W południe mieliśmy zjawić się w San Antonio w domu host babci, aby spotkać się z rodziną z okazji Wielkanocy. Obchodzimy święta dzisiaj, ponieważ za tydzień Jeff musi pracować. Mieliśmy wyjechać zaraz po załatwieniu spraw w banku, więc jednocześnie rozmawiałam z mamą na skype i wybierałam ubrania. Potem poszłam się uczesać i zrobić makijaż, Colt przyłączył sie do mnie i rozmawiał z moją mamą przez telefon. Bardzo go interesował pokój Mai oraz jej zabawki.
W drodze do San Antonio czytałam "Niezgodną", strasznie mnie wciągnęła i nie mogłam się oderwać. Kiedy skończyłam czytać, pożałowałam, że nie zabrałam z domu drugiej części. Wypożyczyłam ją z biblioteki w piątek podczas lunchu, kiedy powiedziałam koleżankom, jak bardzo zakochałam się w tej serii i że jutro wypożyczę kolejną cześć. Susi przypomniała mi, że jutro będzie sobota i nie idziemy wtedy szkoły (mój mózg nie zwraca uwagi na takie szczegóły), więc szybko pobiegłam do biblioteki i znalazłam książkę. Trochę się przestraszyłam, że ktoś ją wypożyczył przede mną, bo nie stała na swoim miejscu, ale odnalazłam ją po minucie nieco dalej. Dumnie wymaszerowałam na zewnątrz ze zdobyczą pod pachą. Niektóre książki są tak dobre, że przypominają mi na nowo, jak bardzo kocham czytać. Marzę o napisaniu właśnie takiej powieści. Uwielbiam to uczucie, kiedy kusi mnie, aby przeczytać ostatni rozdział i odkryć zakończenie, ale z drugiej strony nie chcę nigdy skończyć czytać i mam złamane serce, gdy do tego dochodzi.
Dojechaliśmy jako ostatni przez opóźnienie w banku. Razem z resztą gości ustawiliśmy się w okręgu dookoła stołu, złapaliśmy się za ręce i pomodliliśmy się. Zauważyłam, że tutaj nikt nie odmawia modlitw tak jak w Polsce (np. Ojcze Nasz), ale własnym słowami dziękuje się Bogu za to i owo, zawsze trzymając się przy tym za ręce. Po modlitwie przeszliśmy do kuchni, każdy wziął talerz i nałożył sobie to, na co miał ochotę. Wybór był między hamburgerem a hot-dogiem, do tego sałatka ziemniaczana, plastry pomidora, fasola i słynna Watergate Salad. Goście stwierdzili, że deserów mamy pod dostatkiem: ciasto sernikowo-kremowe z truskawkami, rozciapane, bo wypadło w samochodzie na wykładzinę do góry nogami, hości kupili je rano w HEB razem z mokrymi brownie, do tego host dziadek John upiekł niebieskie mufinki z gotowego proszku. Pyszności w ogromnej ilości.
Po jedzeniu razem z Jenn i Karen poszliśmy do ogrodu i schowałyśmy w różnych miejscach, od trawnika po dach, plastikowe jajka ze słodyczami w środku. Szczerze mówiąc jajka z Barona, które bardzo się popsuły w ostatnich latach i tak są lepsze niż te tutaj. Ale to nie ważne, nie muszę ich przecież jeść, najważniejsze jest american experience! Było bardzo fajnie, dzieci puściły się biegiem z linii startu z koszykami w ręku. Potem wszyscy usiedliśmy na trawie w cieniu drzewa magnolii i relaksowaliśmy się w piękny dzień.
Mama Karen - host cioci, przekazała dla mnie prezent, który ogromnie mnie zaskoczył. Uszyła dla mnie "quilt", czyli coś pomiędzy kocem a kołdrą. Wpiszcie w Google grafice i zobaczcie, bo ciężko to wyjaśnić. "Quilt" jest rodem z Teksasu, naszyte są na nim charakterystyczne dla tego stanu symbole i kształty. Jestem zachwycona, opatulę się nim w zimne polskie wieczory i wspomnę wymianę z uśmiechem na twarzy. Do tego dostałam długopisy do pisania po nim, więc zbiorę autografy od rodziny i znajomych. To jest o niebo lepsze od koszulki z podpisami, którą planowały stworzyć moje koleżanki! Z dnia na dzień coraz bardziej doceniam moje szczęście i to, że jestem tu z tyloma wspaniałymi ludźmi.
