poniedziałek, 13 października 2014

Urodziny host mamy

Rano pomogłam host mamie robić gingerbread pancakes, czyli piernikowe naleśniki. Przeczytałam przepis i uznałam, że wyjdzie z niego coś dobrego i że chcę się nauczyć takie robić, więc najpierw poobserwowałam jak Lynne je robiła, a potem dokończyłam smażenie michy ciasta. Naleśniki wyszły przepyszne, zrobiłam zdjęcie przepisu oraz smażenia, więc możecie spróbować je zrobić i dodać amerykańskiego akcentu do śniadania. Ciasta było dwie porcje, wyszło z tego 40 pancakesów.






Po południu z okazji urodzin Lynne pojechaliśmy na lunch do tajskiej restauracji, którą host mama bardzo lubi. Oprócz mojej host rodziny przyszło 4 innych gości. Mogłam zobaczyć, jak wygląda przyjęcie urodzinowe w Ameryce (i zarazem dodać kolejny punkt do listy "Rzeczy, które są lepsze w Polsce"), oraz spróbować tajskiego jedzenia (uwielbiam je!). Na początku każdy z gości dostał menu i rozpoczęło się wielkie wybieranie spośród tajemniczych nazw jeszcze bardziej tajemniczych potraw. Wszystko było dla mnie nowe i nie miałam pojęcia, czego powinnam spróbować, na szczęście pomógł mi John, polecając Satay, czyli mięso na patyku. Stwierdziłam, że chętnie spróbuję czegoś dziwnego i zaryzykowałam zamówienie tego dania.

Zamówiliśmy także kilka przystawek, którymi się wszyscy podzieliliśmy. Pierwszy raz jadłam małże i stwierdzam, że są całkiem dobre, smakują jak ryba (kocham rybę). Drugą przystawką były kulki ryżowe, także bardzo dobre, wyglądały jak okrągłe nuggetsy. Na końcu podano nam zawijane krewetki, co prawda nie mam pojęcia, w co je zawijano, ale były pyszne i smakowały jak krokiety xD


Potem dostaliśmy dania główne. Moje składało się z kilku kawałków kurczaka na patyku położonych na sałacie, gałki ryżu, surówki ogórkowej (kilku kawałeczkach ogórka pływających w ostrym sosie) oraz sosu z orzechów ziemnych, przypominającego płynne i niesłodkie masło orzechowe. Sos wygrał bitwę na najlepszy składnik lunchu, był bezkonkurencyjny. A to wszystko wyglądało tak:


Na koniec zjedliśmy tort nieumywający się z polskim tortem pod żadnym względem, kupiony w H-E-B przez Erin, ale deser to deser, zawsze jest na niego osobny żołądek :)



Po lunchu pojechaliśmy do galerii handlowej i mimo że byliśmy tam dłużej niż ostatnim razem, to i tak nie obeszłam wszystkich sklepów, bo zabrakło mi czasu. Miałam zamiar kupić sobie zegarek, gdyż poprzedni się przeterminował i pękł od niego pasek, ale wszystkie były brzydkie, żaden do mnie nie "przemówił". Poczekam, może kiedyś znajdę naprawdę fajny, spróbuję przekopać cały eBay, prawdopodobnie natknę się na coś ciekawego.

Wszystkie sklepy są tu inne niż w Polsce. Nie ma marek, które znamy, np. C&A, New Yorker, KappAhl, nawet H&M nie widziałam, choć podobno jest w innej galerii. Za to mają tu sporo innych fajnych sklepów. Mierzyłam jeansy z Abercrombie i się w nich zakochałam, dawno nie miałam na sobie spodni, które tak dobrze leżą. Ale ich nie kupiłam, postanowiłam sobie, że kupię je kiedy schudnę, dzięki temu będę mieć motywację, żeby nie jeść tyle słodyczy ile jem teraz. Aż tak źle nie jest, jem tu najmniej z moich znajomych, jednak Amerykańskie słodycze są naprawdę dobre i wciągają, a brzuch rośnie. Masło orzechowe... Hersheys Cookies&Cream... Oreo... miętowe M&M's... i tak w nieskończoność. Obejrzyjcie mój filmik o sklepach spożywczych w USA, sami zobaczycie, że mają tu wiele ciekawych rzeczy i aż chce się spróbować WSZYSTKIEGO!

A propos słodyczy to kupiłam sobie popcorn dyniowo-piernikowy w Popcornopolis (cha cha cha, pal licho odchudzanie!) - sklepie, w którym sprzedają jedynie popcorn i mają co najmniej dwadzieścia smaków. Dają darmowe próbki wszystkiego, więc spróbowałyśmy z Mirabelle kilku popcornów, dyniowy bardzo nam posmakował. Do tego mieli promocję - kup jeden dyniowy popcorn, drugi dostaniesz gratis. No więc skorzystałyśmy z niej i kupiłyśmy dwa popcorny za 8$. Ten popcorn jest tak dobry, że aż szkoda mi go jeść (no i dobrze, muszę schudnąć). Odkupiłam grzechy półgodzinnym joggingiem po powrocie do domu, popcorn czeka na zjedzenie w ciemnych, mrocznych i dalekich zakamarkach pokoju (czytaj: szuflada).
mój popcorn - porównanie wielkości do książki




19 komentarzy:

  1. Oficjalnie stwierdzam,ze jestem uzależniona od twojego bloga! :) dziekuje ze piszesz moj poranek bez ciebie byłby okropny xd

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja potwierdzam, jestem uzależniona od twojego bloga! Najlepszy na świecie :) sprawdzam rano albo od razu po szkole.

    Te krewetki są chyba zawiniete w papier ryżowy, taki jak sajgonki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy na zdjęciach w Popcornopolis jest John?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tez jestem uzależniona od Twojego bloga i codziennie z niecierpliwoscią czekam na wpis;) zdjęcia są świetne i patrząc po nich można Ci pozazdrościć pobytu w USA;D

    OdpowiedzUsuń
  5. A Kaeleigh też je dużo słodyczy i nie tyje ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Marysiu, o której wstawiasz wpisy na polski czas, bo nie mogę dojść.

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog jest ekstra:) Codziennie sprawdzam, czy nie ma czegoś nowego:) :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też przyłączam się do uzależnionych od twojego bloga; jak się rano budzę i nie ma nowego posta to dużo czasu tracę na ciągłe zaglądanie do internetu, a jak już coś nowego opublikujesz to ulga; fajnie, że jest dużo zdjęć

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy zacznie się nowy sezon Zwariowanych? I mam ogromną nadzieje że będzie odcinek o szpagacie poprzecznym :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja rowniez dolaczam do klubu uzaleznionych od ciebie czytelnikow ! ;) Gdy sie rano budze i nie ma od ciebie bloga to leze jeszcze piec minut w lozku nie wiedzac co z soba zrobic. hah ;) Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaką miałaś średnią w ostatniej klasie przed wyjazdem?

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja również dołączam do klubu uzależnienia :D
    Codziennie wyczekuję nowych wpisów :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzisiaj wchodzę na bloga i patrze, a tu nie ma nowego wpisu i cały dzień do niczego :(
    Kocham twój blog i nigdy nie przestawał pisać codziennie jak inni blogowicze ;).

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)