sobota, 6 września 2014

Balet

Wczoraj wróciłam do domu prawie o dziesiątej, więc nie miałam czasu napisać bloga. W tym poście opiszę wczorajszy dzień, relacja z dzisiaj będzie w następnej notce.

W szkole nie miałam żadnego testu, co jest rzadkością, bo praktycznie codziennie sprawdzają tu naszą wiedzę, na szczęście w mniej brutalne sposoby niż w Polsce. Quizy są bardzo łatwe (z wyjątkami), do połowy z nich nie trzeba się w ogóle uczyć, wystarczy słuchać na lekcji. Co więcej: jeśli się nie słucha na lekcji, to nie da się nauczyć tych informacji w domu, bo ich po prostu nie ma ani w książce, ani nigdzie. Nauczyciele tutaj nie pytają, a jak opowiadam ludziom, że w Polsce jest coś takiego jak odpowiedź na środku klasy (który wcale nie jest środkiem, ale mniejsza z tym), to wybałuszają oczy i stwierdzają, że nie przeprowadzą się do Polski xD Na lekcjach nauczyciele zadają pytania tylko do wszystkich osób na raz, a kto chce coś powiedzieć, ten podnosi rękę. Wyjątkiem jest matematyka, gdzie nauczyciel pyta każdego po kolei o kolejne zadanie/przykład, ale w sumie to dobrze, bo jak się czegoś nie rozumie, to od razu wytłumaczy nam wszystko, aż zrozumiemy. W ogóle tutaj ludzie nie boją się mówić, że nie rozumieją, a nauczyciele są chętni wszystko wyjaśniać i bardzo się cieszą, kiedy zadajemy pytania. Np. moja nauczycielka psychologii podziękowała mi za pytanie, czego powinnam się nauczyć na sprawdzian :)

Po szkole odrobiłam zadanie, a o 6:30 pojechałam z Kaeleigh na tańce. Tym razem była to technika, czyli trochę baletu, trochę jazzu, trening trwał dwie godziny. Zatrudnili nową nauczycielkę, która pokazywała wszystko tak szybko, że tylko doświadczona baletnica byłaby w stanie zrozumieć, co powinna zrobić. Wszystkie stałyśmy przy drążku do baletu, a ona pokazywała nam jakąś kombinację, używając terminologii baletowej (którą częściowo znam, ufff...), do tego robiła to w przyspieszonym tempie i tylko raz. Tak więc w ciągu dziesięciu sekund miałam zrozumieć i zapamiętać, co mam zrobić. Niewykonalne. Nie będę chodzić więcej na te zajęcia, bo to nie ma sensu. Próbowałam za nią nadążać i całkiem nieźle mi szło, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby wypracować pewne ruchy i wykonywać ćwiczenia świadomie, a nie starać się postawić nogę w taki sposób, jak osoba przede mną, która także nie ma pojęcia, co robi. Stwierdziłyśmy z Kaeleigh, że za tydzień pójdziemy na  jumps and leaps, może tam będzie lepiej :) W ogóle muszę się zastanowić nad tymi tańcami, bo sam dojazd w jedną stronę trwa pół godziny, tańce od półtorej do dwóch godzin, a potem trzeba jeszcze odrobić lekcje i nauczyć się na sprawdziany. Do tego kluby w szkole mają spotkania po lekcjach, może zamiast tańców zapiszę się do jakiegoś klubu. Muszę przejrzeć ich listę na stronie szkoły, może znajdę coś dla siebie, bo wybór jest podobno ogromy.

1 komentarz:

Drogi czytelniku,
tutaj możesz śmiało wyrazić swoją opinię. Jednak zanim to zrobisz, weź pod uwagę, że większość informacji na tym blogu to też opinie, takie same jak twoja. Nie musisz im wierzyć, nie muszą ci się podobać, ale musisz je szanować. Amen i zapraszam do komentowania :)