Kiedy goście pojechali do domu, Jeff i Jenn wybrali się do salonu lexusa w San Antonio, a ja zostałam u host dziadków z Coltem i z Liamem. Bardzo ich lubię, są przemiłymi ludźmi, mam teraz trzecich dziadków. Są chrześcijanami, więc zostałam nawrócona po raz drugi w Ameryce, pierwszy raz był na festynie w Dallas z Mirabelle i Kaeleigh. Wtedy dostałam lizaka, teraz bonus do znajomości z Johnem i Cindy. Watro być dyplomatką ;) Długo rozmawialiśmy, lubię zadawać rożnym ludziom te same pytania, niesamowite jest dla mnie, jak wiele można sie w tem sposób nauczyć. Każdy ma inną opinię i pragnie przekonać innych do swojego zdania. Jedni nachalnie, inni niezauważalnie, staram sie zawsze wyciągać z tego wnioski, które przydadzą mi się w przyszłości w biznesie.
Tak a propos biznesu i opinii, to pod ostatnim postem rozwinęła się kolejna z tych słynnych komentarzowego dyskusji, które występują pod postami kipiącymi od opinii, zwłaszcza nietypowych. Zapraszam do wzięcia udziału!
Marysiu apropo formuły 1 gdzieś w waszej okolicy jest tor do wyścigów ,byłaś tam może wiem dziewczyny się tym raczej nie interesująale tor jest nowy oddany do użytku 2-3 lata temu pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChyba raz ktoś gdzieś o nim wspomniał, ale masz rację, nie interesuję się tym, więc nie mam pojęcia :)
UsuńZapraszasz do udziału, a sama się w niej nie wypowiesz. Tchórzysz, bo nie umiesz przyjmować krytyki? Odpowiadasz tylko na te pozytywne opinie, bo laury zbierać wygodnie!
OdpowiedzUsuńMarysia ma własne zdanie i podejmuje własne decyzje. Jaki by miało sens przejmowanie się anonimowymi komentarzami? Po za tym wypowiadała się już na ten temat kilka razy i nie było potrzeby robić to jeszcze raz i tylko pogłębiać kłótnie, która i tak nic nie wnosi.
UsuńFajnie, że jest ten blog i fajnie, że Marysia zaprasza do dyskusji. Wydaje mi się, że Marysia wcale nie musi się tu wypowiadać, przecież jej wypowiedzią są posty, a komentarze są dla nas. Nieprawdą jest, że Marysia tchórzy. Swoim dotychczasowym życiem i postępowaniem pokazała, że jest odważniejsza od większości z nas - też było mi dane wyjechać na wymianę, niestety zabrakło odwagi, więc wiem co mówię/piszę.
UsuńBardzo dobrze, że Marysia odpowiada na pozytywy i jest z pozytywnymi, z negatami nic nie osiągnie - szkoda na nich czasu. I niech zbiera laury, po co jej jad...
Ładna sukienka
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńOjej, ale się uśmiałam z tego ich menu, hahaha. M.
OdpowiedzUsuńWidzę, że takich malkontentów, jak ten Anonimowy 01:58 najbardziej boli, że się nimi nie przejmujesz. Ów nie może się dowartościować, bo jak tu dalej opluwać kogoś kto się nie stawia. Anonimowy 01:58 napisz czasem coś miłego, coś pozytywnego, a zobaczysz, że poczujesz się lepiej niż gdy wylewasz jady.
OdpowiedzUsuńMarysiu, skoro masz takie mniemanie o studiach w Polsce, to dlaczego nie sprobujesz ksztalcic sie gdzies za granica? Ja o polskich uczelniach mam fatalne zdanie, o ich skostneniu np, zreszta o polskim szkolnictwie rowniez. Ja robie IB i zamierzam wyjechac do Anglii badz gdzies na zachod, tam gdzie studia sa czyms innym.Myslalas o tym?
OdpowiedzUsuńMyślałam, ale moim zdaniem do tego, co chcę robić w przyszłości, niepotrzebne mi są studia. Co innego gdybym chciała być lekarzem czy prawnikiem, wtedy wykształcenie jest oczywistą oczywistością.
UsuńW niewielu wypadkach wybór jest prosty: chcę być lekarzem - idę na medycynę, chcę być adwokatem - idę na prawo, ale w większości wypadków nie jest to już takie proste. Na studia idziemy z nadzieją, że to one nas ukształtują i po ich ukończeniu znajdziemy pracę i ułożymy sobie życie. Wkrótce po ich ukończeniu zderzamy się z rzeczywistością i okazuje się, że pracy nie ma, że na studiach niczego się nie nauczyliśmy i musimy robić coś zupełnie innego, co nie daje nam żadnej satysfakcji, ale robimy to, bo żyć trzeba, i pieniądze zarabiać trzeba.
