niedziela, 24 maja 2015

Co robimy na lekcjach

Ten tydzień był pełen obijania się w szkole. Chociaż nie tylko, niektórzy nauczyciele wciąż próbują wpoić nam wiedzę, jedni z większym sukcesem niż inni. Jako że nie napisałam na blogu nic od stosunkowo długiego czasu, streszczę wam, co robimy na każdej z moich lekcji:

1) U.S. History
Nauczyciel stara się jak może, abyśmy się czegoś dowiedzieli. Przyznam, że idzie mu całkiem nieźle, mimo ogólnego rozleniwienia uczniowie są jako tako zainteresowani zajęciami, ze mną na czele. Omawiamy niedawne i obecne dzieje, czyli epokę terroryzmu. Mieliśmy quiz ze znajomości państw na bliskim wschodzie oraz zbiorników wodnych graniczących z nimi, uczymy się, jakie stosunki panują między nimi i co się obecnie tam dzieje. Omówiliśmy przyczyny powstania Al Kaidy, teraz jesteśmy w trakcie oglądania filmu o ataku na WTC, ale nie dokumetalnego, tylko prawdziwego filmu. Nie znam tytułu, może ktoś coś w komentarzach podpowie.

2) Algebra 2
Nie znacie prawdziwej nudy, jeśli nie spędziliście lekcji w tej klasie. Nauczyciel siedzi przy biurku i rozwiązuje zadania na papierze umieszczonym pod rzutnikiem. Powinniśmy obserwować obraz z projektora i rozwiązywać te zadania razem z nim, ale nikomu się nie chce. Nie uczymy się niczego nowego, powtarzamy tylko do egzaminów końcowych. Efekt? Ile uczniów, tyle wyciągniętych telefonów.

3) AP Psychology
Nauczycielka: Guys, work on your projects, you have two papers due on friday! / Pracujcie nad projektami, macie dwa zadania do oddania w piątek!
Uczniowie: Mrs. Wensmann, can we postpone it to monday? / Proszę pani, możemy to przełożyć na poniedziałek?
N: No! You have another two papers due on monday! Get to work! / Nie! W poniedziałek musicie oddać dwie kolejne prace! (10 sekund później) Did I tell you that story about what my daughter did last week? No? Oh my gosh, so... / Opowiadałam wam o tym, co moja córka zrobiła w zeszłym tygodniu? Nie? O Boże, więc...

I tak przegadujemy całą lekcję. Ostatnio dyskutowaliśmy o tym, czy osoby posiadające samochód powinny mieć prawo do opuszczenia terenu szkoły podczas lunchu, aby kupić go gdziekolwiek indziej niż w stołówce. Wszyscy zgadzają się, że szkolne jedzenie jest obrzydliwe. Niestety próbując pojechać do McDonalda czy Taco Bell ryzykuje się złapaniem przez pracowników szkoły, co nie kończy się przyjemnie, jednak wiele osób łamie zakaz. Podobno większość szkół zgadza się na wyjazdy po lunch, ale nasza nie, uczniowie jej za to nienawidzą. Nie rozumiem amerykanów. Ludzie, zróbcie sobie jedzenie w domu i przynieście do szkoły! Żarcie codzienne w fast foodzie zrujnuje wam zdrowie! Szkoda, że rozumie to 20% populacji, z czego tylko 2% wprowadza słowa w życie.

4) Theatre 1
Na początku byłam przekonana, że nasz nauczyciel oszalał. W poniedziałek kazał nam dobrać się w pary, po czym dostaliśmy scenariusze i dziewięć dni, aby zapamiętać prawie dziewięćdziesiąt linijek tekstu na osobę. "Antygona" miała pięćdziesiąt, a na próby mieliśmy ponad miesiąc. Mimo to większość osób nie nauczyła się lub zapomniała roli. Podobnie jak wtedy, pracuję z Brendą i idzie nam całkiem dobrze. Na początku nie wierzyłam, że jesteśmy w stanie nauczyć się tak długiej sceny w tak krótkim czasie, ale przez pięć dni zapamiętałam wszystko. Język jest o wiele łatwiejszy niż w starożytnych sztukach, dialogi są krótkie i mają sens. Nie jest źle.

