środa, 20 sierpnia 2014

W samolocie

Witajcie :)

Jestem juz u hostow i jest naprawde super (moze poza faktem, ze sa tu skorpiony i wchodza do domu xD), ale na razie dodam posty, ktore napisalam w samolocie. Ten jest pierwszy, bedzie jeszcze jeden. Przepraszam za brak polskich znakow, ale pisze wstep z komputera host mamy i tu ich nie ma. Teksty z tabletu beda juz je mialy.


Właśnie siedzę w samolocie do Detroit, lądowanko za 5 godzin. Muszę przyznać, że podróż jest bardzo przyjemna, a przesiadka poszła sprawnie i bez problemu. Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Mój pierwszy lot (Warszawa-Amsterdam) zapamiętam na pewno, tyle się działo! Ale zacznijmy od początku.

Wczoraj rano odbyłam pięciogodzinną podróż do Warszawy, spotkałam się z polską koordynatorką w Fosterze, byłam z rodzicami w restauracji, a następnie w Empiku, gdzie kupili mojej siostrze takie kolorowe gumeczki, z których się robi popularne ostatnio bransoletki. Do późnego wieczoru plotłyśmy taką dla mnie, mam ją teraz na sobie na pamiątkę :) Spaliśmy w hotelu, wstaliśmy o 3 nad ranem i o 4:00 byłam już na lotnisku. Wszystko poszło sprawnie, kolejka była niespodzewanie krótka, potem przeszłam do strefy wolnocłowej i pomachałam rodzince na pożegnanie. Nie żegnałam się jakoś specjalnie, nie było płaczu, łez, uścisków pozbawiających oddechu, jak to się zdarza u wielu osób. Po treściwym "no to pa!", z uśmiechem na ustach ruszyłam w stronę mojego gate'u, po drodze kupiłam sałatkę i wodę.

Odnalazłam Olę, a raczej to ona odnalazła mnie, i wsiadłyśmy do samolotu. Okazało się, że nie jestem osamotniona w moich odczuciach i do innych wymieńców także nie dociera fakt opuszczenia kraju na 10 miesięcy. Czuję się, jakbym jechała na jakąś kolonię a kilkanaście dni.

Samolot wystartował z półgodzinnym opóźnieniem. Przy starcie nawet nie zatykało tak bardzo uszu, co mnie pozytywnie zaskoczyło, bo zazwyczaj mam tak zatkane uszy, że potrafią tkwić w tym stanie jeszcze dzień po przylocie. W samolocie dostałam sok i kanapkę, a że Ola nie chciała swojej, to oddała ją mi, więc miałam dwie kanapki. Ale zjadłam je dopiero na przesiadce, były bardzo dobre, z serem żółtym i z jajkiem. Potem steward rozdawał jeszcze ciastka. Przechodził po kolei wzdłuż samolotu i postawiał pudełko pod nos, a każdy sam sobie brał. Gdy podszedł do mnie i do Oli, przeleciał nam tym pudełkiem przed nosem zaledwie przez ułamek sekundy i przeniósł je dalej. My takie miny, what's goin' on?, a gościu dziwnie na nas patrzy. Po chwili znowu podstawił nam pudełko i je natychmiast zabrał, a potem zaczął się śmiać i dał nam w końcu nasze ciastka xD To było fajne, hahaha!

Potem Ola chciała zdjąć swój bagaż, ale siedziała przy oknie, więc poprosiła mnie. Problem polegał na tym, że koleś obok mnie spał i trzeba było go jakoś taktownie obudzić. Jak już się ocknął, to przeszłam nad jego nogami, co wcale nie było proste, i otworzyłam luk bagażowy. No i pojawił się kolejny problem, bo bagaż Oli był całkowicie zablokowany przez inne torby. No więc ona także musiała przepchnąć się przez naszego śpiącego sąsiada i udało nam się zdjąć jej bagaż. Jak wchodziłyśmy z powrotem, to ten koleś wolał już się podnieść i nas przepuścić :D

