poniedziałek, 12 stycznia 2015

Dzień z Susi i Sophie

Przeciętna, szara i nudna sobota stała się ciekawym i pełnym wrażeń dniem, gdy podczas śniadania Jenn oznajmiła, że zamierza pojechać na zakupy, co prawda jeszcze nie wie gdzie, ale na pewno do kilku sklepów. Zaproponowała, żebyśmy zabrały kogoś ze sobą; jedną lub dwie z moich koleżanek. Natychmiast napisałam w naszej grupowej konwersacji na facebooku, że mamy dwa wolne miejsca w samochodzie, kto się pierwszy zgłosi, tego zabieramy. Dostałam odpowiedź od Sophie i od Susi. Napisałam im, że muszą się szybko zebrać, bo przyjedziemy po nie około 10:30, czyli za pół godziny. Strzelałam z tą godziną, nie miałam zielonego pojęcia, kiedy wyjedziemy z domu, Jenn powiedziała, że "soon". Amerykanie posiadają wnerwiającą mnie cechę: na pytanie "kiedy?" odpowiadają "soon"/"after lunch"/"after I change my clotches". Nigdy nie określą konkretnej godziny czy czasu i z doświadczenia wiem, że w rzeczywistości nigdy nie jest to "soon"/"after lunch"/"after I change my clotches". Lista wydłuża się do kilkunastu zadań.

Skończyło się na tym, że wyjechałyśmy do domu o 11:30 (oj tam oj tam, godzinka wte czy wewte), męską część rodziny zostawiłyśmy na straży domostwa. Po drodze zatankowałyśmy i wstąpiłyśmy do Starbucksa (caramel frappucino of course), utknęłyśmy w korku przy kościele katolickim, ponieważ po mszach policja steruje ruchem i blokuje ulicę, aby ludzie z kościoła mogli wyjechać z parkingu, czego większość osób nie popiera, ale nic na to nie poradzimy. Koleżanki odebrałyśmy lekko po 12:00. Baaaardzo "soon". Tak po amerykańsku.

Na początku pojechałyśmy do Pier 1, czyli sklepu z dekoracjami i wyposażeniem do domu. Jenn polowała na bombki choinkowe w przecenie, niestety wszystko się już sprzedało. Sklep był mały, jednak znalazłam kilka interesujących rzeczy, między innymi wiszący na stojaku fotel ogrodowy, który pokazała mi Jenn i powiedziała, że planuje kupić coś w tym stylu  i postawić na werandzie. Kiedy wypróbowałam ten fotel, natychmiast poparłam jej pomysł. Cudownie czytałoby się książki siedząc w czymś takim:


Lunch postanowiłyśmy zjeść w Chipotle, czyli zdrowej fastfoodowni, do której jeździmy dość często, gdzie serwują meksykańskie jedzenie. Hości wytłumaczyli mi różnicę pomiędzy kuchnią meksykańską w różnych regionach USA. W Teksasie popularna jest odmiana "Tex-Mex", czyli żarcie zawalone serem, tłuszczem, które jest smaczne, ale za to ciężkie i potwornie kaloryczne. Za to w Kalifornii króluje "Mexi-Cali" - te same potrawy, za to bez faszerowania wszystkiego tłuszczem, z mniejszą ilością sera, a głównym składnikiem są warzywa. Takie jedzenie jest lżejsze i oczywiście mniej kaloryczne. Sieć "Chipotle" pochodzi właśnie z Kalifornii i bardzo lubię tam jeść. Host mama powiedziała, że koniecznie musimy tam zabrać Susi i Sophie po tym, co jej naopowiadałam o ich rodzinach; u Susi jedzą bardzo mało warzyw, a wszystkie są z mrożonek, więc kiedy zamawia gdzieś jedzenie, je prawie same warzywa, za to Sophie jest wegetarianką a w jej rodzinie także nie odżywiają się zbyt zdrowo. Do tego obie dziewczyny rzadko jedzą poza domem. Jenn uznała, że Chipotle będzie dla nich fantastycznym miejscem i miała rację, jedzenie bardzo im posmakowało.






