Plusy:
- nauczyciele chcą nas jak najwięcej nauczyć i bardzo, ale to bardzo zależy im na naszych ocenach
- nie ma trudnych zadań domowych, często w ogóle ich nie ma, a jeśli są, to służą powtórce i lepszemu zrozumieniu tematu, a nie zamęczeniu nas na śmierć
- nie ma lektur, wszystko czytamy w szkole i omawiamy na bieżąco
- każdy nauczyciel używa projektora, większość prowadzi lekcje za pomocą prezentacji
- oglądamy dużo filmów i filmików na Youtube, wszystko związane z tematem lekcji (no, prawie wszystko)
- na drugiej lekcji dyrektor wygłasza ogłoszenia przez radiowęzeł, informując nas o spotkaniach klubów i nowościach
- kluby są ciekawe i niezwiązane z lekcjami, choć takie też istnieją, można rozwijać swoje zainteresowania
- można wybrać przedmioty, których się będzie uczyć
- codziennie jest taki sam plan lekcji, dzięki temu więcej się uczymy i możemy się skupić na naszych ulubionych przedmiotach, a nie wiedzieć wszystko i nic
- przerwy są krótkie, więc szybciej się idzie do domu
- jest szkolny autobus, nie trzeba się martwić dojazdem do szkoły
- jest mnóstwo toalet, nigdy nie ma kolejek
- szkoła jest ładna i nowoczesna
- klasy są dobrze wyposażone i przygotowane do przedmiotu, którego się w nich naucza
- książki wypożycza się od szkoły na cały rok szkolny i trzyma się je w domu, jeśli używamy książek podczas lekcji, bierzemy je z półki w klasie
- dostajemy kserówki, zeszytu używam tylko na jednym przedmiocie, co bardzo ułatwia pracę na lekcji, bo nie tracimy czasu na pisanie notatek, uczymy się w efektywniejsze sposoby
- można przyjść do szkoły w dresach, leginsach, klapkach i skarpetach, dosłownie czymkolwiek, i nikt na nas krzywo nie spojrzy
- jest wielka biblioteka, w której są tysiące fantastycznych książek
- jest lunch, kiedy można pogadać ze znajomymi i zjeść w spokoju, a nie na korytarzu
- na lekcjach można jeść i pić, wszyscy to robią
- można żuć gumę i nikt nie zwróci nam uwagi
- od tego roku można używać telefonów, tabletów i laptopów na lekcjach, nauczyciel może nam zabronić, ale rzadko się to zdarza
- w szkole jest szybkie wi-fi
- uczymy się rzeczy przydatnych w życiu, robimy wiele eksperymentów, uczymy się poprzez doświadczenia
- w szkole są specjalne krany z wodą, z których można pić, więc nie umrzemy z pragnienia
- nie trzeba zmieniać butów
- ławki są pojedyncze i nauczyciele często przestawiają je według własnego upodobania, prawie nigdzie nie ma ławek ustawionych w równych równoległych rzędach
- mamy portal komputerowy, gdzie możemy sprawdzać nasze oceny, przechowywać pliki zapisane na szkolnych komputerach i kontaktować się z nauczycielami
- relacja uczeń-nauczyciel jest jak przyjaciel-przyjaciel (oczywiście z zachowaniem szacunku), a nie senior-wasal (lub, co w Polsce popularniejsze, pan-niewolnik)
Minusy:
- jest zimno, przesadzają z klimatyzacją
- jest dress code, więc nie można przyjść do szkoły w szortach ani bluzce na ramiączkach (w sumie jest zimno w szkole, ale to inna sprawa)
- nie ma szatni ani szafek, więc nie ma gdzie zostawić np. parasola
- nie można się spóźnić, aby się gdziekolwiek udać, trzeba mieć przepustkę
- nie zna się imion większości ludzi, z którymi ma się lekcje
- nie ma czasu pogadać z ludźmi na przerwie
To by było na tyle, dajcie znać co myślicie. Temat na jutro zaproponujcie w komentarzach. Zróbcie to TERAZ, bo zapomnicie ;)
