Jenn planowała wybrać się na zakupy, ale przypomniałam jej, że Leah miała do nas przyjechać o 12:00. W tym dniu objeżdżała domy wszystkich wymieńców, ponieważ według zasad musi nas widywać przynajmniej raz na dwa miesiące. W oczekiwaniu wysprzątałyśmy dom na błysk, uporządkowałyśmy kawałek strychu, zjadłyśmy lunch, porozmawiałam z mamą na skype i zrobiłam milion innych rzeczy. O 13:00 host mama zaczęła się niecierpliwić, więc zadzwoniłam do Leah, odebrała skrytka odbiorcza. Wysłałam SMS o treści "Where are you?", dostałam odpowiedź, że była u nas o 11:00 i nikogo nie było w domu. No nie, przecież byłyśmy umówione w południe, sama zaproponowała tą godzinę kilka dni wcześniej, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. Przecież byliśmy wtedy na śniadaniu w Cracker Barrel.
Byłam strasznie zła, bo miałyśmy rozmawiać o wycieczce na Florydę oraz o wycieczce do Nowego Jorku. Mój dziadek tam teraz jest i zaproponował, żebym przyleciała do niego w któryś weekend, a on mi pokaże całe miasto. Strasznie się ucieszyłam, hości też, jednak następnego dnia odkryli zasady ISE, które przyszły im w mailu dawno temu, ale ich nie zauważyli. Teoretycznie powinni je podpisać przed przyjęciem mnie do swojego domu, ale jak już pewnie nie raz zauważyliście, fundacja ISE jest nieogarnięta i nie mają zielonego pojęcia, co się dzieje u ich exchange studentów. Najpierw umieścili mnie w okropnej rodzinie, potem nawet nie wiedzieli, że się przeniosłam, kiedy kontaktowali się z moją mamą, a teraz nie mają pojęcia, że brakuje im różnych dokumentów. A koordynatorka sama nie wie, co się wokół niej dzieje (ale i tak ją lubię, choć mam dość, że wiecznie się spóźnia). Jeśli macie wybór, nie wyjeżdżajcie z ISE. Jeśli nie macie wyboru, wyjeżdżajcie, bo wymiana jest tego warta.
Colt źle się czuł, wzrosła mu temperatura i miał odruch wymiotny, więc podczas dżemki Liama Jenn zabrała go do lekarza. Jeff spędził cały dzień w San Antonio, więc zostałam w domu ze śpiącym maluchem i pisałam bloga. Test na grypę wyszedł Coltowi pozytywnie, teraz leży przed telewizorem i bierze leki. Najlepsze jest to, że był szczepiony, całe szczęście, że nie posłuchałam kiedyś Lynne i się nie szczepiłam, bo niepotrzebnie wstrzyknęłabym sobie jakieś podejrzane substancje i metale ciężkie, które siedziałyby mi w mózgu do końca życia. Mam nadzieję, że się nie zarażę. Zero słodyczy, czosnek, warzywa, pestki grejpfruta i powinno być okej. Liam także złapał wirusa, dzisiaj obudził się z gorączką.
Kiedy Jeff wrócił z San Antonio, zawiózł mnie do szkoły, gdzie o 19:00 odbywał się szkolny musical pt. "Godspell". Bardzo mi się podobał, jednak znacznie odbiegał od High School Musical, nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo jakich cudów. Aktorów było prawie dwudziestu, wszyscy przez cały czas znajdowali się na scenie. Kostiumami były normalne ubrania dla nastolatków, tyle że bardziej kolorowe i urozmaicone niż na co dzień widzi się w szkole. Jedynie dwóch chłopaków było szczególnie ubranych, jeden z nich grał Jezusa, nosił zwykłe brązowe buty, spodnie khaki i niebieski T-shirt z logiem Supermana, a drugi Judasza/szatana wyglądającego jak rockman - skórzana kurtka i spodnie, łańcuchy, mocny makijaż. Pozostałe osoby były apostołami. Jezus opowiadał im różne przypowieści, które wszyscy odgrywali i nauczał, jak powinni się zachowywać, wykonując przy tym proste magiczne sztuczki. Judasz/szatan podpowiadał, aby czynili zło, a Jezus ich kierował ku dobru. Większa część składała się z piosenek, bardzo dużo tańczyli. Opowieść mi się podobała, zwłaszcza motyw Jezusa jako supermana-magika i Judasza jako zbuntowanego rockmana. Przedstawienie nie było bardzo religijne, historia była opowiedziana w nietypowy nowoczesny sposób i to mi się w niej najbardziej podobało.
