozostałym wyjaśnię, o co chodzi. No więc dzisiaj Ewa zamieściła następujący post:


oraz post nr 2, o którym mowa wyżej:



Postanowiłam dołączyć do wyzwania, ponieważ pojawiło się w najlepszym możliwym czasie.
1. Jestem przed wymianą i chcę zrzucić 3 kg, które mi przybyło od zeszłego roku. Lepszej okazji nie będzie.
2. Ostatnio mam nawrót nałogu słodyczowego i w weekend (a był to dłuuugi weekend) zeżarłam tyle słodyczy, że aż wstyd się przyznać, ale spróbuję to wymienić: 4 muffinki czekoladowe, które sama upiekłam (i pewnie zjadłabym więcej, ale w moim domu wszystkie ciasta znikają tak szybko, że nie zdążyłam), czekoladę ciastkową i chyba z 15 kawałków ciasta ze względu na imieniny babci, która piecze najlepsze ciasta świata i na dodatek daje wszystkim gościom do domu! Sami przyznacie, że to "trochę" za dużo, jak na 4 dni. Niestety moje słodyczowe uzależnienie ostatnio powraca zdecydowanie zbyt często.
3. Nadeszły wakacje, a więc całe mnóstwo czasu, który i tak upłynie, więc trzeba go jak najlepiej spożytkować.

Także dziś podejmuję wyzwanie Ewy i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zamiast zeszytu będę prowadzić codziennie bloga, postaram się zrobić zdjęcie każdej rzeczy, którą będę jeść, opisywać czas i rodzaj wykonanego sportu. Nie będę używać jadłospisu Ewy, ponieważ uważam, że mój jest lepszy. U niej widziałam sporo rzeczy, których ja nie jem, np. mleko, makaron. Jeśli chodzi o jej treningi, to nie mam żadnej płyty ani książki, tylko SKALPEL WYZWANIE (polecam serwis torrenty.org xDDD, ale żeby było dydaktycznie to przypominam, że pobieranie z internetu jest nielegalne :D). Zdjęcie "przed" oraz aktualną wagę dodam jutro, bo dzisiaj padam z nóg i zaraz idę spać.

Oto mój 1 dzień Wyzwania:

Sport: 
SKALPEL WYZWANIE - 40 minut
rozciąganie + akrobatyka (szpagaty i takie tam...) - 40 minut
spacer po osiedlu z przyjaciółką z prędkością żółwia (zawsze to lepsze niż siedzenie w domu) - 90 minut

Jedzenie:
śniadanie: 4 kawałki placka
drugie śniadanie: 3 kawałki placka (odkupię te grzechy!!!)
obiad: jajecznica + kromka ciemnego chleba z serem żółtym
kolacja: sałata w śmietanie, 2 ziemniaki, 2 paluszki rybne
tak wiem - marnie to mało powiedziane, zwłaszcza jeśli chodzi o początek dnia, ale plackom od babci nikt się nie oprze... poza tym posta Ewy zobaczyłam po 21:00, więc mam choć niewielką wymówkę :P A grzechy będę odkupywać jutro i przez kolejne 28 dni! Żegnajcie placki, nie będę za wami tęsknić!!! (no dobra, może i będę, ale krótko)

Ocena:
-3

Zapraszam was wszystkich do udziału w Wyzwaniu i do zobaczenia jutro! Trzymajcie kciuki!!!

Na koniec dodaję zdjęcie placków mojej babci, jakby ktoś był ciekawy :)
te są z poprzedniej imprezy - urodzi kuzyna

te są z wczorajsza (strona 1)

te też są z wczorajsza (strona 2)

piątek, 20 czerwca 2014

2.000.000 wyświetleń na YouTube!!!

