niedziela, 22 marca 2015

Sea World

W piątek z samego rana wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy w kierunku Sea World. Jest to akwarium połączone z parkiem rozrywki, nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę na żywo delfiny, rekiny, pingwiny, itd. Po drodze wstąpiliśmy na śniadaniowe taco do Dan's - mojego ulubionego miejsca, zamówiłam jak zwykle taco z bekonem, jajkiem i ziemniakiem oraz kręcone frytki na spółkę z Susi.

Wyprawa do San Antonio zajęła półtorej godziny. Przy wjeździe do Sea World trzeba było wykupić parking, 20$ w normalnej strefie, 23$ w strefie przy wejściu. Nawet w Zakopanem mają taniej! Zaparkowalismy przy wejściu, pokazaliśmy bilety kupione przez internet (online oferowali zniżkę 20$) i weszliśmy do środka.


Sea World przypominał mi Legoland. Do atrakcji prowadziły szerokie ścieżki, przy których stały stoiska z jedzeniem i z małymi atrakcjami oraz mnóstwo sklepów z pamiątkami. Wzięliśmy mapę, aby zorientować się, o której godzinie odbędą się pokazy ze zwierzętami, po czym udaliśmy się do basenu z delfinami. Strasznie mi się spodobały, zawsze chciałam zobaczyć je na żywo! Potem udaliśmy się do ciemnego budynku, w którym za wielkimi szybami pływały rekiny i rozmaite gatunki ryb. W niektórych z akwariów miałam okazję obejrzeć rafę koralową, była przepiękna! Mieszkające w niej ryby miały łuski we wszystkich możliwych kolorach, po prostu cudo!




Kiedy nadszedł czas na pierwszy pokaz, zaparkowalismy wózek Liama przy arenie i zajęliśmy miejsca w górnej części ogromnej widowni, aby uniknąć przemoknięcia do suchej nitki. Przedstawienie prowadziły trenerki orek, które opowiadały o tych zwierzętach i o opiece nad nimi. Orki wykonywały rozmaite triki, od wyskakiwania w górę do pływania w prędkością motorówki i ochlapywanie ludzi w dolnych rzędach za pomocą ogona.


Potem stanęłyśmy z Susi w kolejce do rollercoastera. Od zawsze chciałam się przejechać takim jak ten, gdzie zapięcie jest nie tylko w pasie, ale na całym ciele. Tabliczka informująca o czasie oczekiwania w kolejce pokazywała 15-20 minut, jednak spędziliśmy tam co najmniej dwa razy tyle, ponieważ chciałyśmy jechać w pierwszym rzędzie. Oczekiwanie było warte zachodu! Kiedy zaczęliśmy wjeżdżać do góry, ludzie za nami zaczęli mowić "Co ja właśnie zrobiłem?!", a mi przyspieszył puls. Nagle zaczęliśmy spadać w dół, po czym szarpnęło nami w górę po pętli i zaczęło obracać wokół własnej osi. Wszystkie te manewry po zakręconym torze o mało co nie urwały mi głowy. Jechaliśmy tak szybko, ze nie widziałam toru, wiec nie mogłam przygotować bezwładnego ciała na zakręty. Wiem, ze krzyczałam, ale nie wiem co i jak głośno, bo z emocji tego nie kontrolowałam. Susi także krzyczała, każdy chyba krzyczał, ale nie słyszałam tego, mój mózg był przeładowany bodźcami. Przejażdżka na odjazdowym rollercoasterze odhaczona, było nieziemsko!

Potem poszliśmy na kolejny pokaz, tym razem z delfinami i jakimiś białymi ssakami pływającymi, których nazwy nie pamiętam, bardzo podobny do pierwszego pokazu. Po nim poszliśmy zjeść lunch do bufetu z makaronem, pizzą i sałatkami, gdzie spotkałam się z najskromniejszym wyborem składników w życiu. Nie można wiele wymagać po parku rozrywki. Wzięłam po trochu wszystkiego, smakowało jak zwykły fast food, ani dobrze ani źle. Potem rozdzieliliśmy się z hostami i poszłyśmy z Susi zobaczyć pingwiny. Spodziewałam się, że będą większe, gatunków było dużo, ale wszystkie miały 60-70 cm wzrostu.