Śniadanie jak w każdą sobotę zjedliśmy poza domem, pojechaliśmy na targ do Austin i kupiliśmy breakfast tacos, tak samo jak tydzień temu. Potem pojechaliśmy na festiwal indiański, gdzie tańczyli Indianie z różnych plemion w kolorowych strojach, o wiele bardziej ozdobnych, niż sobie wyobrażałam. Taniec polegał na chodzeniu w kółko w rytm muzyki, widziałam tylko taniec kobiet, ponieważ tańce odbywały się w hali i moim host braciom się trochę nudziło. Ale stroje były fajne, najbardziej podobały mi się małe dzieci w tych strojach :) Na zewnątrz można było kupić indiańskie jedzenie (choć moim zdaniem był to zwykły fast food, np. taco), ale nie tylko. Mieli też tradycyjne festiwalowe jedzenie, które kupują wszyscy, czyli kiełbasę, watę cukrową i popcorn. Tutaj bardzo popularną rzeczą jest "funnel cake", dopiero dzisiaj odkryłam, że to się tak nazywa, kupiliśmy sobie jedno. Opisywałam je kiedyś w poście z wyjazdem do Dallas jako ciasto pączkowe grubości palca zwinięte w losowy kształt i usmażone, posypane obficie cukrem pudrem. Do tego sprzedawano indiańskie rękodzieło, np. torby, flety, koszulki, łapacze snów, a ktoś grał na flecie indiańską muzykę, która bardzo mi się spodobała. Zrobiłam parę zdjęć:
festiwal z zewnątrz |
funnel cake |
Potem hości podrzucili mnie do galerii handlowej, gdzie czekały na mnie Mirabelle i jej hości oraz Cindy - exchange studentka z Ekwadoru. Najpierw poszliśmy do strefy z jedzeniem, bo wszyscy byli głodni, oprócz mnie, gdyż dopiero co jadłam taco. Kupiliśmy jedzenie w Panda Express, które stało się jednym z moich najulubieńszych fast-foodów. W czwartek host mama kupiła mi tam chiński makaron z orzechami włoskimi w miodzie i z krewetkami w słodkim sosie, bardzo mi to posmakowało, w ogóle polubiłam tu krewetki i jem je kiedy tylko pojawi się okazja.
Potem poszłam pochodzić po sklepach z Cindy, Mirabelle i Quinlin - jej host siostrą. Po przejściu kilku sklepów, które mnie zupełnie nie interesowały, bo mieli ubrania nie w moim stylu, za to interesowały moje koleżanki, odłączyłam się od nich i powiedziałam, że się zdzwonimy za godzinę, ponieważ wtedy planowałyśmy powrót do domu. Poszłam najpierw do JCPenney, wielkiego sklepu z ubraniami i nie tylko, widziałam mnóstwo swetrów świątecznych, które są tu bardzo popularne. Nie spodziewałam się ich tak wcześnie, ale sezon świąteczny ruszył już pełną parą. Najlepszy był sweter z napisem "ugly christmas sweter" :D
Następnie poszłam do Abercrombie i spędziłam tam chyba z czterdzieści minut. Denerwowało mnie to, że na manekinach wisiały bardzo fajne ciuchy, ale znalezienie ich w sklepie graniczyło z cudem. W końcu udało mi się znaleźć spódnicę, którą mierzyłam miesiąc temu, kiedy mieszkałam jeszcze ze starymi hostami, wisiała na końcu sklepu i była tylko jedna sztuka. Myślałam o tej spódnicy baaardzo długo, najwidoczniej czekała właśnie na mnie, więc ją kupiłam. Do tego znalazłam fajną bluzkę, więc też ją wzięłam, zmierzyłam kilka par jeansów, aż w końcu zdecydowałam się na jedne z nich. Po południu się w nie wcisnęłam i chodziłam w nich do wieczora, aby je rozchodzić. Zawsze kupuję za małe jeansy, ponieważ z doświadczenia wiem, że mi się rozciągną i jeśli kupię odpowiedni rozmiar, to po dwóch dniach będę chodzić w workach.
