O 18:30 wyjechaliśmy z domu na mecz futbolu amerykańskiego, żeby zająć sobie dobre miejsca na trybunach. Mecz odbywał się w szkole, szkoła ma ogromne boisko z wielkimi trybunami. Bilet kupiłam z Mirabelle w szkole podczas lunchu, kosztował 4$, a jeśli ktoś kupował go przy wejściu na mecz (czyli rodzice, znajomi, mieszkańcy Kyle), to musiał zapłacić 8$.
Już myśleliśmy, że odwołają mecz, bo wokół nas krążyły chmury burzowe i grzmiało, ale na szczęście chmury przeszły bokiem, więc mecz zaczął się punktualnie o 19:30.
|
To wielkie i ciemne po prawej to chmura burzowa. A za nią kolejna. Trzecia czai się za moimi plecami. |
Podekscytowany tłum na trybunach, mnóstwo dzieciaków z twarzami pomalowanymi na barwy szkoły, budka z popcornem i nachosami - tak się zaczęło. Zajęłam miejsce z Mirabelle w sektorze dla uczniów na samej górze i w oczekiwaniu na mecz zrobiłyśmy sobie zdjęcie:
Jak to dobrze, że nie wszyscy są tak zacofani jak ja, i mogłam używać telefonu Mirabelle do robienia dla was zdjęć.
Potem na bieżnię wbiegły cheerleaderki, na boisko weszły Highsteppers, a z boku napompowano dwa gigantyczne balony: jeden w kształcie kasku, należący do naszej drużyny - Rebels, drugi w kształcie głowy orła, należący do drużyny z Georgetown. Do środka weszły drużyny futobolowe i kiedy cheerleaderki oraz Highsteppers skończyły swoje występy, z balonów wypuszczono parę jak w Tańcu z Gwiazdami i z ich wnętrza na boisko wybiegli zawodnicy. Tłum oszalał z radości, wszyscy piszczeli, krzyczeli, klaskali i tupali nogami w trybuny, które aż drżały. Emocje jak na meczu reprezentacji kraju, Amerykanie kochają futbol i każdy mecz jest nie lada wydarzeniem.
|
Highsteppers |
|
Balon naszej drużyny, a za nim głowa orła przeciwników, która już opadła, bo wszyscy z niej wybiegli. |
|
Highsteppers wychodzą na boisko. |
|
Te ludki w czerwonym to cheerleaderki. |
|
Z kolei ci goście w czerwonym, to nasza drużyna. Tak, jest ich chyba ze sto. |
Potem zaczęła się pierwsza ćwierć meczu, trwająca 12 minut. Ale tylko w teorii, ponieważ co chwilę zatrzymywano czasomierz, kiedy jakiś zawodnik się przewrócił, zdobył punkt, czy coś innego się wydarzyło. Nie rozumiem futbolu, nie mam pojęcia, o co chodzi w tej grze. W każdym razie z 12 minut zrobiło się 30. Po tym czasie myślałam, że umrę z nudów, tak samo Mirabelle. Gra polegała mniej więcej na tym, że kilkunastu graczy z każdej drużyny ustawiało się na boisku, sędzia gwizdał, wtedy oni wszyscy w siebie wbiegali, podstawiali sobie nogi, przygniatali się nawzajem do ziemi, przewracali się i utrudniali innym poruszanie się na wszystkie możliwe sposoby. Gdzieś tam jeszcze była piłka, którą należało rzucić w odpowiednie miejsce (sama nie wiem jakie), aby zdobyć punkt. Generalnie do jakieś 10 sekund rozbrzmiewał kolejny gwizdek, zatrzymywano grę i zegar, aby zawodnicy znów ustawili się na boisku i ponownie wykonywano wszystkie opisane wcześniej czynności. W niektórych momentach gry tłum zrywał się z trybun i zaczynał wrzeszczeć, co oznaczało, że któremuś z zawodników udało się nie zostać poturbowanym i dobiec we wskazane miejsce, rzucając piłką o ziemię.
Podczas przerwy w połowie meczu wystąpiły orkiestry oraz zespoły taneczne z obu szkół. To była jedyna ciekawa rzecz podczas całego meczu. Orkiestry zrobiły na mnie duże wrażenie, w każdej było co najmniej sto osób, może i dwieście, a ludzie grali na przeróżnych instrumentach, od potężnych cymbałów do gigantycznych trąb, których nazwy nie znam. Do tego cały czas się ruszali i tańczyli, orkiestra z Georgetown zatańczyła do piosenki Happy, co mi się bardzo podobało i na pewno było to coś niecodziennego, co warto było zobaczyć, choćby jako część amerykańskiej kultury.
|
Orkiestra i tancerki z Georgetown |
|
Nasza orkiestra i Highsteppers |
Mecz ciągnął się w nieskończoność, w ramach zabijania nudy grałyśmy z Mirabelle na telefonie i robiłyśmy zdjęcia. Sfotografowałyśmy między innymi mnie, kiedy prawie spałam na trybunach:
O 22:30 host mama, która siedziała w sektorze dla rodziców na samym dole, ponieważ Sam nie mógł wjechać wózkiem inwalidzkim wyżej, napisała do Mirabelle SMSa "Are you having fun?" Mirabelle pokazała mi tego SMSa i wspólnie ustaliłyśmy, co napiszemy. Końcowa wersja wyglądała mniej więcej tak: "We're so tired, we are bored and we don't understand the game! It's so late!" Prawie płacząc ze śmiechu, wysłałyśmy wiadomość, po czym Lynne odpisała, żebyśmy zeszły do niej, Johna i Sama na dół. Wysłałyśmy wiadomość o treści "ok", po czym ustaliłyśmy wspólnie, co mamy robić. Musiałyśmy przecież upewnić się, że hości nigdy więcej nie wezmą nas na mecz! O jeny, chyba nigdy się tak nie wynudziłam, całe szczęście, że siedziałam z Mirabelle. Dochodząc do hostów słaniałyśmy się jak zaspane zombie, ziewałyśmy non stop i opierałyśmy się ze "zmęczenia" o barierkę, kiedy tylko się dało. A kiedy Mirabelle ziewnęła długo i bardzo przekonująco, przybiłam jej potajemnie piątkę. Nigdy więcej nie mam zamiaru iść na mecz futbolu. Dobrze, że jestem w Texasie, bo mimo 23:00 godziny było prawie 30 stopni, więc przynajmniej nie było nam zimno.
Ale Ci fajnie😀 zapewne to niesamowita przygoda być w Stanach👍 Powodzenia!😊
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga... Sama chce wyjechac do ameryki... Ale juz wiem ze nie pojde na meecz futbolu ! :)
OdpowiedzUsuńJejku, zazdroszczę ci wyjazdu do Ameryki :) A na tym zdjęciu jak już prawie śpisz masz otwarte jedno oko :D
OdpowiedzUsuń