poniedziałek, 1 czerwca 2015

Jenn funduje nam najlepszy ostatni weekend wymiany

W piątek wieczorem Jenn zapytała mnie, czy mamy z koleżankami plany na weekend. Oczywiście, że nie, bo gdziekolwiek chciałyśmy się udać, albo nie miałyśmy pozwolenia większości rodziców, albo nie miałyśmy dojazdu. Powiedziałam, że to naprawdę okropne, że nasz ostatni weekend spędzimy w domu. Odpowiedziała, że coś wymyśli. Podsunęłam jej na myśl wycieczkę do centrum Austin. Tylko ona oraz rodzice Sophie nie mają nic przeciwko zwiedzaniu bez opiekuna, reszta host rodzin jest przekonana, że zostaniemy okradzione, porwane, itd. Jest to zupełnie bezpodstawne, ponieważ na ulicach jest pełno ludzi, każdy inny i z innego kraju, sklep na sklepie, jest bardzo bezpiecznie. W centrum handlowym czai się więcej zagrożeń. Nie idziemy przecież do irlandzkiego baru o północy. Amerykańscy rodzice są nadopiekuńczy, moi hości są młodzi i fajni, więc sami wyjazd zaproponowali, hości Sophie nie lubią jej i mają gdzieś, co robi, za to inni bardzo się martwią, wręcz histeryzują. Jenn o tym wie, ale się z nimi nie zgadza. Dlatego podsunięcie pomysłu zadziałało i powiedziała, że zabierze nas do Austin. Susi skłamała mamie, że spędzi cały dzień u nas w domu, więc się zgodziła. Za to Lara nie chciała kłamać, a Mirabelle miała inne plany, dlatego wybrałyśmy się tylko we trzy.

Najpierw zjadłyśmy na lunch w Oasis nad jeziorem Travis. Byłyśmy tam już kiedyś z Susi, ale tym razem podobało mi się bardziej. Po powodziach poziom wody wzrósł, wyspy prawie zniknęły. Pogoda była cudowna, upalnie i słonecznie. Czułam się jak na tropikalnej wyspie a nie w USA. Przesiedziałyśmy tam ponad godzinę, tak było pięknie. Mogłabym zostać na cały dzień.











W Austin nakręciłam kolejny filmik pokazujący, co robiłyśmy przez cały dzień, więc nie będę zbyt dokładnie opisywać naszych przygód. Na kajaki ani deski z pianki (nie znam profesjonalnego określenia) nie udało nam się pójść, ponieważ dziewczyny wydały miesięczne kieszonkowe i nie było ich stać na dwudziestodolarową atrakcję. Postanowiłam kupić sobie w Polsce taką deskę, bardzo mi się to podoba. Uwielbiam wodę, mogłabym żyć na statku. Chciałabym wybrać się kiedyś na rejs dookoła świata tak jak w "Nie ma to jak statek", tyle że bez szkoły.

Wpadłyśmy na pomysł, aby zobaczyć Austin z lotu ptaka. Musiałyśmy wykombinować, na jaki budynek jesteśmy w stanie wyjechać. Nie udało nam się dostać do najwyższego w mieście, ponieważ był on wieżowcem mieszkalnym i ochroniarze nas nie wpuścili, za to wyjechałyśmy na 34 piętro hotelu Marriott. W środku odbywał się zjazd lekarzy, korytarzami przechodzili bogacze w drogich ubraniach. Weszłyśmy między wrony, musiałyśmy krakać jak i one. Nie było łatwo, czułyśmy się bardzo dziwnie, a każde spojrzenie kierowane w naszą stronę sprawiało wrażenie, jakby nas nakryli. Zaczęłyśmy od zamówienia darmowej wody w Starbucksie dla szpanu. Jakimś cudem dotarłyśmy do windy i wyjechałyśmy na najwyższe piętro. Podeszłyśmy do okna na końcu korytarza i zaczęłyśmy robić zdjęcia i zachwycać się widokiem. Wtedy nadeszli nowi goście, obsługa wprowadzała ich do pokoju, zaraz przy naszym oknie. Szybko przyłożyłam telefon do ucha i udawałam, że rozmawiam z mamą i wypatruję jej samochodu. Wspomniałam coś o spotkaniu biznesowym i o tym, że to ona ma kartę do pokoju. Nikt nas nie wygonił, mission complete. Jadąc windą w dół dosiadł się jakiś koleś, wtedy wprowadziłyśmy w życie plan "języki obce". Zaczęłam rozmawiać z Sophie po polsku, a ona odpowiadała mi po niemiecku. Co prawda nie rozumiałyśmy się, ale to nie ma znaczenia, było epicko. Susi się nie odzywała, hiszpański jest zbyt popularny w Teksasie.






