poniedziałek, 2 marca 2015

100 dni - Za czym tęskni wymieniec

Zostało mi dokładnie 100 dni w USA. STO DNI! Nie wiem czy to mało czy dużo, zależy jak na to patrzeć. Z jednej strony niewiele czasu mi pozostało na zrobienie wszystkich rzeczy, które sobie zaplanowałam, z maturą na czele, z drugiej strony w porównaniu do 194 dni, które spędziłam za wielką wodą, setka to całkiem pokaźna liczba. Sama nie wiem, co o tym myśleć, jestem rozerwana pomiędzy obiema stronami.

Pamietam post napisany przeze mnie około rok temu, zatytułowany 100 dni. Wtedy narzekałam, że moja aplikacja leży gdzieś w biurze w USA od stu dni, a ja wciąż nie mam zielonego pojęcia, dokąd jadę, jaką mi dadzą rodzinę, gdzie pójdę do szkoły. Ale sami popatrzcie, jak szybko czas zleciał...

Uznałam dzisiejszy dzień za znakomitą okazję na napisanie posta: "za czym tęskni wymieniec". Pamiętam, że w zeszłym roku sporo blogowiczów stworzyło identyczne notki, postanowiłam to kontynuować. Jeśli ktoś z obecnych wymieńców ma ochotę napisać coś podobnego, zapraszam do zostawienia komentarza z linkiem.

Najbardziej tęsknię za polskim stylem życia. Tęsknię za wolnością wynikającą z posiadania roweru, za ścieżką rowerową nad wisłokiem, za rodzinnymi wycieczkami rowerowymi, za możliwością wybrania się wszędzie w dowolnej chwili. Oczywiście pod warunkiem, że dopisuje pogoda, za którą akurat nie tęsknię. Tęsknię za dniami, kiedy wpadałam na pomysł, abyśmy z przyjaciółką poszły do kina, a kwadrans później wsiadałam na rower i jechałam do Heliosa. Lub gdy miałam ochotę pojechać na zakupy, brałam rower i mogłam objechać wszystkie rzeszowskie galerie handlowe, nigdzie mi się nie spieszyło, nie musiałam się obawiać, że rozjedzie mnie rozpędzony kar na hajłeju, bo wszędzie miałam ścieżkę dla rowerów lub chodnik. Tęsknię za rowerem, tęsknię za komunikacją miejscą, nawet za tymi autobusami, które zostawiały za sobą czarną chmurę dymu.

Tęsknię za jedzeniem! Nie ma nic lepszego, niż polskie żarełko. Kotlety, surówki, ciasta, ciasteczka, placki, torty i milion innych rzeczy z pierogami i naleśnikami na czele. Najgorsze jest to, że w USA nie zawsze da się cokolwiek z tego ugotować czy upiec. Na przykład moje ulubione rodzaje pierogów to te z białym serem, drugie z jagodami. Tu nie ma ani białego sera (widziałam go tylko raz w baaardzo odległym sklepie) ani jagód. Nie ma też chleba, aby zrobić normalną kanapkę. Boję się nawet wspomnieć o chlebie żytnim, który kupowałam w Polsce, nie sądzę, abym znalazła go gdziekolwiek poza Chicago czy Nowym Jorkiem, gdzie jest szansa na dostanie się do polskiej piekarni. Tęsknię za lodziarnią 300 metrów od domu, amerykańskie lody się z naszymi nie umywają, może za wyjątkiem Ben&Jerry's, które niestety są drogie, więc ich nie kupujemy. Może to i dobrze, byłabym jeszcze grubsza.