Nie poszłam do żadnego innego sklepu, bo nie starczyło mi czasu. Zadzwoniłam do dziewczyn i znów się spotkałyśmy, po czym udałyśmy się do samochodu. Podczas jazdy Cindy uczyła mnie hiszpańskiego, dzisiejsze trzy zdania dnia połączyłam w jedno zdanie: Yo estaba en el centro comercial, compre los pantalones, la falda y la camiseta, estuvo genial! - byłam w centrum handlowym, kupiłam spodnie, spódnicę i bluzkę, było fajnie. Ja nauczyłam Cindy i Quinlin tego samego po polsku, ale nie mogły tego zapamiętać. Polski nie jest łatwy! Host mama Mirabelle podrzuciła mnie do domu i odjechała z resztą dziewczyn.
Wieczorem pojechaliśmy z hostami do japońskiej restauracji, gdzie spotkaliśmy się z Virginią, najlepszą przyjaciółką host mamy. Poznały się jeszcze na Hawajach, razem przyjechały do Teksasu. Zamówiliśmy mnóstwo rzeczy na spółkę, głównie sushi, ale także pierogi z krewetkami, sałatkę, ryż z plastrem cukinii, ziemniaka i celuli - warzywa obsmażone w czymś w stylu bułki tartej, oraz sałatkę, Jeff do tego zamówił sobie kurczaka. Spróbowałam wszystkiego i okazało się, że... tam tara dam... bębny poproszę... napięcie rośnie... kurczak smakował jak polski kotlet w panierce, wyglądał także identycznie. Nie muszę już szukać polskiej restauracji, zawsze mogę wpaść do japońskiej! Wszystko było pyszne, polubiłam japońskie jedzenie, bardzo się cieszę, że trafiłam na rodzinę, która zabiera mnie w tyle ciekawych miejsc. W ten rok poznam kuchnie z całego świata!
No i co? Kto zapomniał o komentarzu? Przyznać się :D
Po pierwsze strasznie ci zazdroszczę i uwielbiam chodziło tego bloga, a po drugie w tym zdaniu chyba chodziło ci o coś innego:) "w szkole są krany z wodą, z których można pić, więc umrzemy z pragnienia"
OdpowiedzUsuńOj tam, o jednym malutkim "nie" zapomniała ;)
UsuńPoprawiłam błąd ;)
UsuńNapisz poradę jak wybrać sie na taka wymianę
OdpowiedzUsuńJak masz jakieś pytania to pisz do mnie na hub99ert@gmail.com - wszystko wyjaśnię :)
UsuńMarysia ma o tym caly filmik na swoim kanale na YouTube.
UsuńTo ja w ramach komentarza (O KTÓRYM PAMIĘTAŁAM :D) przypomnę się ze swoją propozycją "amerykańskiego zdania dnia". Mogłabyś co jakiś czas dodawać jakieś typowe dla Amerykanów zwroty i wyrażenia? :)
OdpowiedzUsuńjak sobie przypomnę, to dodam jakieś nowe, muszę się uważnie przysłuchiwać ludziom, kiedy rozmawiają, bo nic mi nie przychodzi do głowy
UsuńO jedzieniu w usa w sensie takim co ludzie w domu robia itp.
OdpowiedzUsuńSwietna masz rodzine ! :) nie macie takich "typowych" amerykanskich szafek ? O.o jak na filmach itp.
no właśnie nie mamy! ech...
UsuńA czy twoi host rodzice zgodzą się abyś zrobiła zdjęcia domu od środka, tak po kolei, kazdy pokój i opublikowała je na blogu?
OdpowiedzUsuńPs. ja też jestem za tym ,,amerykańskim zdaniem dnia" :D
pewnie nie, sama bym się nie zgodziła, ale poszukam zdjęć w google, które by pasowały
UsuńJa bym chciała wpis "przeciętny nastolatek/człowiek w Polsce i USA" i porównanie :D
OdpowiedzUsuńA co do wpisu to dodaj koniecznie zdjęcia tych słynnych spodni i spódnicy, które czekały na Ciebie miesiąc! :D Fajnie, że dalej utrzymuje kontakt z Mirabelle.
Mam jeszcze pytanko ale nie wiem czy muszę je szyfrować? Chciałam spytać co z Jimin i Marta, które mieszkały blisko Ciebie z rwónie wedrną hsot mamą (bo psiapsiółą tej twojej). Dalej tam są?