Witajcie :)

Kilka dni temu wybił drugi milion wyświetleń na moim kanale na YouTube!!! Jestem przeszczęśliwa i dumna z siebie, że udało mi się tyle osiągnąć :) Dopiero co świętowałam pierwszy milion na początku grudnia, a tu nadszedł kolejny! Jeśli jesteście widzami "Zwariowanych" to dziękuję Wam, że byliście ze mną i z Mają, i oglądaliście nasze filmiki. Jeśli nie, to zapraszam do oglądania :) Naprawdę nie ma nic lepszego niż wrócić do domu po ciężkim dniu i odebrać kilkanaście nowych komentarzy pełnych miłych słów i podziękowań. Kiedy ktoś pisze, że dzięki nam nareszcie zrobił szpagat/przejście/stanie na rękach, to mimowolnie uśmiecham się z radością do ekranu.



Z okazji 2 mln wyświetleń postanowiłam, że opiszę moją przygodę z YouTube od samego początku. Start nie był łatwy, ale najpierw trzeba się wspiąć, żeby móc podziwiać widoki. Zaczęło się tak:

Wiosną 2012 roku bawiłam się z przyjaciółmi na podwórku. Wydrukowaliśmy sobie scenariusze do pierwszej części filmu o Harrym Potterze (po angielsku, bo po polsku jak zwykle nic nie znalazłam -,-) i podzieliliśmy role. Pomysł oczywiście był mój xD Zawsze lubiłam aktorstwo. W pewnym momencie ktoś z nas, już nawet nie pamiętam kto, wspomniał coś o serialu iCarly a ktoś inny (być może ja) zaproponował, że moglibyśmy stworzyć coś podobnego. Uznaliśmy, że pomysł jest niezły i warto spróbować.

Kilka dni później byłam jedyną osobą, która wierzyła w powodzenie tego przedsięwzięcia.

Cała reszta stwierdziła, że to nie ma prawa się udać. Zanim przejdę dalej, muszę dodać, że moimi podwórkowymi przyjaciółmi byli wtedy Sebek - 3 lata młodszy oraz Oliwia i Krzysiek - 4 lata młodsi. Dzisiaj przyjaźnię się tylko z Oliwią, Sebek siedzi przed komputerem 24/7 i strzela do kwadratowych avatarów a Krzysiek pije hektolitry CocaColi, jeździ na bmx (jakkolwiek się to słowo odmienia), który nazywamy z Oliwią "rowerem ortopedycznym" i obraca się w nieciekawym towarzystwie. Ale wróćmy do tematu :)

Nie poddałam się. Najpierw opracowałam koncepcję. Uznałam, że będziemy kręcić odcinki na wszystkie tematy świata. Czasem będzie to skecz, czasem tutorial "jak jeździć na rolkach", "jak gwizdać na trawie", "jak kręcić piłką na palcu". Potem musiałam znaleźć kogoś, kto będzie kręcił ze mną filmiki! Po krótkich poszukiwaniach znalazłam - moja przyjaciółka ze szkoły, Kasia, zgodziła się. Następnie trzeba było wymyślić nazwę programu, co, szczerze mówiąc, było chyba najtrudniejszą rzeczą, z jaką przyszło mi się zmierzyć :) Męczyłam się z tym chyba z miesiąc, aż pewnego dnia  w końcu wpadłam na idealną nazwę:

"Zwariowani" 

logo mojego programu

Skoro mój program miał być o wszystkim, to to słowo pasowało idealnie. I tak w czerwcu powstał pierwszy filmik "jak gwizdać na trawie". Towarzystwo z podwórka mianowałam kamerzystą, technicznym i internetowym. Skończyło się na tym, że tylko Oliwia kamerowała, pozostali nic nie robili, więc ich wywaliłam xD
Kręcenie pierwszego odcinka.
Od lewej: Oliwia (kamerzysta), Sebek (techniczny), Ja, Kasia, a na dole Krzysiek (internetowy).

Kręcenie odcinka o jeździe na rolkach.

