niedziela, 15 marca 2015

Ekologiczny sklep z sukienkami i miłą obsługą

Zmiana czasu jest zarówno koszmarem jak i błogosławieństwem. Pierwszy aspekt odczuwam budząc się rano, na przykład dziś o 6:57 i widząc ciemność, kiedy patrzę za okno. Zawsze przez snem podnoszę żaluzje, lubię wpatrywać się w niebo, kiedy usypiam. Próbuję zasnąć, bo rozsądek podpowiada mi, że ciemno = śpij. No ale się nie da, bo mózg wypoczął i odmawia powrotu do snu. Musiałam więc wstać. Poszłam do łazienki, wróciłam do pokoju, zasłoniłam żaluzje, zaświeciłam światło, ubrałam się. I wtedy usłyszałam, że Liam płacze w pokoju obok.

Podniosłam go z łóżeczka, poszliśmy do salonu i zmieniłam mu pieluchę. Nie chciałam budzić hostów, więc zabrałam go do siebie do pokoju i dałam mu pudełko po butach do zabawy. Kiedy się znudził, zrobiliśmy samolot z papieru i wspólnie go pokolorowaliśmy, po czym puszczałam go z jednego kąta pokoju do drugiego, a Liam biegał i przynosił go z powrotem jak aportujący piesek. Kiedy zrobiło się jasno, otworzyliśmy okno i cieszyliśmy się początkiem nowego pięknego dnia. Na błękitnym niebie widniał księżyc, Liam z bananem na twarzy wskazywał palcem w jego stronę i krzyczał z zachwytem "moon!". Potem obejrzeliśmy wschód słońca i wróciliśmy do salonu, kiedy hości się obudzili.

Niewiele później pojechaliśmy na zakupy do galerii handlowej, po drodze wstąpiliśmy na Farmers Market i kupiliśmy śniadaniowe taco, które zjedliśmy w sekcji z jedzeniem już w galerii. Potem rozdzieliliśmy się i prawie biegiem ruszyłam w losową stronę, moim celem było przejrzenie jak największej ilości sklepów. Potrzebowałam bluzek z krótkim rękawkiem oraz czegoś, co mogę ubrać do sukienek, których mi ostatnio przybyło, żeby mi nie było zimno. Tradycyjnie nic nie znalazłam, za to przybyło mi jeszcze więcej sukienek.

Odkryłam bardzo fajny sklep o nazwie Altar'd State. Sprzedawane tam ubrania to w 90% sukienki, do tego torebki i biżuteria, kilka par butów, szortów i bluzek. Ich styl jest nietypowy, jest to coś innego. Ubrania są kolorowe, ale kolory są pastelowe i naturalne, nie ma ekstremalnych neonów. Przeciętna sukienka to wydatek rzędu 70-80$, jakość prezentuje się bardzo wysoko. Sklep jest ekologiczny, nie używają prawdziwej skóry, jedynie "wegańskiej" (nie wiem jak to się nazywa po polsku), część zarobków przeznaczają na edukację, jedzenie, ubrania, itp. dla biednych dzieci w Peru. Obsługa pozytywnie mnie zaskoczyła - tylko raz się mnie zapytali, czy wszystko w porządku, nikt się nie narzucał, nie wciskał mi do ręki koszyka, nie stał obok i nie gapił się na mnie. Kiedy zdjęłam z wieszaka dwie sukienki, które zamierzałam przymierzyć, podeszła do mnie ekspedientka i zapytała, czy chciałabym, aby przygotowała dla mnie przymierzalnię. Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi uwolniła mnie od ciężaru sukienek i zapytała jak mam na imię.