Później poszłyśmy do wielu sklepów i przed Kapitol, a na kolację zjadłyśmy pączki z Gordough's. Polecam wpisać w Google, nie widzieliście czegoś takiego na oczy! Sophie stwierdziła, że to niebo w gębie, jednak nie zgadzam się - niebo by było, gdyby się po nich nie tyło. Za to smakowały powalająco! Kiedy zamawiałyśmy je w ciężarówce z jedzeniem, nastąpiło oberwanie chmury i zaczęły trzaskać pioruny. Nie miałyśmy gdzie pójść, więc usiadłyśmy przy stole pod parasolem, który nie był do końca nieprzemakalny i mżyło z niego. Na szczęście miałam własny parasol, więc siedziałam pod dwoma, a dziewczyny mokły.

Po jedzeniu w deszczu udałyśmy się do sklepu ze słodyczami. Trzymałam koleżankom torebki, aby nie zamokły, ponieważ jako jedyna miałam parasol. Susi i Sophie biegały w deszczu i ociekały wodą. Parę minut później doszłyśmy do sklepu, gdzie kupiłam Hubbę Bubbę o smaku Dr. Peppera oraz float, czyli coś typowo amerykańskiego - napój gazowany z lodami. Wybrałam tradycyjny, czyli Root Beer z lodami waniliowymi. Lody były dobre, picie jako takie, za to mieszanka średnio przypadła mi do gustu. Nie kupujcie floatu w USA, spokojnie przeżyjecie bez tego doświadczenia. W sklepie widziałam także czekoladowe żaby z Harry'ego Pottera, niestety nie w pięciokątnym opakowaniu, ale za to z kartami. Gdyby nie to, że kosztowały 4$, kupiłabym sobie jedną. Trochę drogo, wolę kupić dużą Milkę w pierwszym sklepie napotkanym w Polsce.




W tym sklepie grał zespół na żywo, koleś śpiewał na prawdziwym żywym koniu.


Pączek z masłem orzechowym, bekonem i smażonym bananem.
(Smakuje o niebo lepiej niż wygląda!)


W drodze do domu podjechałyśmy po Larę, która, choć nie mogła jechać do Austin, to dostała pozwolenie na piżama party. Postanowiłyśmy zrobić prank calls, czyli dzwonić do ludzi i robić kawały. Zaczęłyśmy od pizzerii, ale nie był to dobry wybór, ponieważ są przyzwyczajeni do takich numerów i nas nakryli. Sophie chciała zamówić pizzę pokrojoną na siedem równych części, z odkrojonymi brzegami i z ciastem na wierzchu. Musimy to kiedyś zrobić naprawdę, kiedy rzeczywiście będziemy zamawiać pizzę. Wtedy możemy do nich dzwonić drugi i trzeci raz po rozłączeniu. Później zadzwoniłam do Walmartu aby dowiedzieć się, co oznaczają różne składniki wypisane na etykiecie czipsów Pringles, ale się ze mną rozłączyli. Oddzwoniłam kilka razy, jednak wtedy zamiast pytać o składniki, pytałam czy są wegańskie. Pracownik na to "co to znaczy wegańskie?", a ja "nic zwierzęcego, zero sera, zero mleka, ale naprawdę, zero, zero, zero! Odpowiedział, że nie są, więc zapytałam, czy są wegetariańskie, a on na to, że właściwie to oba - i wegańskie i wegetariańskie. Obsługa klienta w Walmarcie jest znana z posiadania klientów w głębokim poważaniu. Jenn zaproponowała, abyśmy zadzwoniły do stacji radiowych, ona tak robiła z koleżankami dawno temu. Niestety nigdzie się nie dodzwoniłyśmy, linie były zajęte.