Nauczyłam się obsługiwać program do obróbki filmów. Skleiłam pierwszy odcinek i nawet sobie nie wyobrażacie, jaka byłam z siebie dumna! Jakbym co najmniej zdobyła Koronę Ziemi, opłynęła kulę ziemską jednoosobową żaglówką i stanęła na księżycu :) Ponieważ zrobiłam to sama, od początku do końca (z niewielkim, ale ważnym udziałem innych, którym jestem bardzo wdzięczna! Jeśli to czytacie, to przytulam was na odległość ;* Bez was by mnie tu nie było).

Ludzie w szkole zaczęli komentować moje filmiki, niestety niezbyt pozytywnie. Z tego powodu Kasia wycofała się i zostałam sama. Ale to była szkoła życia, która nauczyła mnie, że opinię innych ludzi należy mieć baaardzo daleko. Zeszłoroczny śnieg, skład chemiczny Domestosa i populacja świń w Azji południowej w 1498r. są ważniejsze od zdania ludzi, którzy zawsze będą chcieli ściągnąć mnie na dno. Nie poddałam się i postanowiłam nakręcić odcinek z siostrą, która miała wtedy 4 lata. Mój tato wygrzebał w garażu jakiś przedwojenny statyw xD, więc i kamerzysta okazał się zbędny. W sierpniu nakręciłam filmik "jak zrobić szpagat" i tego samego dnia wrzuciłam go na YouTube. 

I to był przełom.

Kilka dni później dostałam pierwszy w życiu pozytywny komentarz. Po nim pojawiły się kolejne, a ja kręciłam coraz więcej filmików. Sama, jeśli nie liczyć mojego kochanego przedszkolaka, który rozwalał widzów swoimi tekstami <3 Doszłam do wniosku, że będę kręcić filmiki tylko i wyłącznie o akrobatyce, ponieważ to jest moja mocna strona. Precz z gwizdaniem na trawie i jazdą na rolkach - to nie moja działka, inni są w tym lepsi. Lepiej skupić się na tym, w czym jest się dobrym i robić to, co się kocha. A ja wiem, że gimnastyka to moja pasja. Nie mogę bez niej żyć.

Mój pierwszy prawdziwy odcinek:

moja siostra, z którą kręcę filmiki

ja :D

Dalej było tylko lepiej. Odcinek o szpagacie stał się hitem, do dzisiaj jest to najczęściej oglądany filmik na moim kanale. Kilka tygodni po jego premierze usunęłam wszystkie "nieakrobatyczne" filmiki. Zaczęłam publikować odcinki regularnie, w każdy piątek o 17:00 i tak jest do dziś. Zaczęłam dzielić odcinki na sezony - podczas ferii kręcę cały sezon i nie muszę się martwić, że nie będę miała czasu na kręcenie filmików z powodu szkoły. Kolejny sezon kręcę w wakacje i tak się to toczy.

Kręcenie 3 sezonu w wakacje 2013

Nauczyłam się obsługiwać różne programy do obróbki zdjęć, stworzyłam logo, bloga, fanpage na Facebooku. Cały czas wprowadzam nowości i ulepszenia, odpowiadam na wszystkie komentarze. I jestem z siebie dumna, bo pokonałam przeszkody, na których inni utknęli i osiągnęłam sukces. Pamiętam, jak cieszyłam się z 10.000 wyświetleń i przez cały dzień paradowałam po domu z bananem na twarzy, od rana do późnej nocy. Teraz mam 200 razy więcej wyświetleń, wtedy nawet o tym nie śniłam! Jestem szczęśliwa, bo robię to, co sprawia mi radość i dzięki temu pomagam innym. Jest mnóstwo dzieciaków z małych miejscowości, które nie mają możliwości zapisać się na akrobatykę i uczą się z mojego programu. To jest coś niesamowitego i wspaniałego! Dziękuję wam wszystkim jeszcze raz, jeszcze sto razy, jeszcze dwa miliony razy.
Jesteście super!!!