Znalazłam kolejne dwie sukienki i udałam się do przymierzalni. Wnętrze wyglądało jak ładnie udekorowany pokój, bardzo mi się podobało. Przy każdej kabinie wisiała tabliczka, wyszukałam tą z imieniem "Maria" i weszłam do środka. Tam czekały na mnie moje sukienki. Przymierzyłam je wszystkie, zdecydowałam się na zakup dwóch, do tego nabyłam naszyjnik (pierwszy naszyjnik w życiu, który mi się spodobał) oraz torbę pasującą do sukienek. Wydałam prawie 250$, trochę bolało mnie serce, kiedy podałam kasjerce kartę kredytową, ale jestem zadowolona z zakupu. Mam co na siebie założyć na specjalne okazje i nie tylko. Muszę dokupić jedynie buty, życzę sobie powodzenia. Nie ma nic gorszego, niż wybieranie butów, jeśli jest się mną.

Zdjęcia sklepu (z Google):






Popołudnie spędziliśmy na dworze całą rodziną; Jeff i Jenn pozbierali kupy psów z trawnika, aby chłopcy mogli się tam bawić, zmiotłam na werandzie, Jenn posadziła krzak pomidora i przycięła miętę oraz limonkę. Kiedy Liam się obudził z drzemki, obaj chłopcy wyszli na dwór i ślicznie się bawili. Jeff ściągnął z dachu lampki choinkowe (w porę), dowiedziałam się, że w kontrakcie na zakup domu w tej dzielnicy jest zawarte, że nie wolno mieć wywieszonych ozdób świątecznych w czasie nieświątecznym. Ja i Jenn siedziałyśmy na leżakach i przeglądałyśmy facebooki i inne strony, poczytałam książkę "Biznes XXI wieku" i poesemesowałam z koleżankami.

Sophie znów zaczęła gadać o sobie, mam dość tego, że nie daje nikomu dojść do słowa i w co drugim zdaniu napomina, że w Niemczech wszystko jest lepsze. "In GERMANY bla, blabla, blabla..." Nie da się z nią dyskutować, jest pesymistyczna i wiecznie narzeka na życie, na Amerykę, na to i pstro. I tak ją lubię, ale nie zaprosiłabym jej na sleepover tylko we dwie. Razem z Jenn lubimy żartować z jej uwielbienia do Niemiec, na przykład któregoś dnia Jenn kupiła w H-E-B ścierkę, która ścierała wszystkie ślady długopisów itp. z mebli i zastanawiałyśmy się, z czego jest zrobiona i jak działa. Jenn powiedziała "maybe it's just German" i obie wybuchłyśmy śmiechem. Mamy podobne poczucie humoru, żartujemy z Sophie prawie każdego dnia. Nie jest to wyśmiewanie ani nic negatywnego, obie ją lubimy, jedynie żartujemy z cech charakteru i osobowości, a nie z osoby, mamy przy tym kupę śmiechu. Oczywiście w Niemczech na pewno mają lepsze poczucie humoru.

Podam wam kilka zabawnych konwersacji z Sophie:

1. W Tagercie, nudzi nam się, czekamy na rodziców:
Ja: Maybe we could do makeup. Do they have free samples here?
Sophie: No. But in Germany we do.

2. O morzu bałtyckim:
Ja: I go to the Baltic Sea every year with my family for vacation.
Sophie: Oh, cool! German Baltic Sea? (powiedziała to tak, jakby to było oczywiste)
Ja: No! Polish!
Sophie: Why you don't go to Germany?
Ja: Why would I?
Sophie: Because Germany is awesome!

Poza tym masa zdań z i spoza kontekstu zaczynających się od:
- In Germany...
- But In Germany...
- This is better in Germany...
- I think I Germany we do it better...

Jenn zażartowała, że to niemieckie geny i że już wie, co motywowało Hitlerową ideę "rasy panów". Za to dzięki Larze widzę, że Sophie to wyjątek, ponieważ ona o tym nie wspomina, chyba że rozmawiamy o naszych krajach, nie przerywa nikomu i nie stara się narzucać swoich idei. W Polsce i w USA na bank znalazłoby się mnóstwo osób zakochanych w sobie i swoim kraju podobnie jak Sophie. Do tego Sophie wiecznie ma najgorszy dzień w życiu, często dokładnie wtedy, kiedy ja mam najlepszy dzień w życiu. Mimo wszystkich wad jest fajna i lubimy się, za to obie mamy bardzo mocne charaktery, które często aż iskrzą od tarcia i wymiany opinii. Dobrze, że nie jestem wybuchową osobą, ale światowej klasy dyplomatką.