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze, że Marysia, w wieku którym należy podjąć pewne decyzje dotyczące własnej przyszłości, rozważa wariant wyjścia ze schematu, który jest wytworem chorego systemu wychowania i nauczania w naszym kraju. Wielu komentujących - i to starszych od niej - potwierdza to: studia = zmarnowany czas.
Także wielu naukowców to potwierdza, a zacytuję w tym miejscu jednego z nich:
Drodzy Młodzi Przyjaciele. Czuję się w obowiązku zwierzyć się Wam z bardzo przykrej tajemnicy. Nie jesteście - większość z Was - dobrze wykształceni, a jedynie tak Wam się wydaje. Zostaliście oszukani najpierw przez nauczycieli, a potem przez wykładowców - wyznaje Jan Stanek, profesor fizyki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Całość wypowiedzi prof. Jana Stanka znajdziecie w Internecie.
Marysia miała odwagę wybierać inne drogi niż większość z nas: napisała książkę, prowadzi nauczanie podstaw gimnastyki, wyjechała do szkoły w USA. Znalazła na to wszystko czas i potrafiła to zorganizować i zrealizować. Prawdopodobnie poradzi sobie z dalszym rozwojem i wybierze - być może inną drogę niż większość, ale dla siebie samej właściwą. Być może też, przełamując schematy, pokaże, że można inaczej, i pewnie lepiej. Kopernikowi też wszyscy mówili, że bredzi, a Kolumbowi, że ze swojej wyprawy nie wróci, bo TAM nic nie ma. Tak właśnie dokonuje się odkryć – łamiąc schematy.
Marysi mam pytanko....nagrała byś haul z tymi rzeczami , które kupiłaś od ostatniego haula�� Proszeee, jak tak to daj znać kiedy ����
OdpowiedzUsuńByć może nagram, jeszcze się zastanowię :)
UsuńOglądając Twój ostatni filmik (ten z nauką angielskiego) jestem w szoku.Co ty ze sobą zrobiłaś! Wyglądasz jakbyś miała co najmniej 30 lat,przytyłaś okropnie widać,że Amerykańskie jedzenie Ci nie służy...
OdpowiedzUsuńWeź się za siebie.Nie musisz wszystkiego próbować...nie takim kosztem...
+zauważyłam,że nawet jeżeli coś jest niedobrego (choćby te babeczki) to mimo wszystko to jesz...
Lepiej z tym skończ i weź się za siebie!
Pozdrawiam!
Babeczek nie zjadłam, nie jem niebieskich rzeczy, bo są rakotwórcze.
UsuńAle dzięki za motywujący komentarz, zjem dzisiaj mniej i pójdę pobiegać. Słowo zucha!
Trzymam kciuki!
UsuńTeż widziałam ten filmik i nie uważam żeby Marysia wyglądała okropnie... A twój komentarz jest nie miły
UsuńNiemiły? Lepiej, żeby wiedziała teraz, niż żeby ktoś jej to później w Polsce wytknął prosto w twarz! Prawda zawsze boli.
UsuńKretyn/ka... idź lepiej popatrz na siebie
UsuńHej! Gdzie mogę pooglądać Dance Moms po angielsku?
OdpowiedzUsuńJa nie moge, ciagle to pytanie, WPISZ SOBIE W GOOGLE: Dance Moms online.. I ci wyskoczy...
OdpowiedzUsuńMarysiu, na czym polega twój makijaż?Pytam, bo jestem ciekawa jak zacząć z malowaniem się:-)
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to co się je, ale jedzenie w Ameryce jest po prostu inne. Nawet owoce czy warzywa. Wątpię też, żeby mogła jakoś bardzo hostom narzucać swój styl odżywiania się, a cięzko kupować sobie swoje własne jedzenie przez 10 miesiecy...
OdpowiedzUsuńParę postów temu dodałaś screeny z odliczaniem dni do powrotu do domu, jak się nazywa ta aplikacja?;)
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja ostatnią część posta odbieram jak lekko ironiczną i prowokującą?
OdpowiedzUsuńBrawo Einsteinie!
Usuńsuper Marysiu że piszesz własne 3 blogi kręcisz filmiki i pokazujesz nam jak się żyje w Ameryce, podoba mi się kanał ,,Zwariowani,, i też się uczę z aplikacją Duolingo ,nie wieżę że ty na to wszystko masz czas.pozdrawiam z Dąbrowy Górniczej :-)
OdpowiedzUsuń