Amerykańskie jedzenie może być dobre, na przykład to, co gotuje Jenn, lub to, co jemy w restauracjach, ale nie ma porównania z kuchnią polską. Mam wrażenie, że tutaj wszystko jest przetworzone i nie ma tak głębokiego smaku jak w Polsce. Truskawki są czerwone na dole i biało-zielone na górze, bo dojrzewały w dojrzewalniach traktowane gazami, a nie w słonecznym babcinym ogródku. Trzeba odcinać ich końce, aby nadawały się do jedzenia, nie wystarczy oderwać ogonka. Do tego ich liście, mam na myśli całe kółko, mają średnicę nawet 7-8 cm, co zdecydowanie nie jest normalne. I mowię tu o organicznych truskawkach! Nie wspominając całej reszty warzyw, owoców i nie tylko. Większość jedzenia spożywanego przez dużą grupę ludzi jest tak przetworzona, że przybysz sprzed stu lat umarłby po napełnieniu tym żołądka. Rzeczywistość jest tu smutna. Wszystko można dostać w mrożonce lub w kartonie, brak smaku, nawalony glutaminian. A wszystko po to, aby było szybko, tanio i by można było spędzić więcej czasu w pracy. I co z tego, że się więcej zarobi, skoro ma się tak marne życie. Nie mówię, że wszyscy tak "egzystują", ale jest to porażająco szeroka grupa społeczeństwa. Nie mają na nic czasu, bo pracują. Tylko po co? Żeby pojechać na zakupy i coś zjeść (czasami mam wrażenie, że dla wielu ludzi jedzenie na mieście i zakupy to jedyna rozrywka). Oraz żeby opłacić dzieciom college, żeby były wykształcone i żeby też mogły przepracować swoje życie. Co kraj to obyczaj, niech żyją jak im się podoba, ale ja wracam do Polski.

Tęsknię za życiem towarzyskim. Choć częściowo mi przeszło, ponieważ moje koleżanki z innych krajów także za tym tęskniły i teraz robimy mnóstwo rzeczy razem. Ale tęsknię za wychodzeniem na podwórko po szkole, za zawsze taką samą rozmową przez domofon: "Wyjdziesz?", "Okej". Tęsknię za odwiedzaniem koleżanek na rowerze. Tęsknię za odwiedzaniem rodziny parę razy w miesiącu, za graniem w gry planszowe z mamą, tatą i siostrą, za oglądaniem razem telewizji i jedzeniem domowych słodyczy, za robieniem różnych fajnych rzeczy, które nie są zakupami. Chociaż nie ukrywam, że zakupy też lubię. W USA kupię wszystko, czego mi potrzeba, a w Polsce będę robić inne rzeczy.

Pewnie uzbierałoby się tego więcej, ale to pomniejsze sprawy. Kiedy wrócę do Polski, napiszę kolejnego posta "100 dni" i opiszę, za czym tęsknię w Polsce, co miałam w USA.

Moim koleżankom też się tęskni za domem. Im jest o wiele trudniej, bo nie mają tak fajnych host rodzin jak ja, może za wyjątkiem Lary, więc muszą czuć się naprawdę samotnie. Zgadnijcie, które odliczanie jest czyje:







10 komentarzy:

  1. Czegoś nie rozumiem. Czasami mówisz że nie chcesz już wrócic do Polski i że chcesz zostać w Ameryce, a czasami mówisz że tęskinsz za Polską i chceszz z powrotem tam wrócić. O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu oba kraje mają swoje plusy i minusy, tak bym to wytłumaczyła :)

      Usuń
  2. Oczywiście nie krytykuje cię tylko jestem ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim przyjechałam do USA to chciałam tam zostać na zawsze, ale po zobaczeniu ich życia już nie chcę.

      Usuń
    2. Znam kilka osób, które to samo stwierdziły i wróciły po 1-3 latach. Dokładnie te same argumenty, o których piszesz.

      Usuń
  3. Kiedy zaczęłas składać aplikacje i znalazłaś fundacje? Chodzi o miesiąc :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lara, Marysia, Cindy, Mirabelle, Sophie, Susi. Zgadłam? :* Nie jestem pewna co do pierwszego odliczania :)
    PS. Wszystkie macie IPhone?
    PS.2 Mirabelle dostała już nowy telefon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >(czasami mam wrażenie, że dla wielu ludzi jedzenie na mieście i zakupy to jedyna rozrywka)

      Przeglądając Twojego bloga miałam napisać: ciągle tylko duże sklepy i jedzenie na mieście ...
      Nie chciałam jednak, abyś poczuła się urażona, a tu proszę, sama masz takie odczucia.

      Usuń
  5. Hej Marysia! Ja też w Polsce czuję się lepiej ! Niestety mieszkam za granicą i w jakimś stopniu rozumiem twoje odczucia! Nie ma to jak u siebie ;)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)