środa, 24 września 2014

Aszli i Mikejla utcho shie polskyego

Dzisiaj podczas lunchu uczyłam moje koleżanki - Ashley i Micaelę - polskiego alfabetu i kilku prostych słów w naszym języku. Było przy tym mnóstwo śmiechu i zabawy! Wypowiedzenie słowa "cześć" stanowiło dla nich nie lada wyzwanie, łatwiejsze okazało się pożegnanie "pa pa". Napisałam im cały polski alfabet, Ashley nauczyła się wymawiać wszystkie litery bardzo szybko, jednak Micaela miała lepszą dykcję. Ashley nie potrafiła wypowiedzieć głoski "r", co jest normalne wśród amerykanów, ponieważ taka głoska nie występuje w ich języku. Napisałam im także słowo "żółć" - najdłuższy wyraz złożony jedynie z polskich liter, oraz ich imiona po polsku, jak w tytule posta xD Strasznie im się to podobało. Jutro nauczę je jakichś trudnych wyrazów, może "rzodkiewka", "różdżka" i "brzęczyk" się nadadzą :D

Na anatomii mieliśmy pracować w laboratorium i przeprowadzać jakieś reakcje chemiczne, ale odczynniki zamówione przez nauczycielkę nie doszły jeszcze do szkoły, więc włączyła nam na DVD Dr. House'a. W odcinku, który oglądaliśmy, tytułowy doktor leciał samolotem z jakąś kobietą, która nie wiem, kim jest, ponieważ nigdy wcześniej nie oglądałam tego serialu. W samolocie jeden pasażer zaczął wymiotować, Dr. House przeprowadzał diagnozę na różne komiczne sposoby, na przykład pytając o opinię dwunastolatka oraz Japończyka nie mówiącego po angielsku. Uśmiałam się, historia była ciekawa, jednak dalej nie mam pojęcia, co dolegało temu pacjentowi, moja znajomość języka angielskiego nie obejmuje medycznego słownictwa. Co nie przeszkadza mi w oglądaniu :) Wczoraj też oglądaliśmy ten serial, ponieważ mieliśmy zastępstwo, ale dzisiejszy odcinek był fajniejszy. Pewnie będziemy oglądać Dr. House'a jeszcze nie raz, wydaje mi się, że nasza nauczycielka go uwielbia.

Wieczorem poszłam pobiegać, tym razem wzięłam dwa psy -  Damona na początku, Dextera po nim. Moja kondycja się poprawia i dżoginguję codziennie 40 minut, psy nie wytrzymują tyle. Z tego co wiem, to ostatnio były wyprowadzane na spacer gdzieś w marcu, więc się nie dziwię. Dlatego przebiegam kawałek osiedla, wracam, zmieniam psa i biegnę dalej. I tak codziennie. Pod koniec spotkałam moją sąsiadkę Annę, która chodzi ze mną do szkoły, ona także wyprowadzała psa. Mój wielki Dexter prawie połknął jej małego czworonoga, na szczęście w porę go odciągnęłam. Planowałyśmy kiedyś w autobusie szkolnym, że będziemy razem wyprowadzać psy wieczorami, jednak po dzisiejszym incydencie plany legły w gruzach.

Podczas biegania znalazłam odpowiedź na pytanie nurtujące mnie od lat: co się dzieje z balonami wypełnionymi helem, kiedy wypuści się je w siną dal. Biegłam sobie, biegłam, biegłam... aż tu nagle coś spada z nieba. Wyglądało jak mini spadochron, na początku pomyślałam, że jakieś dzieci go wypuściły podczas zabawy i wiatr im go porwał. Później stwierdziłam, że to lampion, który zgasł, jednak gdy tajemniczy obiekt zbliżył się wystarczająco, okazał się balonem z helem. Był lekko sflaczały, pomięta głowa Królika Bugsa wylądowała w ogrodzie sąsiadów i tam też spoczywa na wieki (a raczej do czasu, kiedy zgarnie ją śmieciarka). [*]

5 komentarzy:

  1. Nie tylko wasza nauczycielka uwielbia House'a :D Serial jest naprawdę ciekawy i wart polecenia :)) I nie tylko różne dziwne, tajemnicze choroby potrafią wciągnąć - sama postać House'a, jego osobowość jest bardzo ciekawa. Nie wiem czy nawet nie najciekawsza ;p
    Odcinek kojarzę, ale nie pamiętam co dolegało temu człowiekowi ;p W każdym bądź razie polecam obejrzeć całą produkcję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten odcinek! Ta kobieta to Cuddy, jego szefowa, ich strasznie do siebie ciągnie... :P
    Koleś zaczął mieć wysypkę itp. a ludzie zaczęli wmawiać sobie też te same objawy (nawet ta szefowa) oczywiście nieświadomie. Z kolesiem było coraz gorzej, a nikt nie znał koreańskiego. House umie myślec o objawach tylko mając swój zespół: kolesia, który nic nie rozumie, babka, która nigdy się nie zgadza i mądrego kolesia. Dlatego wziął pierwsze lepsze osoby i laska miała zaprzeczać, koleś popierać itp. I musiał operować, bo nie mogli wylądować. Nie pamiętam co podejrzewali, ale koniec konców wyszło na to, że chyba dzień przed lotem nurkował i tak ogromna zmiana wysokości wpłynęła na to, że mógł umrzeć. I wtedy wszystkim objawy zniknęły. Pokazana siła umysłu - możemy sobie wmówić choroby.

    OdpowiedzUsuń
  3. Marysiu oglądałaś może ostatni odcinek dance moms gdzie Chloe ma nogę zwichnietą? Czy rzeczywiście jej sie cos stało? Miała lewą nogę w tym "bucie", a jej matka pokazywała zdjęcie rentgenowskie prawej stopy. Możesz powiedzieć o co chodziło bo nie do końca chyba zrozumiałam po angielsku;( proszę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma małe pęknięcie w kości, ale nie w palcu tylko w stopie. Powinna móc tańczyć na Nationals :)

      Usuń

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)