wtorek, 2 września 2014

Lubię poniedziałki

1 września w USA to Labor Day, mamy wtedy wolne od szkoły :) Pytałam się Lynne, co właściwie świętujemy w tym dniu, ale nie wiedziała xD Dopiero z bloga któregoś z wymieńców dowiedziałam się, że to jest amerykańskie święto pracy. Nie przyszło mi do głowy, żeby skorzystać z dobrodziejstw XXI wieku i zapytać ciocię Wikipedię, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście wy tego nie sprawdzili.

Rano poskypowałam z Adą, przyjaciółką z Polski, przy okazji nabijając się z faktu, że w Polsce dziś jest pierwszy dzień szkoły :D Buahahaha!!! Moja droga klaso z liceum, powodzenia na biol-chemie, przyda wam się. Po długiej rozmowie zeszłam do kuchni z burczącym brzuchem i wyjęłam naleśniki z jednej z trzech lodówek hostów, każda zapełniona do granic możliwości, aczkolwiek gdyby ktoś zapytał mnie, co jest w środku, to nie wiem. Wszystko i nic. Mnóstwo jedzenia, którego nikt nie je, a oni i tak jeżdżą co parę dni na zakupy i kupują pełny koszyk żarcia. Wracając do naleśników: smakowały całkiem nieźle, może nie tak jak powinny, ale były w miarę dobre, tyle że jakieś takie suche i łamliwe. Jednego zjadłam z masłem orzechowym - amerykańską specjalnością - i muszę powiedzieć, że był dobry. To masło ma specyficzny smak, w Polsce jadłam je daaaawno temu, wtedy mi nie smakowało, ale teraz je lubię. Jest mega zamulające, skleja szczęki bardziej niż krówka ciągutka. Polecam spróbować w ramach eksperymentu, tylko nie zjedzcie całego słoika za jednym zamachem, bo to smarowidło ma 700 kcal na 100g. Konkuruje chyba tylko z majonezem.

Potem pojechałam na zakupy (tak, kolejne zakupy!) z host tatą, Mirabelle i Samem. Najpierw pojechaliśmy do H-E-B, czyli takie miejscowe Tesco, które jest tylko w Teksasie. Mirabelle kupiła przybory szkolne i trochę jedzenia, w sumie wydała 40$, choć miała tylko trochę słodyczy. Jedzenie w USA jest drogie, trzy razy droższe niż u nas, dlatego ja nic nie kupuję. Mam lepsze rzeczy, na które mogę wydać kasę, poza tym z domu hostów mam tyle jedzenia, że do końca życia mogę nie chodzić głodna. Następnie pojechaliśmy do Cabelo's, w którym byliśmy w czwartek z Kaeleigh. To jest ten sklep z akcesoriami do polowania, wędkowania i bronią. Jako dekorację mają tam wypchane zwierzęta, głównie takie z kopytami i porożem xD choć widziałam też niedźwiedzia polarnego i wiewiórkę. Przy kasach rozdają orzeszki w karmelowej polewie, które uwielbiam. John kupił w tym sklepie naboje, aby polować na ptaki ze swoim przyjacielem Johnem (John to najpopularniejsze imię w USA), oraz jakieś patyki, na których będą te ptaki smażyć, piec, czy coś w ten deseń. Ja pokazałam sklep Mirabelle, która była tu pierwszy raz. Przy kasie spotkałam jakąś panią, która po krótkiej rozmowie powiedziała mi, że też chciałaby gościć exchange studenta, więc dałam jej numer do mojej koordynatorki :)

tego nie ogarniesz xD
byłam, widziałam, potwierdzam


Uprzedzam, że tak bywa! Tyle że opakowania są pełne...

Jak wróciliśmy do domu, odkurzyłam całą górę już naprawionym odkurzaczem Kirby. Tydzień temu zauważyłam, że odkurzacz nie działa prawidłowo, a że mam taki sam w domu i tato nauczył mnie wiele na jego temat, to odkryłam, że brakuje jednej części, która była bardzo ważna. Nie wiem, jak obi mogli się nie kapnąć wcześniej, przecież bez tego odkurzać prawie nie odkurzał -,- To znaczy odkurzał, ale tylko małe drobinki, wszystkie większe śmieci zostawały na podłodze. Dzisiaj jak pierwszy raz uruchomiłam już sprawnego Kirby, to podczas odkurzania jego wnętrze aż trzeszczało i szeleszczało od dużych śmieci na dywanie. Gołym okiem nie dało się ich zauważyć, bo całe piętro jest pokryte długowłosym dywanem. Teraz jestem na etapie szukania z host tatą końcówki do kurzów, którą gdzieś zgubili. Byliśmy z tym celu nawet na strychu i stwierdzam, że mają tam saunę. Szczotki nie znaleźliśmy, za to byłam cała mokra z gorąca. Oto Teksas :) Potem wyniosłam z mojego pokoju wszystkie kartony ze starymi ubraniami, które Lynne miała posegregować od mojego przyjazdu, ale jakoś tego nie zrobiła -,- Miałam już dość pudeł zagracających mój pokój, więc osobiście się nimi zajęłam, jak zresztą doradziła mi wczoraj Leah :)

Potem odrobiłam zadanie domowe, co zajęło mi ponad godzinę. Amerykanie mają dużo zadania, ale jest ono proste i utrwala materiał z lekcji. Każdy jest w stanie sam je zrobić, bardzo często trzeba użyć do tego komputera. Kolejnym plusem tutejszej szkoły jest to, że nauczyciele nie pytają, a jak powiedziałam kilku osobom, że w Polsce istnieje coś takiego i dostanie piątki często graniczy z cudem, to szczęki im opadły. Dobrze, że w USA nikt nie wpadł na tak fatalny pomysł jak odpowiedź na ocenę, dzięki temu szkoła nie jest stresująca. Nawet testów nie trzeba się bać, bo większość pytań jest łatwa, a odpowiedzi A B C D. Wystarczy słuchać na lekcji i odrabiać zadania, a wie się wszystko. No, są pewne wyjątki, na przykład obawiam się lekko testu z psychologii, ale opiszę go, jak już go napiszemy :)


5 komentarzy:

  1. Oficjalnie przyznaję Ci nobla za pisanie na tym blogu CODZIENNIE! Jesteś najlepszą bloggerką i wymieńcem świata. Inni piszą raz na parę miesięcy, a ty zawsze i to dokładnie wszystko. Czuję się, jakbym była tam z Tobą.
    Dzięki!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też dziękuję, że piszesz codziennie :)
    Bardzo zachęciłaś mnie do takiej wymiany i sama chciałabym spróbować, ale moi rodzice nie zgadzają się, żebym była tak daleko od nich, więc zależy mi na tym, że jeśli sama nie mogę przeżyć tej przygody to przynajmniej częściowo spróbować dzięki twojemu blogowi poczuć jak to jest :)
    Poza tym Ameryka stała się aktualnie takim moim małym zainteresowaniem :)
    Dziękuję Marysiu! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie ! wielkie podziękowania dla Ciebie za to, że codziennie zużywasz swój czas na pisanie dla nas !
    To jest świetne czytać cały opis twojego dnia, szczególnie jeśli ktoś interesuje sie USA.
    Kocham twoje wpisy, nie zawiedź nas <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy będą filmiki jakies ? Masz Aska ?

    OdpowiedzUsuń
  5. 43 year-old Software Test Engineer III Fianna Siaskowski, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Death at a Funeral and Drama. Took a trip to Kalwaria Zebrzydowska: Pilgrimage Park and drives a Ferrari 250 GT Series 1 Cabriolet. Link strony

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)