5) Anatomy & Physiology
Przez czterdzieści minut rozmawiamy z nauczycielką, przez dziesięć uczymy się. Pracujemy także nad powtórką z całego półrocza, odpowiadając na pytania z kserówek. Dostaniemy za to ważną ocenę. Zamiast testu końcowego robimy projekt, musimy opisać wybraną przez nas chorobę, ja zdecydowałam się na osteoporozę, jednak mimo to nauczycielka chce, abyśmy powtórzyli materiał, dlatego rozdała nam powtórki.

6) Dance
Przez ostatnie dwa tygodnie siedzimy z Mirabelle i Susi pod ścianą i rozmawiamy. Teoretycznie powinnyśmy pracować nad własną choreografią, bo jako test końcowy mamy oddać nagranie, na którym tańczymy ułożony przez nas taniec, ale jakoś im się nie pali i nie jestem w stanie zmusić ich do tańca. Nie chcą, to nie, mam kilka filmików z własnymi tańcami na komputerze, mogę oddać którykolwiek i dostać dobrą ocenę. Póki co przegadujemy cały czas. Nie narzekam, jest super, im więcej rozmawiamy, tym więcej czasu nam na to potrzeba i nienawidzimy dzwonka na koniec lekcji.

7) English 3
Ostatnio skończyliśmy czytać "Podzielonych", zakochałam się w tej książce. Nie sądziłam, że kiedykolwiek przeczytam na angielskim coś ciekawego, jestem pozytywnie zaskoczona. Od razy pobrałam drugą część na telefon. W piątek w drodze do autobusu zorientowałam się, że zapomniałam naładować go w nocy i zostało mi 12% baterii, więc zaraz po przyjeździe do szkoły pobiegłam do biblioteki i wypożyczyłam tą książkę, aby się nie nudzić przez cały dzień.

20 komentarzy:

  1. Mogła byś podać autora tej książki i dokładny tytuł? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Podzieleni" autorstwa Neala Shustermana.

      Chyba to :)

      Usuń
  2. Czy ten film o WTC to nie 'Strasznie głośno, niesamowicie blisko'?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy amerykanie mają stosunkowo dobre oceny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie jak Polacy :) często jest potencjał, ale brak chęci

      Usuń
  4. So... What Mrs. Wensmann told U about her daughter???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że chce zobaczyć kupę jej noworodka za każdym razem, kiedy zmienia pieluchę.

      Usuń
  5. Trochę szkoda, że ty ciągle siedzisz w domu. Inne exchange students wyjeżdżają na wakacje z rodZiną, a ty nic tak naprawdę nie zwiedzilas. Choć masz super rodzinę. Masz trochę czasu. Wykorzystaj go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jaki sposób ma go wykorzystać? Wymieńcy nie mają praktycznie żadnego wpływu czy rodzina gdzieś ich zabierze. Słabe jest to, że zazwyczaj przyjeżdża się zaraz przed szkoła, po sezonie wakacyjnym a wyjezdza zaraz po zakonczeniu roku szkolnego czyli przed sezonem wakacyjnym, szczegolnie jezeli host family ma dzieci w wieku szkolnym.

      Usuń
    2. Niestety taka jest prawda.

      Usuń
  6. Kilka razy wspominałaś o pozytywnych stronach relacji na lini amerykański nauczyciel - uczeń. Czy teraz z perspektywy czasu, po spędzonym roku nadal uważasz, że nauczyciel 'kolega' jest lepszy niż nauczyciel taki jakiego znamy z polskich szkół? Czy nie uważasz, że przez to nauczyciel traci na szacunku, uczniowie podchodzą do zajęć z ignorancja (używają telefonów nawet się z tym nie kryjąc, dziewczyny malują paznokcie itd.). Głównie chodzi mi właśnie o taki pośredni wpływ na zachowanie uczniów względem nauczyciela i prowadzonych zajęć (bo sam nauczyciel 'kolega' z oczywistych względów jest raczej pozytywem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę o tym post.