Potem musiałam iść do łazienki. I właśnie wtedy, o ironio!, wlecieliśmy w turbulencje, więc trzeba było zapiąć pasy, a gdy przestało nami telepać, to i tak nie wolno było wstawać, gdyż zaczęliśmy lądować. Już nie było tak przyjemnie, jak podczas startu, trochę tatykało uszy. Trochę mocno. Jakoś to przeżyłam, wylądowaliśmy, moim głównym celem była toaleta, Oli też. Zaparkowaliśmy, ściągnęłam walizkę i przygotowałam się do wyjścia, a potem czekałam, aż otworzą samolot. I czekałam. I czekałam. Normalnie myślałam, że mnie szlag trafi, tyle tam czekaliśmy, to tego mieliśmy opóźnienie (mniejsza z tym - teraz liczyła się toaleta!). Do tego siedziałam na końcu samolotu -,- W końcu nas wypuścili i popędziłyśmy razem do łazienki xD

Potem musiałyśmy się rozstać, bo Ola miała 5 godzin na przesiadkę, a ja niecałe dwie i na tablicach informacyjnych zobaczyłam, że kazali już iść do bramki. Najpierw przeszłam przez krótką kontrolę paszportu, potem pokonałam pieszo całe lotnisko, długie chyba na kilometr i przeszłam przez kolejną kontrolę. Najpierw jakiś kolo przesłuchiwał mnie gdzie jadę, do kogo, po co, co mam w walizce, czy mam jakieś paczki, prezenty od kogoś, generalnie wszystko w jego mniemaniu było bombą, a kiedy zapewniłam go, że nie mam nic, czego nie otwierałam i że sama pakowałam walizkę, puścił mnie dalej, do kontroli bagażu podręcznego. I tu niespodzianka: nie pozwalali wnosić nawet wody ze strefy wolnocłowej! Ja właśnie taką miałam, więc wypiłam ją przed wejściem, żeby się nie zmarnowała xD Prześwietlili mi bagaż, prześwietlili mnie i przez kilkanaście minut siedziałam przed wejściem do samolotu, zjadłam kanapki, które dostałam uprzednio i wysłałam do mamy sms, że żyję xD Jeśli zastanawiacie się, ile czasu potrzeba wam na przesiadkę, to według mnie wystarczy godzina i 15 minut. Nie kupujcie ani nie bieżcie żadnego picia ani jedzenia, bo picie i tak wam zabiorą, a w samolocie dają to wszystko za darmo i na pewno nie będziecie głodni ani spragnieni.

Mój drugi samolot, w którym właśnie siedzę, jest ogromny i ma 3 rzędy siedzeń. Każdy ma swój telewizor, na którym może oglądać mnóstwo nowych filmów (ja właśnie obejrzałam Niezgodną i stwierdzam, że to jest ekstra) i seriali, o ile posiada słuchawki. Także nie zapomnijciemo nich, jeśli będziecie lecieć. Każdy pasażer dostał koc i poduszkę, wyświetlili nam film instruktażowy, który był przezabawny :D, dostaliśmy ciepłe husteczki na mokro (ciepłe!), potem orzeszki i precle, picie do wyboru, do koloru (wzięłam herbatę dwa razy), wodę w butelce, obiad: gorący kurczak na słodko z ryżem, sałatka, bułka, masło, oliwa, ser, ciastko i krakersy, choć zamiast kurczaka można było wziąć makaron po wegetariańsku, ale nie brałam go, bo nie chciałam opychać się glutenem. Sami widzicie, że nie da się być głodnym!

Przede mną jeszcze 4 godziny lotu, pewnie będą dawać jeszcze jakieś żarcie. Mam w planach drzemkę, aby dotrzeć do hostów jako żywa, a nie półmartwa, oraz obejrzenie jeszcze jakiegoś filmu. Potem ta gorsza przesiadka - odprawa wizowa, ponowne nadanie bagażu i takie tam amerykańskie środki antyterrorystyczne - oraz ostatni lot. Życzcie mi powodzenia!


2 komentarze:

  1. Ale zamieszanie z tymi samolotami, przesiadkami i ogólnie masakraaa :P

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)