Z Jenn gadało nam się jak z koleżanką z klasy. Rozmawiałyśmy na wszystkie możliwe tematy, od torebek Louis Vuitton do różnych rodzajów traktowania psów. Tym sposobem spędziłyśmy na jedzeniu ponad godzinę. Następnie udałyśmy się do Hobby Lobby, już od kilku tygodni miałyśmy zamiar odwiedzić ten sklep, jednak za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominałyśmy, była niedziela, a właściciele Hobby Lobby są katolikami i nie otwierają swoich sklepów w tym dniu. Przed wyjazdem z domu pobrałam na aparat kupon ze zniżką 40% na dowolny produkt w normalnej cenie, co tydzień dostaję taki na maila. Na Boże Narodzenie host dziadkowie dali mi kartę podarunkową do Hobby Lobby za 20$, więc musiałam w końcu zrobić z niej użytek. Kupiłam sobie myszkę do komputera udekorowaną niebieskimi kryształkami oraz podkładkę pod nią, która jest jednocześnie notesem.

Później wróciłyśmy do mnie do domu. Pograłyśmy z Susi i Sophie w Piratów i mimo że gra była po polsku, to bardzo im się spodobała. Nie miałyśmy szansy dokończyć rozgrywki, ponieważ Liam obudził się z popołudniowej drzemki i nadszedł czas na kolejne zakupy. Z całą host rodziną załadowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do galerii handlowej. Hości umówili się na wizytę w sklepie Apple na 17:00, aby naprawić iPad, za to my po prostu chodziłyśmy po sklepach. Trochę się wynudziłam, ponieważ moje koleżanki mają zupełnie inny styl niż ja i chciały iść do sklepów, za którymi nie przepadam, ale że nie potrzebowałam niczego konkretnego, to równie dobrze mogłam im towarzyszyć i rozbrajać komentarzami ubrań w Forever 21, który moim zdaniem jest najgorszym sklepem w USA. Przypomina mi sklepy w Polsce, gdzie wszystko było szare, czarne, białe lub/i brzydkie, czuję się tam jak w szmateksie, tyle że muszę wdychać charakterystycznego dla używanej odzieży smrodu. Podoba mi się tam tylko jeden dział, a mianowicie piżamy, jedną nawet sobie kupiłam: czarne legginsy z wzorkiem Hello Kitty i milutka ciepła bluza z twarzą kotka. (Przechodzę na stronę Szatana!)

Na koniec wstąpiłyśmy do Popcornopolis i zdegustowałyśmy wszystkie smaki popcornu. Kupiłyśmy na spółkę festynowe jabłko, które jest odpowiednikiem polskiego chleba ze smalcem na tutejszych miejskich imprezach - zawsze jest ktoś, kto je sprzedaje, a biznes dobrze mu idzie. Nasze jabłko było oblane karmelem i czekoladą oraz posypane migdałami i płatkami kokosowymi. Wyglądało tak:

po pokrojeniu

przed pokrojeniem 
inne jabłko

jeszcze inne jabłko
Następnie wróciliśmy do mnie do domu i chciałyśmy dokończyć grę w Piratów, ale plan nie wypalił, ponieważ się rozgadałyśmy. Zaczęło się od tego...


... kontynuowało tak...

... a skończyło na kręceniu filmiku na YouTube o naszych językach. Wyszedł genialnie, uśmiałyśmy się po pachy, jestem pewna, że wam się spodoba. Nie będę zdradzać szczegółów, za kilka dni przekonacie się na własne oczy, cóż takiego stworzyłyśmy. Chwilę przed 22:00 przyjechał host tato Susi i zabrał dziewczyny do domu. Kolejny fantastyczny dzień za mną!