      Usuń
    2. To czy uczniowie podchodzą do lekcji, czy też do nauczyciela - z ignorancją, zupełnie nie zależy od tego jakie z nim mamy relacje. Pamiętam nauczycieli "kumpli" i tych "darzonych najwyższym szacunkiem". Zarówno wśród tych pierwszych, jak i tych drugich, byli dobrzy nauczyciele i byli nauczyciele marni.
      U nas w kraju większość nauczycieli to niestety miernoty. A miernota nie jest w stanie nawiązać przyjacielskich relacji z uczniem, gdyż natychmiast ujawni swą małość. Miernocie tworzącej bariery wydaje się, że nie wyjdzie na jaw prawda i pozwoli istnieć za barykadą. Ponieważ miernot jest większość, narzucają swoim kolegom i koleżankom nauczycielom sposób bycia, i nawet ci, którzy mogliby inaczej, jak już weszli między wrony, kraczą jak i ...

      Usuń
    3. Oczywiście zgodzę się z Tobą, że zarówno w jednej jak i drugiej grupie nauczycieli znajdą się 'mierne' jednostki. Jednak z własnego doświadczenia (chodziłam do 2 różnych podstawówek, 2 różnych gimnazjów i 2 różnych LO) mogę powiedzieć, że gdy trafiali sie wyluzowani nauczyciele (zazwyczaj młodzi) to automatycznie uczniowie pozwalali sobie na więcej (co nie znaczy, że nie odnosili sie z szacunkiem do nauczyciela) . Zajęcia u 'wyluzowanych' były też dość chaotyczne - może i były ciekawsze, ale draznilo mnie zwalnianie z materiałem bądź omawianie go jak dla debili (masa prezentacji, obrazki, plakaty, zabawy z tablicami interaktywnymi, prace w grupach, jakies gry i inne cuda wianki) tylko dlatego, żeby uczniowie czasem nie wzieli nauczyciela za sztywniaka. Ci bardziej oporni na wiedzę często 'rozpieprzali' zajęcia poprzez zartowanie z nauczycielem bądź rozmawianie na temat niezwiązany z zajęciami - wiedziali ze moga sobie na to pozwolić bo to w końcu ich starszy kumpel Jacek z którym grali wczoraj w noge i robili grila. I wszystko byłoby ok (bo nauczyciel był naprawdę świetnym człowiekiem i potrafił wysłuchać każdego i zazartowac) gdyby tylko była przestrzegana jedna zasada, a mianowicie - na wszystko jest ODPOWIEDNI czas i miejsce. W podstawówce i gimnazjum w zasadzie nie widzialabym w tym problemu (materiału nie tak wiele a i kreatywne podejście do zajęć może zachęcić do rozwijania sie, kształcenia się - nie mylic z nauka). Jednak będąc w LO gdzie do zdania PRZYZWOICIE matury (bo umówmy się ze niezaliczenie matury na 30% z czegokolwiek to jakaś kpina) musze w zasadzie sama poświęcić czas w domu na opracowania materiału (strasznie obszernego) bo na lekcjach robimy jakieś kreatywne cuda, które nawet w 10% nie pokryją tego co ode mnie będzie wymagane na maturze. Co innego przedmioty jak WOS, WOK, psychologia itd. gdzie można sobie na to pozwolić a co innego biologia czy chemia jak ktoś myśli o medycynie. Szczerze mówiąc zawsze wolałam zajęcia prowadzone z oldschoolowym nauczycielem w 'tradycyjny' sposób bez tych wszystkich prezentacji i 'ciekawych' uwydziwnień, które tylko odwracaly moją uwagę od tych istotnych rzeczy. Być może bierze to sie stąd, że w Polsce dopiero od kilku lat wprowadza się te kreatywniejsze rozwiązania i nauczyciele nie nauczyli się za bardzo pogodzić formy z treścią. Potem wychodzi taki 45 minutowy koszmarek, gdzie istotnych rzeczy próbują nauczyć przez memy internetowe i filmiki z YouTube dla uciechy gawiedzi, która zaczyna zapominać jak wygląda książka. Jestem ciekawa czy wszystkie zajęcia w USA są takie kreatywny i czy nauczyciele się nie pogubili i znaleźli złoty środek dla treści i formy. I tak dla jasności nie jestem przeciwnikiem zajęć kreatywnych tylko marnowania mojego czasu. Być może w USA przy planie zajęć 'repetytywnym', gdzie każdego dnia są te samego lekcje można sobie na to pozwolić. Natomiast w Polsce to marnowanie 90min tygodniowo, których i tak jest za mało na taki materiał. W zasadzie odbieglam od tematu o nauczycielach, ale w moim przypadku typ nauczyciela i sposób prowadzenia zajęć charakteryzuje się dużym stopniem współzależności.