Po pingwinach zajrzałyśmy do sklepu z pamiątkami. Przy każdym miejscu, w którym oglądaliśmy zwierzęta, znajdował się sklep z pamiątkami, gdzie przedmioty miały nadruki i dekoracje z danym gatunkiem. Najbardziej podobało mi się pingwinie stoisko, solniczki, talerzyki, koszulki, czapki, magnesy, kapcie, itp. Ale nic tam nie kupiłam, wydałam ostatnio za dużo kasy. Dopiero pod koniec sprawiłam sobie przypinkę do torby w kształcie koszulki z flamingiem i napisem "Sea World", która towarzyszy przypinkom z Irlandii.

Po zobaczeniu aligatorów i zdjęciu z flamingami nie zostało więcej zwierząt, które mogłybyśmy zobaczyć. Otworzyłyśmy mapę i znalazłyśmy kolejne przedstawienie, tym razem ze zwierzętami domowymi i wewnątrz budynku. Byłam zaskoczona ilością pracy, którą treserzy musieli włożyć w show, reżyserią, rekwizytami i faktem, że udało im się wytresować koty. Wszystkie zwierzęta zostały skądś uratowane, kotów i psów było razem z 40, do tego mysz, świnka, dwie papugi, kaczki i gołębie. Najbardziej podobała mi się scena, kiedy pies poszedł do bankomatu, po czym kupił kwiaty, wsiadł do zdalnie sterowanego auta i odebrał swoją dziewczynę z jej domu.




Po przedstawieniu miałyśmy trochę czasu na sklepy z pamiątkami, po czym udałyśmy się na ostatnie przedstawienie. Jenn, która była w Sea World już kilka razy, powiedziała, że to lubi najbardziej. Odbyło się na arenie z basenem, brały w nim udział delfiny, jakieś inne pływające zwierzęta oraz akrobaci. Coś w sam raz dla mnie! Byłam zachwycona, nagrałam całość dla Mai, aby mogła obejrzeć w domu w Polsce, jeśli ktoś jest zainteresowany, może obejrzeć je tutaj: https://www.dropbox.com/s/mc1nnyv5yfudwkd/2015-03-20%2017.11.16.mov?dl=0


W drodze powrotnej odwieźliśmy Susi, w domu zasnęłam prawie natychmiast, taka byłam zmęczona. Mimo że Leah nie zabrała nas na Florydę, moje ferie uważam za udane!

10 komentarzy:

  1. To męczenie zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz jakieś doświadczenie z zakopiańskimi parkingami? ^^ no racja, okropne zdzierstwo, zaczynam myśleć że to szatański plan żeby zmusić ludzi do używania busów i rowerów :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale super miałaś dzień! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko fajnie, ale gdzie macie skarpety do sandałów?

    OdpowiedzUsuń
  5. Człowieku, co się tak spinasz? Trochę dystansu do świata. ;-)
    Ps. Korę w mózgu, a nie do mózgu. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było nawiązanie do poprzedniego komentarza jakbyś nie zauważył/a...
      Ps. Kora jest bardziej na mózgu, a nie w mózgu...

      Usuń
  6. Cieszę się, że podoba Ci się miejsce, gdzie znęcają się nad zwierzętami :/

    OdpowiedzUsuń
  7. 35 year old Health Coach I Murry Terbeck, hailing from Kelowna enjoys watching movies like Major League and Couponing. Took a trip to Kalwaria Zebrzydowska: Pilgrimage Park and drives a Ferrari 250 GT LWB California Competizione Spider. sprawdz tych gosci

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)