Po dzwonieniu zagrałyśmy w grę, gdzie każdy pisał na kawałku papieru odpowiedź na to samo pytanie, po czym rzucałyśmy kartki na dywan, brałyśmy jakąkolwiek, tylko nie naszą i musiałyśmy zgadnąć, kto co napisał. Przykładowe pytania brzmiały "Czy jesteś zadowolona z osoby, którą się stałaś?", "Jakie jest twoje ulubione zwierzę?" itp. Po napisaniu odpowiedzi na to pierwsze Susi powiedziała mi, że wie, co napisałam. Zapytałam się, co, a ona powiedziała, że nie będę zadowolona, bo nie jestem milionerką. Wtedy otworzyłam kartkę i pokazałam jej moją odpowiedź "Tak, bo jestem na drodze do sukcesu". Cała reszta koleżanek nie była z siebie zadowolona. Ludzie stawiają sobie nierealistyczne wymagania.

Spać poszłyśmy prawie o trzeciej w nocy. Następnego dnia Jenn powiedziała, że może nas zabrać do galerii. Kiedy się zbierałyśmy, Susi otrzymała wiadomość od host mamy, że jej host tato jest w drodze i zaraz ją odbierze. Strasznie się wkurzyła, bo nikt nie mówił jej, że po nią przyjadą. Zapytała się, czy może pojechać z nami do galerii, a wtedy jej mama wkurzyła się na nią jeszcze bardziej i powiedziała, że Susi miała dość zakupów i ma wracać do domu. Biedna Susi zaczęła zbierać swoje rzeczy. Minutę później jej tato zadzwonił dzwonkiem i wyszłam oznajmić mu, że Susi się zbiera. Jednak po sekundzie wpadłam na pomysł, aby zapytać go, czy Susi może zostać. Zgodził się i odjechał, hurra! Jednak minutę później bardzo tego żałowałam. Zrobiłam coś naprawdę głupiego.

Susi wyszła z łazienki i ogłosiłam jej dobre wieści. Myślałam, że się ucieszy, ale okazało się, że nawarzyłam bigosu. Jej mama wkurzyła się dziesięć razy bardziej i kazała jej kazać nam natychmiast odwieźć ją do domu. Chciałam dobrze, a wyszło okropnie. Okazało się, że tato Susi jest pod władzą jej mamy, co pogarsza sytuację stokrotnie. Po rozmowie telefonicznej zgodziła się, aby Susi z nami pojechała, jeśli odwieziemy ją do domu, ale była bardzo zła. Gdyby telefon mógł wybuchnąć od jej głosu, to miałybyśmy bombę atomową. Susi nie wiedziała co zrobić, Jenn nam pomogła i ją wsparła, przez pół godziny rozważałyśmy różne opcje, długa historia. W końcu zdecydowałyśmy pojechać do galerii, gdzie fajnie spędziłyśmy czas, kupiłam kilka pamiątek. Wieczorem odwiozłyśmy koleżanki do domu, Susi na końcu. Jenn powiedziała, że może porozmawiać z jej host mamą, ale Susi powiedziała, że da radę. Cały dzień czułam się okropnie, bo namieszałam na maksa i do tego nie sobie, ale jej.

