niedziela, 18 stycznia 2015

W oczekiwaniu na koordynatorkę

Wczoraj rano pojechaliśmy na śniadanie do Cracker Barrel, jednego z moich ulubionych śniadaniowych miejsc. Pisałam o nim około miesiąc przed świętami, opisałam je bardzo dokładnie, więc zapominaczy zachęcam do przegrzebania starych notek. Chodzi o tą restaurację ze świetnym sklepem z niepotrzebnymi ale bardzo fajnymi rzeczami i pysznym jedzeniem. Tak wyglądało moje wczorajsze jadło:


Jenn planowała wybrać się na zakupy, ale przypomniałam jej, że Leah miała do nas przyjechać o 12:00. W tym dniu objeżdżała domy wszystkich wymieńców, ponieważ według zasad musi nas widywać przynajmniej raz na dwa miesiące. W oczekiwaniu wysprzątałyśmy dom na błysk, uporządkowałyśmy kawałek strychu, zjadłyśmy lunch, porozmawiałam z mamą na skype i zrobiłam milion innych rzeczy. O 13:00 host mama zaczęła się niecierpliwić, więc zadzwoniłam do Leah, odebrała skrytka odbiorcza. Wysłałam SMS o treści "Where are you?", dostałam odpowiedź, że była u nas o 11:00 i nikogo nie było w domu. No nie, przecież byłyśmy umówione w południe, sama zaproponowała tą godzinę kilka dni wcześniej, kiedy rozmawiałyśmy przez telefon. Przecież byliśmy wtedy na śniadaniu w Cracker Barrel.

Byłam strasznie zła, bo miałyśmy rozmawiać o wycieczce na Florydę oraz o wycieczce do Nowego Jorku. Mój dziadek tam teraz jest i zaproponował, żebym przyleciała do niego w któryś weekend, a on mi pokaże całe miasto. Strasznie się ucieszyłam, hości też, jednak następnego dnia odkryli zasady ISE, które przyszły im w mailu dawno temu, ale ich nie zauważyli. Teoretycznie powinni je podpisać przed przyjęciem mnie do swojego domu, ale jak już pewnie nie raz zauważyliście, fundacja ISE jest nieogarnięta i nie mają zielonego pojęcia, co się dzieje u ich exchange studentów. Najpierw umieścili mnie w okropnej rodzinie, potem nawet nie wiedzieli, że się przeniosłam, kiedy kontaktowali się z moją mamą, a teraz nie mają pojęcia, że brakuje im różnych dokumentów. A koordynatorka sama nie wie, co się wokół niej dzieje (ale i tak ją lubię, choć mam dość, że wiecznie się spóźnia). Jeśli macie wybór, nie wyjeżdżajcie z ISE. Jeśli nie macie wyboru, wyjeżdżajcie, bo wymiana jest tego warta.

Colt źle się czuł, wzrosła mu temperatura i miał odruch wymiotny, więc podczas dżemki Liama Jenn zabrała go do lekarza. Jeff spędził cały dzień w San Antonio, więc zostałam w domu ze śpiącym maluchem i pisałam bloga. Test na grypę wyszedł Coltowi pozytywnie, teraz leży przed telewizorem i bierze leki. Najlepsze jest to, że był szczepiony, całe szczęście, że nie posłuchałam kiedyś Lynne i się nie szczepiłam, bo niepotrzebnie wstrzyknęłabym sobie jakieś podejrzane substancje i metale ciężkie, które siedziałyby mi w mózgu do końca życia. Mam nadzieję, że się nie zarażę. Zero słodyczy, czosnek, warzywa, pestki grejpfruta i powinno być okej. Liam także złapał wirusa, dzisiaj obudził się z gorączką.

