wtorek, 30 września 2014

Kto gra w karty, ten ma łeb obdarty

Dzisiaj w szkole powiedziałam Jimin - exchange student z Korei, że nie cchę warcać do domu i patzreć na sami wieice kogo. Jimin także nie pzrepada za tą obosą, więc doskonale mnie rozumiała. Podczas lunchu dowiedziałam się od innej koleżanki, która jest nazsą sąisadką, że sami wieice kto źle się o nas wyraża za nazsymi pelcami i mówi, że nic nie roibmy w domu i nigdy nie pogamamy w gowotaniu, dlatego jemy pónźo obaid. Heloł, kto spzrąta cozdiennie w domu?! Kto gotował wczoraj pierogi? Jak widać moje wyisłki nawiązania kontaktu pozsły na manre, a próbowałam wielokrotnie. Tak więc Jimin zaprosiła mnie do siebie aby mnie ratować i zaraz po szkole poszłam do jej domu. Ona i Marta mieszkają dwa domy dalej, więc daleko nie miałam :) Marty akurat nie było z nami, bo miała w tym czasie trening tenisa, ponieważ gra w szkolnej drużynie i ostatnio jeździ non stop na mecze.

Na początku pogadałyśmy i poobgadywayłśmy nasze roidzny, Jimin opowiedziała mi o swojej wymianie do Kanady w zeszłym roku oraz o życiu w USA. Potem jej host mama Mary Jo zawołała nas na obiad. Zgadnijcie, co ugotowała. Mięso! MIĘSO!!! O ludzie, jak ja się ucieszyłam, ten cały wegetarianizm jednak nie jest dla mnie. Kocham warzywa, ale od czasu do czasu lubię zjeść trochę mięsa, które nie będzie z McDonalda albo z mrożonki, którą wystarczy włożyć do mikrofalówki. Obiad zjedliśmy całą rodziną (!), było naprawdę miło, hości Jimin dużo z nami rozmawiali i interesowali się, co u nas słychać, co w szkole, itp. Rozmawialiśmy o Halloween, które nadchodzi wielkimi krokami, a że jest to moje ulubione święto w roku (na równi z Bożym Narodzeniem i urodzinami), to nie odpuszczę sobie udziału w prawdziwym amerykańskim treat-or-treatingu (po polsku "cukierek albo psikus"). Jeszcze nie wiem, za co się przebiorę, muszę zapytać wujka Google o radę, ale na bank będę chodzić po domach i straszyć!

Po obiedzie zagraliśmy w karty, nie wiem, jak się owa gra nazywała, ale zasady były podobne do UNO, tylko że grało się za pomocą zwykłych kart i było to trochę bardziej skomplikowane. Zostałam ograna kilka razy z rzędu, kiedyś muszę się odegrać! Najfajniejszy był host tato Jimin, jego komentarze mnie rozwalały xD Bardzo miło spędziłam czas u sąsiadów, fajnie było zjeść rodzinny obiad i pograć w karty, śmiejąc się do rozpuku, kiedy ktoś musiał dobrać sobie dwanaście kart ze stosu. Później hości Jimin pojechali do szkoły odebrać Martę z treningu tenisa, a ja wróciłam do domu, pogadałam z Johnem, a następnie poszłam pobiegać (P.S. wczoraj podczas joggingu widziałam węża na środku jezdni - ach, ten Teksas). Miałam zamiar nakręcić dziś jakiś filmik dla was, ale miałam zero wolnego czasu, więc musicie uzbroić się w cierpliwość :)

poniedziałek, 29 września 2014

Okropna fantastyczna pierogowo-zakupowa niedziela

Niedziela 28 września 2014 roku zostanie zapisana w kartach historii jako najgorszy dzień w życiu Marysi Krasowskiej.

Z samego ranka siadłam przed komputerem, aby zarezerwować bilet na spotkanie z Rickiem Riordanem. Wcześniej planowałam kupić bilet na miejscu, na wypadek gdybym zmieinła rozdinę, zachorowała, albo coś w tym stylu. Dzisiaj jednak zmieniłam zdanie. No więc wchodzę na stronę internetową, a tu wielki czerwony napis SOLD OUT wbija się we mnie jak rozgrzany do czerwoności sztylet. Myślałam, że się rozpłaczę! To mój ulubiony pisarz wszech czasów, jak śmieli wyprzedać bilety!!! Grrr... niemalże umarłam w cierpieniu. Serio, myślałam że mnie rozerwie od środka, byłam zawiedziona i zła na siebie, zła na cały świat i ironię losu. W desperacji zadzwoniłam na Skype do przyjaciółki, po godzinnej konwersacji znów ujrzałam światełko w tunelu i powróciłam z zaświatów. Droga Aniu, mogę szczerze powiedzieć, że uratowałaś mi dzisiaj życie xD Pozdrów ode mnie twój Zniszczalny Dziennik! Ania wysłała mi link do filmiku na youtube z Rickiem Riordanem, który przez 50 minut opowiadał o swoim życiu i książkach. Uśmiałam się na maksa i humor mi się poprawił :) Do tego Ania odkryła koniec internetu:



Poranek spędziliśmy dyskutując o pierogach. Wczoraj w Big Lou's Pizza Lynne powiezdiała mi, że Jimin i Marta goutją portawy z ich karjów dla Mary Jo, czyli ich host mamy. W jej wyraize twarzy i tonie gołsu ukyrte było znaczenie: "zórb mi żarcie, dizecko!". Była to częśicowo kontunyacja tematu z zezsłego tygodina, kiedy to gzrecznie odmóiwłam gotownaia. Stwierdziłam, że dzisiaj zrobię pierogni, głównie dlatego, żeby narezscie dłaa mi skopój. Miałam też pozcucie, że powinnami to zorbić, ponieważ host rodziny goszzcą wymieńców, aby poznać kutulrę z ich krajów.

Zajrzeliśmy do książki, którą przywiozłam host mamie w prezencie z Polski, są w niej przepisy na dania kuchni polskiej po angielsku. (Nawiasem mówiąc, moja najukochańsza hsot macohca nawet mi za preznet nie pozdiękowała, nie mówiąc o uśmehcu czy czymkolwiek wksazującym na aprobatę.) Znaleźliśmy przepis na pierogi, ale postanowiłam nie robić ruskich tylko z białym serem na słodko, ponieważ takie lubię najbardziej. Ruskie są spoko, ale nigdy w życiu nie widziałam, jak się robi farsz, do tego nie miałam ochoty siedzieć cały dzień w kuchni i obierać ziemniaki dla sześcioosobwoej rozdiny, za którą nie pzrepadam.

Po wykółcaniu się z werdną Lynne, która twierzdiła, że ser ricotta nada się zaimast białego sera jako nadzienie do pierogów (ukryte zanczenie: ponieawż mamy go w dmou i nie trzeba kupować noewgo), zapisaliśmy na liście zakupów CREAM CHEESE (czyli biały ser), głównie dizęki Johnowi, który satnął w mojej orbonie. Lynne chicała jeszzce zbobić inne nadzeinia, np. z jabałkmi, ze szpikaniem i z czymś tam jeszcze, więc stwierdziłam, że to dobry pomysł. Hsot mmaa zahcowywała się dziisaj jak specjlaistka od kuchni polskiej, co mnie mega wkuzeało. No cóż, czytajcie dalej, zaopwiada się źle i tak też bęzdie.

No więc pojechałam z Lynne do sklepu. Najpierw do Walmartu, aby kupić Play-Doh, które będzie mi potrzebne w szkole, za tydzień na psychologii będziemy robić mózgi z tego tworzywa :) Lynne makasrycznie dułgo rboi zapuky, więc skorzystałam z okazji i nakręciłam dla was filmiki w Walmarcie i porobiłam zdjęcia. Mam ich chyba ze sto, dodam na końcu posta. Chcieliście zdjęcia wszystkiego amerykańskiego, no to proszę! Potem pojechałyśmy do H-E-B, tam zrobiłyśmy zakupy spożywcze, odłączyłam się od Lynne i obeszłam cały sklep, pstrykając foty i korzystając z każdej degustacji, gdyż umierałam z głodu. Kupiłam orzechy i miętowe Oreo dla Mirabelle, która poprosiła mnie, żebym zrobiła dla niej zakupy, ponieważ ona pojechała z Johnem kupić nowy telefon. Teraz ma niebieskiego iPhone'a 5.

