Drugi świetny eksperyment nazywał się "dziura w dłoni". Do jednego oka przykładało się tubę skręconą z kartki papieru, następnie podnosiło się drugą dłoń na wyskość wzroku i jeździło w przód i w tył, dotykając brzegu tuby. Należało skoncentrować wzrok na obiekcie widzianym przez tubę, a wtedy dłoni widzianej drugim okiem pojawiała się dziura. Genialnie to wyglądało, polecam wykonać coś takiego w domu.
W naszym bakjardowym ogródku dobrze się dzieje. Groch pnie się w górę jak szalony, pomidor także jest wyższy, a wczoraj już druga cukinia dorobiła się liści! Tydzień temu, kiedy Mirabelle jadła gruszkę, wyjęłam z niej pestki i wsadziłam je do plastikowego worka zawinięte w mokry ręcznik papierowy. Zostawiłam pakunek na dworze, żeby było im ciepło, a wczoraj pierwsze z nich wykiełkowało, więc przesadziłam je do doniczki. Tak poinstruowały mnie filmiki na YouTube, mam nadzieję, że coś z tego nasiona wyrośnie oraz że w ten weekend w końcu kupimy ziemię, bo Jenn planuje to od dawna, ale coś jej to nie idzie.
Wczoraj na teatrze mieliśmy suba, czyli zastępczego nauczyciela. Sub = obijanie zaawansowane. Wsadziłam do uszu słuchawki, aby zagłuszyć harmider i zaczęłam czytać "Allegiant". W pewnym momencie nie mogłam się skupić, bo zaczęłam myśleć o kontynuacji "Wyspy X" i miałam taką wenę twórczą, że zaplanowałam fabułę całej drugiej części. Muszę spisać dziś wszystkie te pomysły, żeby nic mi nie umknęło. Niewykluczone, że zmienię wszystko niejednokrotnie, ale po raz pierwszy udało mi się zaplanować akcję krok po kroku, wcześniej miałam w głowie tylko rozpoczęcie i zakończenie, a w środku ziała czarna dziura. Zdaję sobie sprawę, jak dziwnie to zabrzmi, ale nie migę się doczekać spisania całej historii, bo jestem ciekawa, jak potoczą się losy bohaterów. Mój mózg czasami mnie zaskakuje.
Wczoraj po szkole opiekowałam się dziećmi rodziny nr 1, bardzo możliwe, że po raz ostatni w ciagu najbliższych trzech tygodni, ponieważ przyjeżdża do tej kobiety teściowa i jeśli będzie chciała zostać z dziećmi, to opiekunki nie bedą potrzebne. Szkoda, bo miałam zaplanowane aż sześć dni pracy w tym czasie, ale jeśli nie będą mnie potrzebować, to przynajmniej będę mogła zostać po szkole we wtorek czy w czwartek i zacząć pracować nad duetem tanecznym z Larą.
Wieczorem zaczęłam SMSować z Susi, po czym zaproponowałam jej, żebyśmy się przerzuciły na facetime, bo nigdy jeszcze nie używałam tego programu i chcę sprawdzić, czy jest lepszy od skype. Nie mogłyśmy przestać rozmawiać, rozłączyłyśmy się dopiero po dziesiątej, ponieważ rano musiałam wstać wcześnie na trening tenisa. Nauczyłam się narzekać na jedzenie po hiszpańsku, tak się przy tym śmiałyśmy, że uznałyśmy to za dzienny trening (w końcu angażowałyśmy mięśnie brzucha!). Obie narzekamy na niemożność schudnięcia, nic nie pomaga. Tenis? Nic. Jedzenie mniej? Nic. Wychodzenie na ostatnim przystanku? Nic. uzupełniłam wczoraj moją wagę w aplikacji "zdrowie" i bardzo zaskoczył mnie wykres, który idzie do góry szokująco jednostajnie.
przez mniej więcej dwa tygodnie na początku roku szkolnego. Pamiętała mnie bardzo dobrze, ponieważ podczas lekcji dużo rozmawiałyśmy, na powitanie mnie przytuliła (jest to typowe powitanie w USA). Wiedziała, że zamierzam rzucić tą klasę, więc kiedy inni pracowali, mogłyśmy się trochę poznać. Dzisiaj dowiedziałam się od niej o wiele więcej. Po zakończeniu studiów przeprowadziła się do Norwegii i tam urodziła trójkę dzieci. Mówi, że na pewno tam wróci, przyjechała z powrotem do USA tylko dlatego, że jej rodzice się rozchorowali. Zapytałam ją, co jest lepszego w Norwegii, powiedziała mi, że przede wszystkim szkoła. W podstawówce nie ma ocen, nauka polega na zabawie, np. dzieci dostają mapę i ich zadaniem jest odnalezienie czegoś, na każdym kroku pobudza się kreatywność. A ja myślałam, że to szkoła w USA jest bardzo kształcąca! Jednak jeśli sama nauczycielka mówi, że w Norwegii edukacja jest na nieporównywalnie wyższym poziomie, to musi to być prawda.
