Dziś nauczyciel algebry przeszedł samego siebie pod względem zanudzania uczniów na śmierć bezsensownymi zadaniami. Wchodzę do klasy, siadam w mojej ławce, a koleżanka z przodu pyta mnie martwym głosem, czy przeczytałam zadanie z tablicy. Czytam, czytam, moja twarz zamienia się w jeden wielki Grumpy Cat. Oto, co widniało przede mną: Opisz 6 funkcji, o których się uczyliśmy (działanie, wykres, niewiadome w działaniu) używając przynajmniej 10 słów z listy (numerator, denominator, shift, stretch, solve, simplify, itp.). Musisz zapełnić co najmniej jedną stronę (a papier zeszytowy w USA to prawie A4). Z bólem mózgu wydziubałam parę zdań, układając je przyzwoicie niegramatycznie, aby nauczyciel dał mi fory z powodu "kiepskiej znajomości języka", zapełniłam pół strony, po czym zabrałam się za czytanie książki. Nie miałam ochoty marnować czasu na coś tak beznadziejnego. Po pierwsze, wszystko to rozumiem. Po drugie, jeśli ktoś nie rozumie, to pisanie wypracowania o funkcjach raczej mu nie pomoże, powinniśmy raczej powtórzyć materiał. A powtarzaliśmy go już tyle razy, że tylko bezmózgowcy i telefonomaniacy nie rozumieją tematu i raczej już nigdy nie zrozumieją.
Na anatomii sub włączył nam Dr. House'a, jednak zamiast oglądania wyjęłam laptopa z szafki i przez całą lekcję rozmiawiałam z mamą na facebooku. Interesuje mnie kwestia zakupu iPhone'a: zastanawiam się, gdzie go kupić, bo w Apple zabulę podatek (8,25% od podanej ceny, czyli z 750$ zrobi się 811$), ale będzie to bezpieczne, a na eBayu nie opodatkowują, więc może uda mi się zdobyć coś taniej, jednak mniej bezpiecznie. Chyba wybiorę eBay. ŚMIERĆ PODATKOM!!!
Po szkole miałam babysitting = kolejny dzień wracania do domu o nienormalnie późnej godzinie. No cóż, jakoś dam radę, najwyżej nie przeczytam aż tylu książek ilu bym chciała i nie zniszczę dziennika w najbliższym czasie. O serialach zapomniałam już dawno temu, oglądam tylko Dance Moms. No cóż, jakoś trzeba zarabiać kasę. Dolar znów zaczął spadać, niech spada szybko, ale niech w dniu mojego powrotu urośnie ponownie do gigantycznej sumy, abym mogła z satysfakcją udać się do kantoru (#niecnyplan) Gdy wrócę do Polski, muszę w coś zainwestować! Nigdy nie jest za wcześnie na rozpoczęcie wędrówki w stronę wolności finansowej.
Podsumowanie dnia:
Sport:
nic
Jedzenie:
śniadanie: jajecznica na cebuli, szpinak
lunch: chilli, brokuły, buraki
przekąska: jogurt grecki, marchewka, buraki
dinner: kurczak, sałatka z kuskusem, orzechy
Ocena:
dinner: kurczak, sałatka z kuskusem, orzechy
Ocena:
5
Zdjęcia jedzenia:
Obiecany przepis na marchewkowe muffinki (pobierzcie sobie i poprzekręcajcie zdjęcia):
Podwójcie ilość orzechów, zjadłam ich więcej :) |
Sprawdź też craiglist.com, tam też są czasami niezłe okazje :)
OdpowiedzUsuńJa wybrałabym jednak bezpieczniejszą opcję czyli Apple :)
OdpowiedzUsuń