W SMSie napisałam, że rozważam niepójście na prom, z wielu powodów, muszę to jeszcze obgadać z rodzicami i z Jenn. Sophie od razu na mnie się rzuca, że jak mogę, potem mówi, że ją to nie obchodzi, następnie że nie mogę przegapić tak amerykańskiego wydarzenia. Kiedy powiedziałam, że chcę to skonsultować z dorosłymi, którzy mają doświadczenie życiowe i na pewno wiedzą lepiej od Sophie, to powiedziała, że wcale nie wiedzą i że oni nie mają wspomnień i że to ja powinnam podejmować decyzje a nie oni. No i weź tu z nią rozmawiaj! Po prostu rozważam opcje i nie chcę wyrzucić 1000zł w błoto, aby kupić obrzydliwą sukienkę i ożreć się pizzy.

Wcześniej Sophie napisała ni z gruszki ni z pietruszki, że właśnie przebiegła 7,3 km. Wywróciłam oczami, podzieliłam się tym z siedzącą obok Jenn, która podała mi salwę odpowiedzi, które mogłabym napisać, od "Do you want a medal for that?" do "Pin a rose on your nose", co oznacza, że nikogo to nie obchodzi. Zdecydowałam się na "I should do that too because I just ate such a delicious sandwich! But I already walked today so much when we were shopping in the mall". Buahahaha! Potem rozmawiałyśmy na miłe tematy i było fajnie.

9 komentarzy:

  1. Omg! Właśnie jak dodałaś kiedyś dyskusje co podoba wam się w USA a co nie, to jak mówiłaś że coś jest u nas a tu nie, to Sophie się wtrącała i mówiła In Germany bla bla bla. Chciałam nawet skomentować, ale pomyślałam że jestem nadwrażliwa bo nie widzialam żebyście też się irytowały :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się zajęłaś tym maluchem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram. Fragment z tym jak Marysia zajmowala sie Liamem czytalam z ogrooomnym usmiechem na twarzy :)

      Usuń
  3. Idź na prom, z tego wiem to bardzo fajnie wydarzenie i daje dużo-American experience! Skoro mówiłaś, że kupiłaś te 2 sukienki i mimo tego,że były drogie- nie żałujesz, ponieważ będziesz miała na specjalne okazję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm sukienka na Prom to raczej nie sukienka na specjalne okazje a po prostu sukienka na Prom także nie wiem czy Marysia mogłaby ją wykorzystać... A co do samego Promu to według mnie to zależy, szczerze myślę, że nie jest to wielkie wydarzenie tylko jedna wielka dyskoteka z robieniem zdjęć przed a kasy idzie na to sporo.

    OdpowiedzUsuń
  5. taka prawda. W Niemczech wszystko jest lepsze. Polska to jedna wielka dziura...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale bez przesady zeby przechwalac sie tym caly czas. I Polska nie jest taka zla. Jest wiele innych i gorszych panstw ale nie bede ich tu wymieniac.

      Usuń
  6. Też miałam takie wrażenie o Sophie. Było to widać w filmikach z jej udziałem, a nawet momentami w Daily Vlogu, kiedy wcinała się w niego. Z filmików mimo to, Sophie nie wydaje się taka zła. Przyznaję, porównanie jej charakterku do tego, co myślał Hitler jest trafione. Sądzę (nawet z doświadczenia), że to Lara jest wyjątkiem na tle Niemiec, jeśli chodzi o charakter, a nie Sophie.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja myślałam, że tylko mi Sophie taka się wydaje :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)