Kiedy Jeff wrócił z San Antonio, zawiózł mnie do szkoły, gdzie o 19:00 odbywał się szkolny musical pt. "Godspell". Bardzo mi się podobał, jednak znacznie odbiegał od High School Musical, nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo jakich cudów. Aktorów było prawie dwudziestu, wszyscy przez cały czas znajdowali się na scenie. Kostiumami były normalne ubrania dla nastolatków, tyle że bardziej kolorowe i urozmaicone niż na co dzień widzi się w szkole. Jedynie dwóch chłopaków było szczególnie ubranych, jeden z nich grał Jezusa, nosił zwykłe brązowe buty, spodnie khaki i niebieski T-shirt z logiem Supermana, a drugi Judasza/szatana wyglądającego jak rockman - skórzana kurtka i spodnie, łańcuchy, mocny makijaż. Pozostałe osoby były apostołami. Jezus opowiadał im różne przypowieści, które wszyscy odgrywali i nauczał, jak powinni się zachowywać, wykonując przy tym proste magiczne sztuczki. Judasz/szatan podpowiadał, aby czynili zło, a Jezus ich kierował ku dobru. Większa część składała się z piosenek, bardzo dużo tańczyli. Opowieść mi się podobała, zwłaszcza motyw Jezusa jako supermana-magika i Judasza jako zbuntowanego rockmana. Przedstawienie nie było bardzo religijne, historia była opowiedziana w nietypowy nowoczesny sposób i to mi się w niej najbardziej podobało.
wiosno-jesienio-zima w Teksasie


lunch domowej roboty, mniam!

21 komentarzy:

  1. Co się znajduje w sałatce z Twojego lunchu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. awokado, papryka, migdały, ser żółty, jabłko i sos sezamowy

      Usuń
  2. Marysiu, nasunęło mi się na myśl takie pytanie: jak jest z kwestią wiary i chrześcijan w Ameryce? są tam kościoły katolickie, jak daleko od domów, np. w centrum miasta? czy jest jakiś kościół gdzie odbywają się msze w języku polskim, słyszałam, że w Londynie takie są. A ty jesteś chrześcijanką? Czy podczas tego roku chodzisz do kościoła? Może zrobisz o tym oddzielny post. Pozdrawiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się nad tym zastanawiałam ;) A jeśli chodzi o Londyn to to prawda, sama byłam na takiej mszy po polsku ;)

      Usuń
    2. Jest tyle kościołów, że ciężko to zliczyć. Są wszędzie, zazwyczaj blisko centrum, ale nie tylko, czasami wyglądają jak duże domy, a nie jak kościoły. Nie ma tu polaków, więc msze są po angielsku, pewnie są też po hiszpańsku, bo jest dużo meksykanów. Ja nie chodzę do kościoła, teoretycznie jestem chrześcijanką, ale w praktyce nie.

      Usuń
  3. Marysiu, jak dzieci Jenn się rozchorowały to ona może nie iść do pracy, żeby z nimi siedzieć, a jak nie pójdzie to czy jej zapłacą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może wziąć 10 dni urlopu na rok, wtedy płacą

      Usuń
    2. A gdy dłużej są chorzy, to idzie na bezpłatny czy szuka opiekunki?

      Usuń
    3. nie wiem, raczej się nie zdarzają takie sytuacje, oni nie mają czasu chorować, idą chorzy do pracy a dzieci chore do szkoły (chore w umiarkowanym stopniu)

      Usuń
  4. Wczoraj znalazłam twojego bloga i musiałam przeczytać całego ^^
    Podziwiam cię, bo ja wątpię że dałabym radę rok bez rodziny, mojej kochanej siostry, przyjaciółki. Nie umialabym tak ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najgorsze chyba, jak sie trafi na jakąs patologiczna rodzine:( W jakims blogu dziewczyna opisywała, ze to nie taki miód i przezywała cięzkie, samotne chwile

      Usuń
  5. Marysiu czy spotykasz sie jeszcze z Mirabelle z Chin??? Czy dalej jadasz z nia lunch? Pozdrawiaja fanki z Rzeszowa

    OdpowiedzUsuń
  6. Marysiu, pisałaś, że można uczyć się angielskiego z oglądania filmów po angielsku, ale przecież wtedy nie będę wiedziała jak pisze się te wszystkie wyrazy. Masz jakąś radę na na to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj książki po angielsku :)

      Usuń
    2. Dziękuję, że rozwiązałaś mój problem :)

      Usuń
  7. Dżemka? Serio?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz w tym cos dziwnego ? :)

      Usuń
    2. W drzemce nie, w dżemce jak najbardziej.

      Usuń
  8. Marysiu, czy w Ameryce są miejsca gdzie można uczyć się jazdy na koniu, słyszałam że w Ameryce jest mało rodowitych Amerykanów ,czy to prawda? Największa fanka twojego bloga ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Tak, mam jedną koleżankę, która to robi.
      2. To prawda, każdy jest skądś.

      Usuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)