Po powrocie do domu około 16:00 poszłam do mojego pokoju, aby skończyć oglądanie filmiku z Rickiem Riordanem. Nagle słyzsę jak werdny gołs sami wieice kogo mnie woła. Wychozdę z pojoku, pytam o co chozdi, a tu sami weicie kto ma do mnie wuzruty, że jezscze nie zazcęłam robić pierogów. O luzdie, pzrecież mieliśmy je jeść na kolajcę, nie na oibad! Powiezdiałam, że niedułgo zejdę i je zroibę, po czym wróiciłam do oglądania. Po chwili słyzsę puniake do dzrwi, otwieram, a tu ta okporna osoba mówi mi, że oibad sam się nie utoguje. Z pokerową twazrą barzdo powoli zajrzałam na ekran kopumtera i odparłam, że filmik końzcy się za 4 mituny, wtedy zejdę. Ona na to, że pzrecież tzreba zazcąć obierać zieniamki! Powieziałam, że ja roibę pierogi z serem, a nie z zieminakami, ale możemy zroibć dwa rozdaje i ona może mi poumc i zrobić zieminaczany farsz, ja zorbię resztę. Żałujice, że nie widcieliście jej miny!!! Kzryknęła z obrazą: "Ja dizś nie będę gowotać!" po czym zezsła na dół. Odpłaicłam się tym samym i zezsłam do kuhcni po odczekainu sloidnego okresu czasu xD Na bank dłużzsego niż 4 mintuy, buahahaha!

Zważywzsy na pzremiłe okolizcności postanowiłam zorbić tylko jedną porjcę pierogów, nie będę siezdieć w kuhcni pół dnia, skoro ona tarktuje mnie w ten sopsób. Mirabelle mi pomogła, fajnie się razem gotowało. Powiedzała mi, że pierogi wyglądają jak chińskie "dumplings", ale tylko wyglądają, składniki są inne. Bardzo mi pomogła w zlepianiu, dzięki temu poszło sprawniej. Zrobiłam tylko serowe nadzienie, nie mam zaimaru bawić się szpinaikem, gzrybami i innymi słkadnikami, skoro nawet nie wiem, jak się takie nadzieine robi, a ta oprokna osoba nie ma zaimaru poómc, choć przy ponarnej dyskusji cały czas mówiła o twórcach pierogów w pierwszej osobie liczby mnogiej. Czasami czuję się tu wykozrystywana, ale razdę sobie z tym i odmaiwam roibenia wszystkiego, co mi nie pajuse, np. dzisiaj nie zgozdiłam się spzrątać po psach, które narobiły na połodgę w jednym pokoju. W końcu pospzrątał po nich John.

Wracając do tematu: pierogi wyszły całkiem niezłe, ale ciasto było twarde i ser zupełnie nie polski. Sami wieice kto kupił ozcywiście nie tą mkąę co tzreba, a pierogi z mąki pełonziarnistej razcej nie będą takie, jak być powinny. Były kompletnie inne i twadre, ale i tak dorbe. Amerykanie jednak nie mają białego sera, okazało się, że cream cheese to biały ser zmiksowany na gładką masę i utwardzony, co też zmieniło smak pierogów. Nawet bułka tarta z masłem nie smakowała jak ta w Polsce. Przepis na ciasto był daleki do doskonałości, na dwie szklanki mąki przewidziano 1/3 szklanki wody, więc ku niezadowoelniu sami weicie kogo dodałam dodatkowej wody (tak nie wolno, to niezgodne z przepisem!).









Potem posprzątałam po sobie, starłam wzsystko, co narbudziłam, a i tak oberwało mi się, że nie shcowałam pierogów do loódwki. Było tak: zjadłam swoją porcję, pozsotawiłam rezstę pierogów na kilku talezrach na balcie, aby rezsta rozdiny także mogła zjeść, po czym założyłam adidasy i pozsłam pobiegać, w tym czaise każdy się najdał, ja wróciłam z joggingu, wzięłam prysznic, zezsłam do kuhcni i słyzsę "Nie schowałaś pierogów do loódwki!". Przepraszam. Nigdy więcej nie popłenię tego błdęu. Po prostu nic już nie ugojutę. Na dodatek w trakcie gotowania sami weicie kto powiezdiał, że jak skończę to mam naalć posm wodę do miesk. Jakby sama nie mołga tego zorbić, pzrecież cały dzień spęzdiła na Fejsbuku!!!

Potem pogadaałam z korodynatorką na facebooku i nasipała, że koniezcnie musi coś zmieicć, bo tak się nie da żyć. Powiezdiała, że może mnie zabireać do siebie do dmou w każdy piąketk i odwoizć w niedzielę, w mięzdyczasie spróbujemy coś wumokbinować. TAAAAAAK!!! NARESZCIE DOBRE WIEŚCI!!!

Na koniec jakieś dwieście zdjęć. Enjoy :)