piątek, 21 listopada 2014

Trzy miesiące minęły

Wczoraj minęły dokładnie trzy miesiące odkąd przyleciałam do USA. Z moją nową (już nie taką nową, ale nowszą) host rodziną spędziłam miesiąc. Mam wrażenie, że minęło o wiele mniej czasu i że dopiero co wylądowałam. Pierwszy dzień szkoły pamiętam jakby był tydzień temu, do nowej host rodziny mogłam równie dobrze przenieść się wczoraj. Ale kiedy myślę o czasie spędzonym w domu w Polsce, to wydaje mi się on taaaak odległy. Dziwna rzecz, ten czas. Nie wiem, czy wiecie, ale nikomu do tej pory nie udało się zdefiniować pojęcia "czas". Potrafimy jedynie go odmierzać, ale nie wiemy, czym on tak naprawdę jest. Strasznie mnie ciekawi to zjawisko, zawsze chciałam uczyć się na fizyce o takich ciekawych rzeczach. Pewnego dnia nauczyciel w gimnazjum coś nam o tym mówił i wciągnęłam się w ten temat bardzo mocno. Dowiedziałam się między innymi, że na Ziemi czas płynie wolniej niż w przestrzeni kosmicznej, grawitacja zwalnia czas. Natomiast podróż z zawrotną prędkością ów czas przyspiesza, gdybyśmy wsiedli do pociągu pędzącego z szybkością światła, przenieślibyśmy się w przyszłość. Niestety nikt jeszcze nie wymyślił, jak stamtąd wrócić. Ech, jak ja uwielbiam zgłębiać tajemnice wszechświata...

Wracając do tematu bloga, który jest o USA, a nie o fizyce, to dziś w szkole było fantastycznie. Na historii omawiamy krach na giełdzie z 1929 roku, nauczyciel świetnie tłumaczy zasady rynku i przyczyny jego załamania. Wcieliliśmy się także w bankierów i konsumentów, aby lepiej zrozumieć, dlaczego banki zbankrutowały w tamtym czasie. No, to jest lekcja dla mnie!

Wczoraj nie napisałam bloga, bo uczyłam się na quiz z psychologii, który w rzeczywistości był jakby testem, bo obejmował cały rozdział. Do tego kończyłam pisanie raportu z dziennika snów. Dzisiejszy quiz poszedł mi kiepsko, ale jak na psychologię to i tak nieźle, bo nasze testy są tak trudne, że aż ciężko to sobie wyobrazić. Ale oj tam oj tam, jestem wymieńcem, nie muszę mieć samych piątek. (Nawiasem mówiąc, mam piątkę z psychologii :D Nauczycielka ratuje nasze oceny projektami.)

Na matmie i anatomii nauczyciele oddali sprawdziany i tu także mogę się pochwalić wzorowymi ocenami. Z algebry dostałam 110%, z anatomii 101%. Jak to się stało? Otóż nauczyciele często dają nam zadania na tzw. "extra credit", czyli jeśli zrobimy w domu dodatkowe zadania, oddamy wypełnioną powtórkę działu, czy coś w tym stylu, to dostajemy dodatkowe punkty. Na matmie była to kserówka z zadaniami za 10 punktów procentowych, na anatomii trzeba było napisać powtórkę całego działu za 5 punktów procentowych. Zawsze robię te zadania, pomaga to w nauce na sprawdzian, często jest to moja jedyna nauka. Patrzcie - minęły już trzy miesiące, a ja wciąż piszę o nowościach!

Na tańcach robiliśmy piruety i kiedy nauczycielka zobaczyła, jak zrobiłam 4 piruety w passe pod rząd, dodam, że wyszły mi ABSOLUTNIE PERFEKCYJNIE, co się zdarzyło może z pięć razy w życiu, to powiedziała, że koniecznie muszę zatańczyć solówkę na konkursie! O matko, ucieszyłam się tak, jakbym wygrała w kumulacji totolotka i nie musiała pracować do końca życia! Zawsze chciałam wziąć udział w konkursie tanecznym, odkąd zaczęłam oglądać Dance Moms, a teraz mam szansę spełnić swoje marzenie! Nie znam absolutnie żadnych dodatkowych szczegółów, jak tylko się czegoś dowiem, to napiszę natychmiast, więc proszę o niedręczenie mnie w komentarzach pytaniami typu "CO TAM Z TWOJĄ SOLÓWKĄ?!?!?!" Uprzejmie proszę także o niepytanie mnie, kiedy w końcu wydam książkę. Jest to dla mnie nie mniej ekscytujące jak i dla was, więc jeśli czegoś się dowiem, to od razu was poinformuję. Rozpoznacie to natychmiast po milionie wykrzykników w tytule posta.