wiosno-jesienio-zima w Teksasie |
lunch domowej roboty, mniam! |
Co się znajduje w sałatce z Twojego lunchu?
OdpowiedzUsuńawokado, papryka, migdały, ser żółty, jabłko i sos sezamowy
UsuńMarysiu, nasunęło mi się na myśl takie pytanie: jak jest z kwestią wiary i chrześcijan w Ameryce? są tam kościoły katolickie, jak daleko od domów, np. w centrum miasta? czy jest jakiś kościół gdzie odbywają się msze w języku polskim, słyszałam, że w Londynie takie są. A ty jesteś chrześcijanką? Czy podczas tego roku chodzisz do kościoła? Może zrobisz o tym oddzielny post. Pozdrawiam Cię.
OdpowiedzUsuńTeż się nad tym zastanawiałam ;) A jeśli chodzi o Londyn to to prawda, sama byłam na takiej mszy po polsku ;)
UsuńJest tyle kościołów, że ciężko to zliczyć. Są wszędzie, zazwyczaj blisko centrum, ale nie tylko, czasami wyglądają jak duże domy, a nie jak kościoły. Nie ma tu polaków, więc msze są po angielsku, pewnie są też po hiszpańsku, bo jest dużo meksykanów. Ja nie chodzę do kościoła, teoretycznie jestem chrześcijanką, ale w praktyce nie.
UsuńMarysiu, jak dzieci Jenn się rozchorowały to ona może nie iść do pracy, żeby z nimi siedzieć, a jak nie pójdzie to czy jej zapłacą?
OdpowiedzUsuńmoże wziąć 10 dni urlopu na rok, wtedy płacą
UsuńA gdy dłużej są chorzy, to idzie na bezpłatny czy szuka opiekunki?
Usuńnie wiem, raczej się nie zdarzają takie sytuacje, oni nie mają czasu chorować, idą chorzy do pracy a dzieci chore do szkoły (chore w umiarkowanym stopniu)
UsuńWczoraj znalazłam twojego bloga i musiałam przeczytać całego ^^
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię, bo ja wątpię że dałabym radę rok bez rodziny, mojej kochanej siostry, przyjaciółki. Nie umialabym tak ;>
najgorsze chyba, jak sie trafi na jakąs patologiczna rodzine:( W jakims blogu dziewczyna opisywała, ze to nie taki miód i przezywała cięzkie, samotne chwile
UsuńMarysiu czy spotykasz sie jeszcze z Mirabelle z Chin??? Czy dalej jadasz z nia lunch? Pozdrawiaja fanki z Rzeszowa
OdpowiedzUsuńtak, jemy zawsze w tym samym gronie
UsuńMarysiu, pisałaś, że można uczyć się angielskiego z oglądania filmów po angielsku, ale przecież wtedy nie będę wiedziała jak pisze się te wszystkie wyrazy. Masz jakąś radę na na to?
OdpowiedzUsuńCzytaj książki po angielsku :)
UsuńDziękuję, że rozwiązałaś mój problem :)
UsuńDżemka? Serio?
OdpowiedzUsuńWidzisz w tym cos dziwnego ? :)
UsuńW drzemce nie, w dżemce jak najbardziej.
UsuńMarysiu, czy w Ameryce są miejsca gdzie można uczyć się jazdy na koniu, słyszałam że w Ameryce jest mało rodowitych Amerykanów ,czy to prawda? Największa fanka twojego bloga ;-)
OdpowiedzUsuń1. Tak, mam jedną koleżankę, która to robi.
Usuń2. To prawda, każdy jest skądś.