Druga rzecz, która dla niej jest lepsza w Norwegii, to bezpieczeństwo. Pod tym względem trzeba rownież pochwalić Polskę. Dzieci chodzą do szkoły na piechotę i nikt się nie martwi, że zostaną porwane, jedna z córek nauczycielki jeździła rowerem na treningi piłki nożnej i też nie było zagrożenia, ścieżki rowerowe umożliwiały komunikację i odległości były mniejsze niż w USA. Nie jest się tam tak uzależnionym od samochodu jak w Ameryce, każdy ma o wiele więcej ruchu, pieszych widać na każdym kroku, podobnie ma się sytuacja z rowerzystami. Kiedy jej dzieci przyjechały do USA, szybko przytyły 5kg, za to po powrocie do Norwegii zrzuciły to bardzo szybko bez jakiejkolwiek zmiany w diecie. Ja też tak chcę!
Wracając z babysittingu poszłam okrężną drogą w ramach ruchu, zwiedziłam nową dzielnicę. Domy wydają mi się tam ładniejsze, ale to pewnie dlatego, że do tych w mojej dzielnicy zdążyłam się już przyzwyczaić. Do gustu przypadł mi dom z garażem obróconym o 90 stopni:
W autobusie z Mirabelle:
A tak się uczymy na teatrze. Od lewej: uczennica, uczennica, nauczyciel.
Jejku twój blog jest taki super ! Nie wiem co będę robiła przez rok bez czytania go :c, mówię rok bo sama wyjeżdżam na taką wymianę :). + tak widziałam inne blogi, ale nie są ine takie fajne jak Marysi. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńTo może za rok też zaczniesz pisać? ;)
UsuńJeny! W końcu się doczekałam :3 Co pół godziny sprawdzałam czy jest nowy post, już zwątpiłam a tu proszę! Suuper post jak zwykle zresztą ;3 Ja jestem w 6 kl i w 2 liceum wyjeżdżam :P Wiem, że planuję to znacznie wcześniej, ale zaczynam już zbierać kaskę :P Jakieś rady na przyszłość?? :D
OdpowiedzUsuńo co chodzi z tym duetem tanecznym z Larą? robicie tak po prostu, na zaliczenie czy na konkurs?
OdpowiedzUsuńTak po prostu, poza tym chcę filmik na YouTube i na pamiątkę :)
UsuńTo czekam na filmik!
UsuńTeż robiliśmy te doświadczenia na biologii, bardzo fajna sprawa. :)
OdpowiedzUsuńNo ja tam mam inne zdanie o Norwegii, a jestem uczennica wiec wiem :D Nie ma ocen owszem, ale poziom jest niski. Moze nie tak niski jak w Stanach ale jest niski, a do tego nauka jest "bezstresowa", co oznacza zero szacunku dla nauczycieli, mobbing w szkole, i uczniowie na wszystko narzekaja i sie z nauczycielami kloca bo moga, bo im nikt nic nie zrobi. Ale jesli chodzi o bezpiecznenstwo to sie jak najbardziej zgadzam bo my nawet domu nie zamykamy jak z niego wychodzimy :D
OdpowiedzUsuńSuper post :) moze zrobisz jakiegos live'a?
OdpowiedzUsuńJestem za:-)
UsuńFarbowałaś lub rozjaśniałaś włosy?
OdpowiedzUsuńNie
UsuńŚwietny post. Trochę zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńTwój blog jest naprawdę świetny. Podczas jego czytania wydaje mi się, jakbym czytała jakąś fikcję, którą ktoś wymyślił na potrzeby książki, czy czegoś w tym stylu, ale to wszystko jest prawdziwe, czego Ci naprawdę, NAPRAWDĘ bardzo zazdroszczę. Mieszkanie w USA to jedno z moich marzeń, aczkolwiek nawet wymiana na 2 miesiące byłaby dla mnie czymś wspaniałym. Bardzo Ci zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że będę wpadać tu bardzo często, ponieważ interesuje mnie, jak to wszystko tam wygląda, jakie są nawyki, zwyczaje, jak funkcjonuje szkoła... Myślę, że założenie bloga o takiej tematyce było bardzo dobrym pomysłem.
Moja babxoa warzy 65 kilo xddd
OdpowiedzUsuńMoja babxoa warzy 65 kilo xddd
OdpowiedzUsuńz czego ten zdj z iphone? :D
OdpowiedzUsuńjak dokładnie nazywa się ta aplikacja ?
OdpowiedzUsuńZdrowie, jest wbudowana w iPhone
UsuńW jakim kraju chciałabyś studiować?
OdpowiedzUsuńNie wiem, wszędzie są wady i zalety.
UsuńŚlicznie wygląda ten dom w garażem obróconym o 90 stopni.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zostałaś u mnie na blogu nominowana do LBA
http://jestemolkaa.blogspot.com/
Cześć zastanawia mnie jak poradziłaś sobie ze znaleziem klas, bo szkoły w Usa podobno są bardzo duże, na 2tys uczniów, jak było z tym u Ciebie na początku? Lubisz Władcę pierścini? Pozdrawiam Stare babsko:)
OdpowiedzUsuń1. Pytałam się kogoś co 10 sekund :)
Usuń2. Tak
Ja chyba musiałabym mieć jakąś mapkę szkoły, bo nie mam wyobraźni przestrzennej,ciągle się gubie, ludzie mieliby mnie dośc gdybym ciągle sie ich pytała o drogę, chociaż amerykanie wydają się bardzo uprzejmi i pomocni:).
Usuń