32 komentarze:

  1. Czy tam face jest tak popularny i często wykorzystywany przez nastolatków jak u nas? Sporo używasz go do kontaktów z amerykańskimi uczniami, czy raczej oni żyją w swoich kręgach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. większość osób ma facebooka, ale nie wszyscy, dość duża grupa nie ma, przynajmniej w porównaniu do PL
      z wszystkimi kontaktuję się w szkole :)

      Usuń
    2. Dzięki za odp. No właśnie, kiedyś zaskoczyło mnie to, że również we Fr czy Ang, w wielu kręgach nie szaleją tak na fejsie, jak większość u nas.
      A w kwestii kontaktów, jacyś wyalienowani ci młodzi Amerykanie się wydają. Wszędzie mają daleko, w szkole dużo nie pogadasz, no nie jest tak różowo. Życie zaczynają dopiero w collegu;)))
      Z jednej strony ich szkoła to bajka w porównaniu z naszym systemem (nie wdając się w szczegółowe analizy i to, że ktoś i u nas liceum czy gimnazjum uwielbia), a z drugiej - to pewne negatywne aspekty codziennej egzystencji w kontekście społecznym przysłaniają tę radość. Ale może oni tego tak nie odbierają? I tam chyba kwestia urodzenia, najbliższej rodziny, jeszcze bardziej determinuje życie niż u nas

      Usuń
  2. Wspominałaś kiedyś, że nagrasz filmik na youtube o nauce języka angielskiego. Nadal masz to w planach? Ja jestem za :)
    Pozdrawiam i życzę udanej reszty dnia natomiast ja zmykam spać <3
    Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagram na bank! Jednak mam dużo planów, więc uzbrój się w cierpliwość :)

      Usuń
  3. Jak często masz sprawdziany w szkole?
    Czy w Ameryce jest coś takiego, jak kartkówki, albo odpytywanie przy tablicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawie codziennie
      kartkówki to quizy, za to odpytywania nie ma

      Usuń
    2. Quizy są zapowiadane czy nie?

      Usuń
  4. Niemcy wcale tak nie mówią tylko ludzie tak sobie uzmysłowili !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy nakręcisz filmik o tym jak zrobić salto machowe? Takie podstawy. A ile się go uczyłaś? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nakręcę. Uczyłam się parę lat, ale NAuczyłam się w dwa dni.

      Usuń
  6. Czy w Ameryce jest coś takiego jak ferie zimowe?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakich języków uczyłaś się w szkole? Chodzi mi o ten poza polskim i angielskim, bo to raczej jest oczywiste :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero dzisiaj udało mi się zrobić te naleśniki ze szpinakiem gdyż wcześniej miałam sporo zajęć. Wyszły genianie ! Są suuuper pyszne :) Od dziś jest to jedna z najlepszych potraw, dziękuję za przepis :)
    Pozdrawiam, Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie ciesze, ze ci smakuja! To jedna z moich ulubionych potraw :)

      Usuń
  9. Marysiu, zdecydowanie za mało piszesz, tyle dni bez żadnych wieści, zaglądam tu przynajmniej raz dziennie i nic, mam nadzieję, że w weekend wrzucisz coś ekstra

    OdpowiedzUsuń
  10. Marysiu miałaś pisać 3 razy tygodniowo. Jest sobota, a Ty nie wrzuciłaś żadnego postu :'(. Kiedy będzie następny? :-(

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy w ogóle będziesz jeszcze pisać :-(

    OdpowiedzUsuń
  12. hej Marysiu, mam pytanie. jakiego masz macbook'a ? air czy pro ? ile cali? dobrze się sprawuje? bo chcę też kupić :) to dobry sprzęcik ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam po prostu macbooka, jest z 2009 roku, 13 cali
      nie lubię go i mam go dość, następnym razem kupię windowsa
      macbook wcale nie jest taki świetny, jak się o nim mówi, chyba że cię stać na najnowszą wersję, wtedy pewnie sprawdzi się doskonale

      Usuń
  13. szkoda,że po tym jak przekazałaś komuś stronę o dance moms to nikt nic tam nie pisze :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak byłaś w 3 gimnazjum to zostałaś laureatką z jakiegoś konkursu przedmiotowego, albo przeszłaś do etapu po szkolnym? + szłaś na bal gimnazjalny? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czuję się jak na odwyku... Tydzień bez Marysi :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Będziesz szła na prom?

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)