Wieczorem zadzwoniłam do Susi i okazało się, że kiedy weszła do domu, zastała tylko host tatę, który nie był na nią zły. Przytulił ją i powiedział, że wszystko w porządku. Jej mama wróciła późno i o dziwo nie była zła. Powiedziała tylko, żeby Susi następnym razem uprzedziła ją o naszych planach. Kamień z serca! Czyli mamy szansę na więcej wycieczek. Mam nadzieję, że Susi dostanie pozwolenie na nocowanie u mnie w domu jeszcze nie raz.

W piątek Sophie i Mirabelle nas opuszczają, ja i Susi lecimy w ten sam dzień, a Lara 15 czerwca. Nie mogę uwierzyć, że wymiana się kończy. Bardzo się cieszę, ale też jestem smutna. Jednak coś musi się skończyć, aby coś nowego się zaczęło.

16 komentarzy:

  1. Aż mi się chxe

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się smutno zrobiło :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze jak czytałam twojego bloga byłam szczęśliwa, że mogę odkryć jak naprawde wygląda życia w ameryce. Czytałam to z wielką chęcią i czułam się jakbym to ja była w ameryce. Nabrałam chęci nauki nawet w Polsce, zaczęłam biegać i doceniać szkołę. Teraz jak wyjeżdżasz z Ameryki jest mi smutno to tak jakby jakiś etap w moim życiu się skończył, czuję jakąś taką pustkę w sobie :( xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, jestem tu z Tobą od początku :) Mam nadzieje, że to nie koniec bloga ! 3maj się ciepło

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy jak wrócisz do Polski będziesz nadal pisać bloga? Mam nadzieję że tak, bo uwielbiam go czytać. Zawsze nawet po trudnym dniu w szkole poprawia mu humor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłabym przestać pisać, kiedy dostaję takie miłe komentarze! Na pewno nie będę pisać codziennie, ale nie porzucę bloga :)

      Usuń
  6. Ja będę mieszkać obok jeziora Travis :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze czytam twojego bloga tylko , że nie piszę komentarzy :)
    Fajnie że pokazujesz jak wygląda tam życie , tytuł bloga mówi doskonale "przygoda" i taką przygodę ty mi właśnie pokazałaś :) Dziękuję ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Podobają mi się twoje filmiki na Youtube jednak szkoda że nie zrobiłaś filmiku typu "Co obcokrajowcy sądzą o Polsce" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki przeciętny Amerykanin posiada znikomą jeśli w ogóle jakąś wiedzę na temat Polski, więc co mają sądzić? Hiszpanie, Niemcy oraz inni europejczycy, którzy nigdy w Polsce nie byli, też raczej nie mają zbyt wiele do powiedzenia. A o stereotypach na nasz temat chyba nie chcemy już słuchać, prawda? ;-)

      Usuń
  9. No te ociekające tłuszczem pączki to na chyba najbardziej kaloryczna rzecz jaką ameryka wynalazła; myślę też, że człowiek pierwotny, jakby coś takiego znalazł w lesie to by się nawet nie czepił, nie uznając tego za jedzenie; po prostu koszmarny fast-food; oh jak się cieszę że wrócisz do naszej polskiej sałaty i twój organizm nie będzie już wystawiany na takie ciężkie próby. M.

    OdpowiedzUsuń
  10. Marysiu. Mam pytanie. A czy jeśli mieszkam w Polsce i mam sny po angielsku to co znaczy i czy to dobrze???

    OdpowiedzUsuń
  11. Napewno pisz bloga bardzo miło się go czyta i jest to miły akcent kiedy pojawia się nowy post! 😊

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakie masz plany po powrocie do Polski?

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak nauczyłas się tak dobrze mówić po angielsku?

    OdpowiedzUsuń
  14. Widziałem na TVP Polonia fragmenty. Szczerze to dramat. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)