Na "dinner" pojechaliśmy z hostami do bufeto-pizzeri, aby zjeść razem z dziećmi z przedszkola moich host braci i ich rodzicami. Host mama powiedziała, że spotykają się w ten sposób raz na miesiąc. Grupa przedszkolna jest w jednej z sal szkolnych w podstawówce host mamy, są tam dzieci w każdym wieku, nie ma ich zbyt wiele, więc wszyscy się znają. Myślałam, że wszyscy usiądą razem, pogadają, że spędzimy tam ładny kawał czasu, ale nieeee... Amerykanie... Toż to dziwaczny naród! Wyglądało to tak:

Każdy przyszedł do lokalu o mniej więcej tej samej godzinie. Niestety trochę mniej niż więcej, co tam pół godziny w te czy wewte... Bufet polegał na tym, że każdy brał co chciał i ile chciał, płacąc tylko 5,39$ za wstęp: najpierw był bar sałatkowy, potem bar makaronowy, a następnie kilkanaście rodzajów pizzy do wyboru, włączając w to pizzę deserową: jedną z jabłkami i kruszonką, coś a la szarlotka, drugą pseudosernikową. Nałożyłam sobie gigantyczną porcję sałaty z różnymi warzywami, nasionami słonecznika i sosem "ranch", oraz spróbowałam normalnej i słodkiej pizzy. Do picia jak zwykle Dr. Pepper, kocham ten napój, będę za nim tęsknić po powrocie do Polski. Jedzenie było całkiem niezłe.

Usiedliśmy przy jednym ze stolików, kilka rodzin siadło przy jednym wielkim stole, ale większość siedziała osobno. Rozmowy polegały na podejściu do kogoś i paplaniu o niczym konkretnym przez jedną czy dwie minuty. Każdy zjadł i poszedł do domu. No to rzeczywiście się spotkali... Mimo to było fajnie, ponieważ moi hości są świetni i dużo ze sobą rozmawiamy. Jednak dziwi mnie, że tak rzadko spotyka się tu z ludźmi. Życie kręci się wokół pracy, cały dzień się przebywa za domem, więc nawet nie ma czasu się spotkać. Nawet z dziećmi nie przebywa się zbyt długo.

A propos dzieci, to dzisiaj dowiedziałam się od host mamy, że kobiety w ciąży pracują aż do porodu. To by wyjaśniało, dlaczego nauczycielka od psychologii wciąż pracuje, choć jest w 9 miesiącu ciąży i ma przeolbrzymi brzuch. Po porodzie można wziąć wolne na max. 12 tygodni, jednak pracodawca nie wypłaca wtedy pensji, dlatego większość kobiet bierze wolne na 6-8 tygodni. Kolejne zdziwko w porównaniu z Polską. Przed wyjazdem wydawało mi się, że jadę do cudownego świata tęczy i szczęścia, jednak rzeczywistość okazała się nie aż tak piękna i kolorowa. Niech was nie zmylą moje narzekania, jest także mnóstwo pozytywnych stron i gdybym cofnęła się w czasie i miała jeszcze raz podjąć decyzję o wymianie, natychmiast zaczęłabym wypełniać aplikację. To przygoda i szkoła życia, jeśli tylko macie możliwość, jedźcie! Ale nie zdziwcie się, kiedy rzeczywistość okaże się inna, niż wam się wydawało.

9 komentarzy:

  1. Moja koleżanka lubi Dr.Pepper i kupuje go w Polsce c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Dr. Pepper jest w Polsce! Znaczy... nie wiem czy u ciebie też jest, ale ja też uwielbiam ten napój i kupuję go od jakiegoś roku w Żabce... Jak wrócisz do Polski to radzę sprawdzić właśnie w tym sklepie :) a ostatnio chyba też w Biedronce to widziałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest też w AS-ie i w Twój Market

      Usuń
    2. w piotrze i pawle, almie, tesco, wszedzie jest XD

      Usuń
  3. Jest dr papier w Polsce, osatnio nawet była reklama w TV ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że wszyscy napisali ale jakbyś nie zauważyła, to widziałam Dr Peppera w Żabce i Tesco :)

    Co do solówki to nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa!!! Zasłużyłaś! Wyobrażam sobie Ciebie na takim konkursie gdzie ALDC też będzie haha :D a wiesz już jaki styl solo? Widzę Cię w acro w stylu Brooke, ale z obrotami i techniką, więc bardziej Kalani :) so excited!!!
    W. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No jestem w szoku, że do końca ciąży trzeba pracować, a potem matce nie płacą, ładny kapitalizm, no ale może dlatego kraj jest bogaty, skoro nie ma zasiłków i pewnie rent dla co drugiego schorowanego. Dziwię się tylko, że przy takiej prorodzinnej polityce ludzie mają tam tyle dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  6. Potwierdzam, własnie kupiłam go w tesco :P

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)