Pozdrawiam, W :)
*utrzymujesz miało być haha oczywiście chodziło mi o Ciebie, ja z nimi nie utrzymuje kontaktu xD
Usuńok, dodam zdjęcia :) Jimin i Marta dalej tam są, mają trochę lepiej, niż my kiedyś, ale pewnie coś z tym kiedyś zrobią
Usuń>wpis "przeciętny nastolatek/człowiek w Polsce i USA" i porównanie
UsuńSuper pomysł-) No wlaśnie, jak to z tymi nastolatkami jest? Mając przed oczami obrazy z amerykańskich filmów i to, co Ty opisujesz - widzę dwa różne światy, Niby w Polsce też rózne środowiska przecież są i młodzież na odmiennych poziomach to normalka, ale stereotyp amerykańskiego ucznia wydawał mi się zupełnie inny od tego, co wyłania się między wierszami tego bloga.
Czytam Twojego bloga od dłuższego czasu i bardzo mi się podoba, ponieważ interesuję się Stanami :) Poza tym lepiej tłumaczysz, ponieważ kiedy ogląda się filmiki osób, które urodziły się w Stanach i tam mieszkają od dzieciństwa to nie opowiadają o tak ciekawych rzeczach, ponieważ to dla nich codzienność. Za to Ty naprawdę świetnie opisujesz codzienne życie w USA, jako osoba, która poznaje tamtą "kulturę" :) Poza tym także uwielbiam Dance Moms i oglądam Twoje filmiki na youtubie :)
OdpowiedzUsuńzapraszam: internetowekartki.blogspot.com
Najlepiej jak piszesz tak jak dotychczas, na bieżąco, bo wtedy jest urozmaicenie
OdpowiedzUsuńJa poproszę zdjęcia sklepów z ciuchami, twoich zakupów ciuchowych, o fajnych markach ciuchowych, jakie u nich są modne, co u nich jest "wyższą półką", koniecznie dodaj dużo zdjęć, czy w ogóle przywiązują wagę do stroju, czy tylko dres
OdpowiedzUsuńbardzo fajny pomysł na posta, jak będę za tydzień w galerii, to porobię zdjęcia
UsuńChcialabym sie dowiedziec, jakie sa wszystkie przedmioty w szkole . Napisz mi wszystkie,na ktore chodzisz i na te ktore nie chodzisz pliss
OdpowiedzUsuńJestem Weronika jak cos:-)
Marysia pisala ze tych przedmiotów jest ze 100. Jak ma ci wszystkie wypisać? Ona pewnie nawet sama wszystkich nie zna. A o swoich przedmiotach pisala w 2 ostatnich postach.
UsuńM.
,,w szkole są krany z wodą, z których można pić, więc umrzemy z pragnienia" nie powinno być, że NIE umrzemy? Czy to ja coś źle zrozumiałam
OdpowiedzUsuńjuż poprawiłam błąd ;)
UsuńMoże temat jaka jest tamtejsza młodzież? Wiadomo że u nas w szkole co 2 słowo to często przekleństwo, uczniowie dużo, dużo przeklinają, kultura ich jest na niskim poziomie często.
OdpowiedzUsuńI jakie są tamtejsze sklepy z ciuchami, jak to wygląda i jakie są ceny znanych marek? Drożej czy taniej niż w Polsce?
fajne pomysły, na pewno zrealizuję!
Usuńfajnie masz w tej szkole... ja co prawda ucze sie w Polsce ale tez mam historie po angielsku i ogladamy na lekcji filmiki z youtuba, np history crash course Johna Green'a
OdpowiedzUsuńMoze bys cos napisala o muzyce? Jakie tam melodie leca ale przed swietami slyszalas jakies ciekawe piosenki ? Takie pytanko
OdpowiedzUsuńleci to samo co u nas + piosenki z krainy lody
UsuńOpiszesz musical, który wystawiają mieszkańcy Twojego miasta?
