Ostatnio nic nie napisałam, nie miałam czasu. W czwartek na treningu tenisa przez całe dwie godziny grałam z trenerką. Uczyła mnie wszystkiego od podstaw, ponieważ nigdy nie chodziłam na zajęcia z tenisa i nie znam się na technice. Odbijać potrafię, ale przecież w grze nie chodzi tylko o trafianie w piłkę. Trenerka powiedziała mi, że bardzo szybko robię postępy, świetna robota i że pod koniec sezonu będę profesjonalistką. Czasami sobie myślę, że niepotrzebnie zapisałam się na tenisa, bo muszę zostawać po szkole, a w domu jestem o wpół do siódmej i nie mam na nic czasu, ale jak zaczynam grać, to czuję, że dobrze wybrałam. Bardzo lubię tenisa, poznałam fajne koleżanki, a w domu tylko zmarnowałabym czas przed komputerem.
W piątek po szkole pojechaliśmy do restauracji meksykańskiej - sieciówki"Chipotle", która trochę przypominała te restauracje, gdzie bierze się talerz, nakłada się co się chce i płaci się za wagę jedzenia. Tutaj wybierało się jedno z kilku dań, które składały się z tych samych składników, tyle że w innych proporcjach lub postaciach. Wybrałam sałatkę, nałożyli mi sałaty do talerza, a następnie mogłam wybrać dowolne dodatki, cena ta sama. Do wyboru było kilka rodzajów mięsa, wybrałam kurczaka, bo dobrze wyglądał, różne warzywa: pomidory, kukurydza, papryka, kilka sosów, guacamoli, różne rodzaje ryżu, fasoli i ser. Innym daniem było bowl, gdzie bazą był ryż, ale także wybierało się dodatki, trzecią opcją były tacos, czyli tortille do których tradycyjnie wybierało się dodatki, oraz burrito - jedna wielka tortilla, zasady te same. Byłam tam już drugi raz, mają nawet dobre jedzenie, oto moja porcja (zjadłam pół, taka była wielka, drugie pół zostawiłam na śniadanie):
Piątek zostanie zapisany w historii wymiany jako najlepszy dzień do tej pory ze wszystkich 294. Doszła do mnie paczka z Polski! A w niej mnóstwo przepysznych słodyczy, powinni je dodać do listy cudów świata, amerykańskie plastikowo-syropoglukozowe przetworzone słodkie pseudojedzenie nie umywa się z polskimi specjałami. Kinder czekolada, ptasie mleczko, kasztanki, MILKA!!! Ludzie, jeśli jedziecie na wymianę, zabierzcie spory zapas słodyczy, bo tu nic dobrego nie znajdziecie. Do tego przyszły prezenty dla hostów i kilka niespodzianek dla mnie: kisiel i budyń (uwierzcie, że tu tego nie ma), szprotki i opłatek do zademonstrowania tradycji łamania się opłatkiem w Wigilię, a także płyta CD Rafała Blechacza dla nauczyciela historii, który uwielbia Chopina. Podzieliłam się z hostami Michałkami, tłumacząc im, że taki rodzaj słodyczy (tu nie ma czegoś takiego jak cukierek, a przynajmniej nie ma to nazwy i się z niczym takim nie spotkałam) wiesza się u nas na choince. Byli zachwyceni cukierkami, zarówno smakiem jak i postacią, nie spodziewali się, że to będzie czekoladka, myśleli że to jakaś landrynka. Zostawiliśmy dwa, żeby powiesić je na choince, host mamie spodobała się polska tradycja.
Moja paczka doszła w czwartek do Polski, Maja już przymierzyła sukienkę i tradycyjną amerykańską piżamę ze stopami, niestety piżama jest za mała, mimo że kupiłam ją w rozmiarze "7 lat", grrr... za to sukienka idealna, mimo że jest na "10 lat". Rada dla wszystkich, którzy planują kupować ubrania dziecięce: kupujcie trzy rozmiary za duże.
Jednym z prezentów był domek z piernika do dekoracji, podobny do tego, który wam kiedyś pokazywałam. Już został udekorowany :) Za to rodzice są trochę zawiedzeni słodyczami, popierają moją opinię, że wszystko jest plastikowe i słodkie, ale nie jest dobre, równie dobrze można by jeść cukier. Nie dotyczy to wszystkiego, ale dużej części słodyczy.
Dzisiaj rano pojechaliśmy do galerii handlowej i do sklepu z książkami, aby kupić prezenty dla rodziny na święta. Hości kupili dużo rzeczy, ja nic nie kupiłam, nawet kasy nie zabrałam, bo jutro jadę z koleżankami na zakupy do outletów, gdzie mają super przeceny i świetny asortyment, przynajmniej według opinii, które słyszałam, sama nigdy tam nie byłam. Pewnie i tak nie kupię zbyt wielu rzeczy, bo mam już prezenty, część kupiłam tu, a większość przyszła w paczce z Polski.
Kiedy wróciliśmy, porozmawiałam z rodziną na skype, mama dała mi przepis na pierniczki, mamy w planach ich upieczenie w przyszłym tygodniu. Potem pograliśmy w karty w wojnę z Coltem i z Jeffem, Colt przegrał prawie od razu, za to z Jeffem graliśmy chyba z godzinę. Potem hości musieli jechać na imprezę w szkole Jenn, więc nie dokończyliśmy gry, za to policzyliśmy ile mamy kart i wyszło na to, że zremisowaliśmy!
Zostałam w domu z Coltem i Liamem, Liam szybko poszedł spać, po czym pobawiłam się z Coltem klockami, a teraz pozwoliłam mu obejrzeć bajkę na dobranoc i piszę bloga. Pora położyć go spać, więc muszę już iść. Postaram się jutro coś napisać, jeśli znajdę choć trochę czasu.
Cieszę się z twojego najlepszego dnia! Uwielbiam twojego bloga! <3
OdpowiedzUsuńHej! Mam pytanie. Trudno Ci się uczy przedmiotów po angielsku? Np chemia itd ? Uczysz się od razu po angielsku czy pierwsze sobie to po polsku tłumaczysz???
OdpowiedzUsuńnie mam chemii, nie tłumaczę, łatwo mi się uczy
UsuńIle jestes i bedziesz na tej wymianie?
OdpowiedzUsuńIle placilas za przelot samolotem do USA?
Chodzisz tam normalnie do szkoly?
Tak, cukierki - znam ból. Do mnie z jakieś dwa tygodnie temu doszły polskie delicje. A jakieś dwa dni później pojawił się mój kolejny cud - znalazłam w mieście obok sklep polski. Może dlatego, że są tu Polacy, może dlatego, że polskie dobre, ale sklep mam i moi hości uwielbiają nasze słodycze, dlatego już kilka razy tam zawitaliśmy. Rozejrzyj się po okolicy, popytaj, a ja trzymam kciuki ;)
OdpowiedzUsuńA gdzie mieszkasz?
UsuńAtlantic City
UsuńMarysiu, ale Cię mama uszczęśliwiła. Same wspaniałości. Amerykanie mają w sklepach wszystko, tylko nic nie nadaje się do jedzenia, za to ptasie mleczko i milka z Polski..... Pozdrawiam - Babuk ;-)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńmam pytanie ile szła do Ciebie paczka z Polski?