      Usuń
    4. Nie wiem czy uda nam się porównać naszych nauczycieli - dzieli nas różnica czasów. Do szkoły chodziłem, gdy nie było jeszcze gimnazjów. Nie grillowaliśmy z nauczycielami, a jak graliśmy w piłkę, to klasę dryblasów, dobrze grających w piłkę ręczną (połowa klasy grała w klubie sportowym i trenowała codziennie), była rozkładana na łopatki w siatkówkę przez dwóch nauczycieli niskiego wzrostu, którzy na pewno nie trenowali codziennie, a wątpię czy i raz w miesiącu, a może w ogóle. Ci nauczyciele byli dla nas AUTORYTETEM, nie tylko dlatego, że dali nam w kość w piłkę, ale także dlatego, że w dziedzinach, których nauczali byli także specjalistami.
      Dla mnie nauczyciele, których ty nazywasz wyluzowanymi, to po prostu normalni ludzie, normalni nauczyciele. Natomiast ci niewyluzowani, to ci nienormalni.
      Ci normalni, będący autorytetem, potrafili na tyle zainteresować nas przedmiotem, że sami w domu chłonęliśmy z książek wiedzę i widać to było po ocenach w szkole i osiągnięciach konkursowych. Tych nienormalnych miałem szczęście mieć niewielu. Ci nie potrafili nas zainteresować i mimo poświęcenia 100% czasu na lekcji wyniki były słabe.
      Myślę, że największym problemem współczesnego szkolnictwa jest brak nauczycieli, którzy są autorytetem. Żeby mieć autorytet trzeba mieć klasę. Nie wiem co się porobiło, ale ludzi z klasą jest coraz mniej.
      Myślę też, że tak jak w biznesie czy polityce i w wielu jeszcze innych dziedzinach – liderów się znajduje i powierza się im zadania. Lidera można wyłonić jedynie przez selekcję, nie da się lidera nauczyć, czy wychować. Podobnie jest z nauczycielami, kiedyś byli oni selekcjonowani i wyłaniani. Pewnie jeszcze w szkole potencjalni nauczyciele byli zauważani i kierowani na odpowiednie tory. Dziś wielu, a nawet bardzo wielu nauczycieli, to ludzie z przypadku, ludzie, którzy poszli na łatwiznę: łatwe studia, łatwa praca – kilka godzin dziennie, prawie zero odpowiedzialności, niemożliwość zwolnienia z pracy, a więc bezpieczeństwo nieporównywalne z żadnym innym zawodem.
      Długo by jeszcze pisać. Nie wyobrażam sobie, żeby komukolwiek z nas przyszło do głowy nawet pomyśleć o założeniu kubła na głowę belfra. Wielu z nich nie musiało na nas podnosić nawet głosu – wystarczyło spojrzenie lub chwila ciszy…

      „Takie będą Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie” – Jan Zamoyski

      Usuń
  7. Hej, zapoznalam sie z Twoja opinia na temat szkoly w Polsce i w USA. Nie da sie ukryc, ze za ta pierwsza raczej nie przepadasz. Gdybys miala teraz zrobic taki bilans, to ktora szkola bylaby lepsza pod wzgledem tego ile (i co!) z niej wynioslas? Czy twoje wyobrazenia szkoly w usa sie sprawdzily? Czy zaskoczylo cie cos pozytywnie, negatywnie? Czy jest cos czego ci brakowalo z polskiej szkoly i cos czego ci bedzie brakowac z amerykanskiej szkoly po powrocie do Polski?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobię na ten temat osobnego posta, świetny temat.

      Usuń
  8. W takim razie czekam z niecierpliwoscia :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)