OdpowiedzUsuńnie wiem co to będzie, coś o Świętach
UsuńJa niestety nie mam żadnego pomysłu na post ;( ale chciałabym coś na pisać o tych plusach szkoły w USA. Od razu zaznaczam że nie uważam polskiej szkoły za idealną, przeciwnie według mnie ma sporo wad, ale nie uważam żeby była aż tak zła jak opisuje Marysia. Więc tak:
OdpowiedzUsuń-polskie szkoły są coraz nowocześniejsze, pojawiają się tablice interaktywne, projektory; w mojej szkole w ok 70% sal są projektory z których korzystamy dosyć często
-na fizyce i chemii jest dużo doświadczeń, jeżeli wykonanie jakiegoś doświadczenia jest nie możliwe w klasie, lub jest czasochłonne to oglądamy filmik z nim
-korzystamy z map, plansz, makiet no i oczywiści prezentacji np. na geografii czy biologii
-w szkole są szafki, więc nie musimy nosić tych wszystkich książek i zeszytów; mimo że mieszkam w dosyć małym mieście moja szkoła nie jest jedyną w której są szafki
-są boiska, sale gimnastyczne, ścianka wspinaczkowa...
Niestety jeszcze sporo brakuje żeby wszystkie szkoły w Polsce były równie fajne jak w USA ;(. Ostatnio nasunęła mi się też pewna myśl dotycząca nauczycieli: pomyślcie sobie jak mało zarabiają nauczyciele w PL, dodatkowo często są wyśmiewani przez uczniów nawet jeśli są w porządku i można z nimi normalnie porozmawiać, nie sądzę żeby i się chciało prowadzić lekcję z pasją,kiedy myślą o tym kto ich wyśmiewa i czy starczy kasy do następnego miesiąca. Ale to tylko moje zdanie, większość osób pewnie uważa inaczej.
A tak poza tym to post super jak zwykle ;) mam jeszcze pytanie Marysiu: czy jest w USA obowiązkowy jakiś przedmiot związany ze sportem?
nie ma, ale trzeba wziąć jeden raz sport w ciągu high school, żeby ukończyć szkołę
UsuńPiszesz, że w szkole nie ma szatni. A jeśli w chłodne dni chciałoy się zmienić wierzchnie okrycie, to nie ma gdzie go zostawić??? A grubsze czy przemoczone buty też zawsze na sobie cały dzień? Niby w Texasie wielkich zim nie ma, ale ciekawe czy we wszyskich stanach szatni brak. Chyba że jednak coś z ubrań do indywidualnych szafek upycha się.
OdpowiedzUsuńw innych stanach chowają wszystko w szafkach
UsuńNiektórym moim nauczycielom (być może większości), a może raczej nie nauczycielom, a pracownikom szkoły (to określenie bardziej do nich pasuje), zależało na tym byśmy słuchali Ich i umieli powtórzyć to, czego od nas wymagają. Niewątpliwie chcieli nas jak najwięcej nauczyć, a raczej chcieli byśmy zapamiętali jak najwięcej z tego o czym mówią na lekcji i z tego co znajduje się w podręcznikach. Czy jest to równoważne temu czego nauczają w szkole do której uczęszcza Marysia, szczerze w to wątpię. Są na świecie ludzie, którzy potrafią nauczyć się na pamięć encyklopedii, czy ich wiedza czemuś służy? Czy nauka w szkole ma służyć zapamiętaniu informacji? Czy chcielibyście się leczyć u lekarza, który zna na pamięć wszystkie podręczniki z którymi miał kontakt i jego wiedza sprowadza się jedynie do tej umiejętności? Ja z pewnością nie i Wy pewnie też. Szkoła powinna mieć za zadanie nauczyć myślenia. Obcowanie z różnymi przedmiotami, powinno pokazać możliwość rozwoju osobowości w różnych dziedzinach. Dlatego opisywana szkoła bije na głowę większość polskich szkół, bo dokonała czegoś niesamowitego – uczeń chce się uczyć, chce przychodzić do szkoły i korzystać z tego co ona oferuje. To jest pierwszy krok do prawdziwej wiedzy, którą uczeń zacznie zgłębiać wtedy, gdy dowie się dzięki takiej właśnie szkole, co jest dla niego interesujące i co chciałby w życiu robić.
OdpowiedzUsuńPopieram, a jakże trafne określenie "pracownicy szkoły" już weszło do mojego języka i znając polskie realia, to pewnie na trwałe
OdpowiedzUsuń